niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 18



Gdy się przebudziłam, nie miałam pojęcia, co się stało, ani gdzie jestem. Momentalnie otworzyłam oczy, aby to sprawdzić.

- Budzi się. - Usłyszałam cichy głos Vanessy, a już po chwili zobaczyłam dziewczynę, stojącą na przeciwko mnie. Zaraz obok niej, na białych krzesłach, siedzieli Finn i Jack. Ja sama, znajdowałam się na strasznie niewygodnym łóżku, w sali szpitalnej.
- Co się stało? - Od razu zapytałam ochrypłym głosem starając się podnieść. W mojej głowie momentalnie zaczęło się kręcić, a przed oczami pojawiać małe czarne plamki
- Połóż się. - powiedział zmartwionym głosem mój chłopak, pomagając mi w tym - Wszystko w porządku? - patrzył na mnie z troską
- Jak się czujesz? - Liam nie dał mi szansy odpowiedzieć na wcześniejsze pytanie, tylko zadał kolejne
- Pójdę po pielęgniarkę. - dodała szybko blondynka, odchodząc od mojego łóżka
Spoglądnęłam na mojego przyjaciela i chłopaka. Oby dwoje w tym momencie mieli identyczne miny. Patrzyli na mnie z lekkim uśmiechem, a w ich oczach można było wyczytać, że się o mnie troszczą.
- Zemdlałaś. - wyjaśnił mi szybko Harries

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem po czym podjęłam kolejną próbę podniesienia się z miejsca. Mimo osłabienia, bez większego problemu udało mi się podnieść. Chłopcy twierdzili, że powinnam poleżeć jeszcze chwilę, ale nie miałam na to ochoty. Przez chwilę siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Widać było, że nikt z nas nie wie, co powiedzieć. W końcu z tej chorej sytuacji wybawił nas dźwięk otwieranych drzwi. Do sali weszły - wyraźnie zmęczona Vanessa i kobieta w średnim wieku w uniformie.

- Widzę, że już się obudziłaś. - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja na potwierdzenie pokiwałam głową. - Prawdopodobnie byłaś bardzo podenerwowana podczas pobierania krwi, przez co zemdlałaś. To nic poważnego, więc możesz nawet teraz wyjść. Tylko oczywiście nie możesz się dzisiaj przemęczać. - Dodała, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Oczywiście, nie będę. - Upewniłam kobietę.

Pielęgniarka wyszła z sali, a ja podniosłam się z łóżka. Sama podeszłam do niedużego lusterka wiszącego na ścianie i, przeglądając się w nim, poprawiałam mojego kucyka.

- Finn... - zaczęłam niepewnie, a on do mnie podszedł i objął. - Chciałabym z tobą porozmawiać. Może mógłbys teraz do mnie przyjść? - Mówiąc to, byłam lekko podenerwowana, gdyż obawiałam się tej rozmowy.
- Nie ma problemu. - Uśmiechnął się słodko, nie przeczuwając, co mam mu do powiedzenia. - To jak, idziemy? - Zapytał przyjaciół, na co przytaknęli.


Usiadłam po turecku na łóżku w moim pokoju, a na przeciwko mnie usiadł Finn. Teraz nie byłam pewna, czy na pewno chcę to zrobić. Przełknęłam ślinę i popatrzyłam na mojego chłopaka, po którego minie, można było się zorientować, że podejrzewa, że coś jest nie tak.

- Rachel... Wszystko w porządku? - Zapytał z troską, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Nie Finn... nic nie jest w porządku. - Patrzyłam cały czas w jego oczy - Nie wiem, jak ci to powiedzieć...
- Spokojnie. - Widział, że się denerwuję. - O co chodzi?
- Myślę, że powinniśmy być tylko przyjaciółmi. - Wyszeptałam ze spuszczoną głową. - Przepraszam...
- Rachel... Nie przepraszaj. Przypuszczałem, że nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie. - Jednym palcem uniósł mój podbródek do góry, abym po raz kolejny mogła zatracić się w tych nieskazitelnych tęczówkach. - Cieszę się, że mogę być przynajmniej twoim przyjacielem.
- Naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło. - Głos mi się łamał i obawiałam się, że emocje wezmą nade mną górę.
- Nic nie poradzimy na to, że to nie ja skradłem twoje serce... - gdy to mówił, popatrzylam na niego lekko wystraszona, nie wiedząc o czym mówi - Nie jestem ślepy. Widziałem, jak na niego patrzysz. - uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Nie jesteś na mnie zły? - Zapytałam cicho, a on równie cicho się zaśmiał.
- Nie jestem. Ale musisz mi obiecać, że będziemy przyjaciółmi.
- Amm… - zawahałam się trochę. – Finn… Nie mogę ci tego obiecać, bo nie wiem, jak się potoczą nasze dalsze losy. Będę się starać, aby nasza przyjaźń się nie skończyła, ale nie wiem, czy to się uda. Nie chcę obiecywać czegoś, gdy nie jestem pewna, że dotrzymam obietnicy. - Powiedziałam to, co o tym myślę.
Naprawdę chciałbym się przyjaźnić z Finnem, bo jest świetnym chłopakiem, ale nie chcę żeby czuł się tak jak ja dwa lata temu.
- Rozumiem cię Rachel. - Uśmiechnął się ciepło, po czym wstał i podszedł do okna, wyglądając przez nie. - Po prostu nie chcę cię całkowicie stracić. Jesteś dla mnie ważna. - Dopowiedział ledwo słyszalnie.
Wstałam, podeszłam do okna, po czym usiadłam na parapecie, opierając się o nieprzyjemnie chłodną szybę.
- Nie wiem, co powiedzieć. - Mówiłam patrząc na swoje stopy. - Na pewno nie żałuję, że cię poznałam. Czuję się strasznie z tym, że zakańczam nasz związek, i to jeszcze po krótkim czasie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jeśli chodzi o relacje między nami, to ja również chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi. - Po wypowiedzeniu tych kilku zdań, popatrzyłam na bruneta, który szczerze się do mnie uśmiechał.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy, bo żadne z nas nie miało pojęcia, co powiedzieć. W końcu chłopak stwierdził, że musi się już zbierać. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, po czym razem poszliśmy pod drzwi.
Niepewnie przytuliłam chłopaka na pożegnanie, co sprawiło, że kąciki jego ust uniosły się ku górze.

- To ja jeszcze zadzwonię, czy jutro przyjdziemy. - Powiedział z uśmiechem, po czym szybkim krokiem wyszedł.

Mimo iż jutro jest sobota, bracia Harries mieli przyjść do nas i razem z Harrym, Zaynem i Louisem pomóc Tiffany w przeprowadzce. 3/5 One Direction zapewniło, że na sto procent przyjdą, natomiast pozostałe 2/5, czyli Liam i Niall powiedzieli, że się postarają, ale nie wiedzą czy im się uda, bo mają we dwójkę wywiad dla jakiegoś kraju. Trochę żal mi było, że moja ciocia i Dylan już się wyprowadzają. Może nie mieszkali u nas zbyt długo, ale już przyzwyczaiłam się do chłopczyka, dzięki któremu w domu było zawsze wesoło.

Poszłam do salonu, gdzie mimo późnej pory siedziały ciocia i mama. Tiffany rozmawiała z kimś przez telefon, a mama robiła coś na laptopie. Nic nie mówiąc wyszłam z pokoju i powędrowałam do mojej sypialni, z zamiarem pójścia spać.
Leżąc już w łóżku, wspominałam stare czasy. Może nie zawsze było wesoło, ale i tak życie było łatwiejsze. Nie przejmowaliśmy się konsekwencjami naszych poczynań.


*Retrospekcja*
29 czerwca 2008

- Zgodzili się! - Podbiegłam do bruneta i, radosna rzuciłam mu się na szyję.
- Naprawdę?! - Przyjaciel okręcił mnie wokół własnej osi, a następnie postawił na ziemię. - Będzie super! Chodź, powiemy moim rodzicom. - Złapaliśmy się za ręce i, śmiejąc się pobiegliśmy do domu sąsiadów.
- Mamo! Rachel i państwo Knight pojadą z nami! - Chłopak krzyknął ledwo przekraczając próg domu.
- Naprawdę? - Z kuchni wyszła kobieta w fartuszku, cała ubrudzona mąką. - To świetnie! No to szykujcie namiot, bo za dwa tygodnie wyjeżdżamy! Idę do twoich rodziców, wszystko omówić! - Podekscytowana kobieta wybiegła z domu, zapominając o fartuchu. 

17 lipca 2008

Staliśmy przed naszymi, rozłoszczonymi rodzicami, ze spuszczonymi głowami.
- Możecie nam wytłumaczyć, dlaczego zakopaliście piaskiem śpiącą Ruth? - Zapytał opanowanym głosem pan Payne.
- I zostawiliście ją tak na 3 godziny! - Dodała moja mama, krzycząc.
Popatrzyliśmy na siebie z Liamem. Gdy zobaczyłam, jak nie może powstrzymać się, aby się nie zaśmiać, sama wybuchnęłam śmiechem. Przyjaciel dołączył się momentalnie i razem już leżeliśmy na ziemi.
- Co to ma znaczyć? - Zapytała zbulwersowana pani Payne.
- Ale przyznaj mamo, że to było śmieszne. - Broniła nas Nicole, sama się śmiejąc.


*Koniec retrospekcji*

Wiedziałam, że już nigdy nie będzie tak samo. Chciałabym powrócić do tych czasów, mimo iż wiem, że to niemożliwe.


***

Stojąc na lotnisku z tatą i ciocią, modliłam się, aby chłopcy, jak najszybciej przyszli. Czekaliśmy, aż będziemy mogli odebrać rzeczy, które przylecą z Irlandii, a w tym towarzyszyły nam "wspaniałe" fanki chłopców. Nie mam pojęcia jakim cudem dowiedziały się, że Lou, Harry i Zayn mają tu być. Znając życie jeden z tych geniuszy musiał wygadać to na twitterze. Okazało się, że bliźniacy nam nie pomogą, gdyż wraz z rodzicami lecą do Afryki na święta.

- Rachel… - usłyszałam słodki dziecięcy głos, a po spojrzeniu w dół, zobaczyłam około sześcioletnią dziewczynkę, obok której stała mama.
- Tak? - Zapytałam z uśmiechem kucając przy niej.
- Mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie? - Zapytała nieśmiało, a ja nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Nie chciałam, aby ludzie myśleli, że przez to, że znam chłopców, uważam się za kogoś sławnego.
- Hmm… A może wolałabyś zdjęcie z Louisem, Harrym i Zaynem? - Zapytałam, a ona z ogromnym uśmiechem na twarzy zaczęła kiwać główką.

Wytłumaczyłam jej mamie, że za chwilę przyjdą chłopcy, którzy zrobią sobie zdjęcie z dziewczynką. Kobieta była bardzo szczęśliwa, bo jak stwierdziła, jej córka spełni swoje marzenia.

Po chwili usłyszeliśmy strasznie głośny pisk wszystkich dziewczyn na lotnisku. Oznaczało to jedno - chłopcy już idą. Odwróciłam się do tyłu, a już po chwili zobaczyłam trzech uśmiechniętych chłopców, w towarzystwie pięciu ochroniarzy, którzy odsuwali fanki.

- Hej. - Powiedzieli równo, po czym Harry mnie przytulił, a Zayn i Louis pocałowali w policzek.
- A kto to? - Zapytał Louis z wymalowanym na twarzy uśmiechem, po czym uklęknął obok dziewczynki. - Jesteś naszą fanką?
- Tak - ukazała swoje ząbki. - Louis… Mogę cię przytulić? - Zapytała, na co wszyscy zareagowaliśmy głośnym "aww".
- Oczywiście - Louis rozłożył ręce, a już po chwili zamknął dziewczynkę w żelaznym uścisku.
Pozostała dwójka zrobiła to samo.

Siedzieliśmy wszyscy na ławce i nadal czekaliśmy, aż będziemy mogli odebrać rzeczy. Chłopcy nie marnowali czasu i rozdawali fankom autografy, a także robili sobie z nimi zdjęcia. Jedyne co mnie zaniepokoiło, to to, że Malik był smutny. Co prawda, do zdjęć uśmiechał się, ale sztucznie. Chciałam do niego podejść, zapytać się, co się dzieje lub po prostu przytulić. Wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić.

Po chwili brunetka poinformowała nas, że już możemy iść po rzeczy. Całą jedenastką - bo razem z ochroniarzami - szliśmy za jakimś mężczyzną, który miał nam pokazać, gdzie są rzeczy. W końcu doszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowała się masa pudeł. Było tam kilku mężczyzn, którzy jak podejrzewam pilnowali, aby ludzie nie brali czegoś, co nie jest ich własnością.

- Wszystkie pani pudła znajdują się tu, po prawej, ale proszę patrzeć, czy jest na nich pani nazwisko. Przy wyjściu należy pokazać panu Adrienowi pudło i tyle. - Objaśnił nam mężczyzna. - Aaa... I tu jest wyjście od razu na parking. - Dodał, a następnie opuścił pomieszczenie.
- Dobra... Czyli wszystko wkładamy do jakiejś ciężarówki firmy "Zimba". - Powiedział pod nosem tata, biorąc pierwsze pudło.

***

Wraz z 3/5 One Direction jechałam ich samochodem za ciężarówką. Ochroniarze już mogli spokojnie pojechać do domu, a Tiffany i tata pojechali do domu, aby zabrać jeszcze Dylana. Sami mieliśmy zacząć wnosić do domu pudła. Jak się okazało, Tiffany ma mieszkać z jakąś dziewczyną, gdyż samej jej nie stać na wynajem mieszkania.

- Czemu nie ma Finna i Jacka? - Zapytał Louis, wyrywając mnie z zamyśleń.
- Co? - Zapytałam automatycznie, mimo iż słyszałam pytanie. - Nie mogli. Pojechali już na święta.
- A jak tam między tobą a Finnem? - Zayn był ewidentnie ciekawy, jak potoczyły się sprawy po moim pocałunku z Liamem.
- Nie jesteśmy już razem. - Powiedziałam obojętnym głosem.
- Czemu? - To pytanie zadali równo Louis i Harry.
Popatrzyłam na Zayna, który siedział obok mnie. Uśmiechnął się do mnie ciepło, poruszając ustami tak jakby mówił "tak myślałem".
- Nie chcę o tym mówić.
Na szczęście dojechaliśmy już pod dom, przez co chłopcy nie wypytywali mnie więcej. Domek był nieduży, ale był bardzo ładny. Wyszliśmy z samochodu, po czym podeszliśmy do ciężarówki.

- To ten dom? - Louis spytał kierowcę ze zdziwieniem.
- Tak.
- Dobra, to wy już wyjmujcie, a ja z Zaynem idziemy do tej dziewczyny, która w nim mieszka. - Mówiąc to, ciągnęłam czarnowłosego w kierunku drzwi.
Szybko poprawiłam włosy w weneckim lustrze, które było umieszczonym na drzwiach, tak samo jak Malik. Następnie zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły, a w ich progu stanęła mulatka z pięknymi, kręconymi włosami. Gdy zobaczyła mojego towarzysza, uśmiech od razu zagościł na jej twarzy.
- Zayn?!
- Danielle?! - Krzyknęli niemal równo, po czym dziewczyna lekko przytuliła chłopaka.
- Danielle, to Rachel - moja przyjaciółka, Rachel, to Danielle. - Przedstawił nas sobie, zawzięcie gestykulując rękoma.
- Miło mi. - Dziewczyna wyciągnęła w moim kierunku rękę, którą uścisnęłam.
- Mi też - uśmiechnęłam się ciepło w jej kierunki, mimo iż ją dopiero poznałam. - Skąd się znacie? - Zapytałam ciekawa.
- Byłam dziewczyną Liama, ale od kilku miesięcy już nie jesteśmy razem. - Wytłumaczyła mi. - A co wy tutaj robicie? Jak byłam z Liamem, to ani razu mnie nie odwiedziłeś. - Zaśmiała się do Malika.
- Nasza znajoma - ciocia Rachel, ma tutaj mieszkać - wytłumaczył. - Teraz pojechała po syna i zaraz tu wróci, a my mamy zacząć wnosić rzeczy.
- To chodźcie, pomogę wam.


***

Wnieśliśmy już wszystkie rzeczy, a Tiffany dalej nie było. Chciałam już wracać do domu, ale, że jestem uzależniona od chłopców, musiałam z nimi siedzieć. Harry i Louis cały czas wspominali dawne czasy, jak razem z Danielle robili coś "super śmiesznego". Po raz kolejny musiałam słuchać, jak to wszyscy się świetnie bawili, kiedy ja sama siedziałam w Wolverhampton wylewając łzy z oczu. Wyjęłam z kieszeni spodni telefon, i zaczęłam pisać sms'a. "Nie chcę słuchać jak o tym rozmawiają. Proszę, zrób coś. Zmień temat... Albo lepiej! Weź mnie stąd." I wysłałam do Zayna. Po chwili usłyszałam sygnał, jaki chłopak, ma ustawiony, gdy przychodzi do niego wiadomość. Szybkim ruchem wyjął telefon z kieszeni i odczytał sms'a.

- O Boże! Już tak późno?! - Spanikowany podniósł się z fotelu. - Rachel! Chodź, bo się spóźnimy! - Pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie idziecie? - Zapytał zdziwiony Harry.
- Powiem wam później, a teraz musimy iść. - Odpowiedział szybko, po czym zostawiając zdezorientowanych przyjaciół, wyszliśmy za drzwi.
Szybko pobiegliśmy na drugą stronę ulicy. Zatrzymaliśmy się, gdy byliśmy pewni, że jesteśmy już wystarczająco daleko, by przyjaciele nie mogli nas dostrzec.
- Dziękuję kocie - pocałowałam chłopaka w policzek, a on się zaśmiał.
- To co robimy? - Zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Może po prostu pójdziemy do mnie. Chyba dawno tam nie byłeś.

Chłopak od razu zgodził się na moją propozycję. Ze względu na to, że nie chciało nam się czekać na taksówkę, postanowiliśmy pójść na nogach. Ufałam Zaynowi i miałam nadzieję, że naprawdę zna drogę do domu.
Malik się praktycznie nie odzywał, co upewniło mnie, że coś się stało.

- Chcesz? - Zapytał chłopak, a ja nie wiedząc o co chodzi, popatrzyłam w jego stronę.
Chłopak miał wyciągniętą rękę w moim kierunku, a w jego dłoni znajdowała się paczka papierosów. Sprawnym ruchem wyjęłam jednego, po czym końcówkę włożyłam między wargi. Przybliżyłam się do Malika, aby odpalić papierosa od tego samego ognia, co on. Po chwili ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Zayn... - zaczęłam cicho, po czym zrobiłam długą przerwę. - Czemu jesteś smutny?
- Co? - Musiałam wyrwać chłopaka z zamyśleń. - Wcale nie jestem. Wydaje ci się. - Uśmiechnął się w moim kierunku, a ja nie spuszczając oczu z jego twarzy, uniosłam brwi. - Naprawdę.

Stwierdziłam, że jeśli sam nie chce nic mówić, nie będę nalegać. Resztę drogi, czyli jakieś zaledwie 15 minut rozmawialiśmy o urodzinach Louisa, które nadchodzą wielkimi krokami. Już z na oko stu metrów, zauważyły nas fanki znajdujące się pod domem chłopców. Szybko przyśpieszyliśmy kroku, ale one i tak do nas dobiegły. Zaczęło się tylko od pisków i zadawania pytań, ale po chwili starały się nas przytulić. Za równo ja jak i Malik byliśmy zdenerwowani, gdyż dziewczyny kompletnie nie zwróciły uwagi na to, że drapią nas swoimi paznokciami. Gdy już przekroczyliśmy bramę mojego domu, przerzuciły się na telefony i zaczęły nam robić zdjęcia.

- Nie chcę obrażać waszych fanek, ale są psychiczne. - Stwierdziłam otwierając drzwi.
- Niektóre są normalne - zaśmiał się cicho wchodząc do domu. - Dzień dobry! - Krzyknął pogodnym głosem, ale nikt mu nie odpowiedział.
- Nie ma nikogo - poinformowałam go.

Po rozebraniu się z kurtek, poszliśmy na górę. Zmęczona przenoszeniem pudeł rzuciłam się na jeszcze niepościelone łóżko, a zaraz obok mnie położył się Zayn. Nie mogłam patrzeć na to, jak siedzi smutny i nic nie mówi. Podniosłam się do pozycji siedzącej, a on widząc moją poważną minę, zrobił to samo. Popatrzyłam w jego oczy.

- Zayn... Co się dzieje? - Zapytałam najłagodniej jak umiałam, ale widząc, że chłopak nie ma zamiaru odpowiedzieć, kontynuowałam - Wiesz, że możesz mi zaufać.- Zapewniałam chłopaka nie przestając wpatrywać się w niego.
- Wiem Rachel - uśmiechnął się lekko dosłownie na ułamek sekundy. - Ale to wszystko, to nie jest takie łatwe, jak się wydaje. - Westchnął głośno, rozglądając się dookoła, by tylko nie spojrzeć na mnie.
- Możesz mi wszystko powiedzieć. - Z determinacją położyłam dłoń na jego ramieniu, aby dodać mu odwagi. - Zayn... Nie chcę żebyś był smutny.
- Chyba się zakochałem… - Niemal wyszeptał te zaskakujące słowa, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- To chyba dobrze. - Delikatnie uśmiechnęłam się do przyjaciela.
Nie rozumiałam, co jest złego w tym, że spodobała mu się jakaś dziewczyna.
- Ta dziewczyna ma ogromne szczęście. Kim ona jest?
- No i właśnie to nie jest takie łatwe... - popatrzyłam na niego zdziwiona, nie wiedząc o co mu chodzi. - To Perrie - niemal wyszeptał - Rozumiesz? Zakochałem się w dziewczynie, z którą miałem być w związku tylko dla rozgłosu...

wtorek, 12 marca 2013

W następnym rozdziale... (18)



(...)
- Wiesz, że możesz mi zaufać.- Zapewniałam chłopaka nie przestając wpatrywać się w niego.
- Wiem Rachel - uśmiechnął się lekko dosłownie na ułamek sekundy. - Ale to wszystko, to nie jest takie łatwe, jak się wydaje. - Westchnął głośno, rozglądając się dookoła, by tylko nie spojrzeć na mnie.
- Możesz mi wszystko powiedzieć. - Z determinacją położyłam dłoń na jego ramieniu, aby dodać mu odwagi. - Zayn... Nie chcę żebyś był smutny.
- Chyba się zakochałem… - Niemal wyszeptał te zaskakujące słowa, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- To chyba dobrze. - Delikatnie uśmiechnęłam się do przyjaciela.
Nie rozumiałam, co jest złego w tym, że spodobała mu się jakaś dziewczyna.
- Ta dziewczyna ma ogromne szczęście. Kim ona jest?
- No i właśnie to nie jest takie łatwe...
(...)


(...)
- Myślę że powinniśmy być tylko przyjaciółmi. - Wyszeptałam ze spuszczoną głową. - Przepraszam...
- Rachel... Nie przepraszaj. Przypuszczałem, że nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie. – Jednym palcem uniósł mój podbródek do góry, abym po raz kolejny mogła zatracić się w tych nieskazitelnych tęczówkach. - Cieszę się, że mogę być przynajmniej twoim przyjacielem.
- Naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło. - Głos mi się łamał i obawiałam się, że emocje wezmą nade mną górę.
- Nic nie poradzimy na to, że to nie ja skradłem twoje serce...
(...)

__________

Łał! :o Szczerze? Nie spodziewałyśmy się, że tak szybko pojawią się komentarze. To miłe zaskoczenie, jednakże prosimy, aby nie robić spam'ów w komentarzach z anonimów, bo tego i tak nie liczymy, a zaśmieca tylko miejsce... :) Jeśli pod następnym rozdziałem znów pojawi się spam, będziemy zmuszone do zablokowania funkcji dodawania komentarzy z anonimów... 

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 17



Nie mogę się nadziwić, jak ten czas szybko płynie. Każdy dzień jest nowym początkiem, niesie nadzieję na lepsze jutro. Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy przesiadywałam w ulubionym fotelu, przed oknem pokoju w Wolverhampton. Wtedy życie nie miało dla mnie sensu i pragnęłam je jak najszybciej zakończyć. Najlepszym dowodem są cienkie, podłużne kreski na nadgarstkach, przypominające o braku nadziei i poddaniu się. Gdyby nie moi kochający rodzice, właśnie teraz patrzyłabym na mych najbliższych z nieba, albo raczej z piekła.
Jednak moje życie się zmieniło. Ja się zmieniłam. Do świąt pozostało równe czternaście dni. Jest to najwyższy czas, by pełna życia i radosna Rachel powróciła, a istnieje tylko jeden sposób, by się to stało. Muszę poprosić o pomoc specjalistkę od tych spraw.
Z kieszeni jeansów wyjęłam Blackberry i wybrałam właściwy numer. Właściwie to nie wiem kto zapisał mi te wszystkie numery. Patrząc na zdjęcia i podpisy sądzę, że to wspaniałomyślny Louis. Po kilku sygnałach już miałam zakończyć połączenie, gdy usłyszałam głos dziewczyny.

- Rachel?! - Momentalnie odciągnęłam telefon od ucha. Co ta dziewczyna bierze, że ma siłę tak się wydzierać?
Na ogól wydawała się spokojna i opanowana, ale dziś naprawdę musiała wciągnąć jakieś prochy, albo chociaż wypić piwo. Śmiejąc się pod nosem włączyłam tryb głośnomówiący, by nie narażać zmysłu słuchu na cierpienie.
- Tak, El, to ja - przechadzałam się po pokoju z telefonem w dłoni z nadzieją, że szatynka mi nie odmówi propozycji.
- To zamieniam się w słuch. Jaką masz sprawę? - Słychać było, że była bardzo podekscytowana, więc teraz już byłam pewna, że się zgodzi.
Nic dziwnego, że Louis się w niej zakochał. Pasują do siebie, jak dwie krople wody, co jest niesamowite.
- Postanowiłam, że muszę zmienić trochę garderobę i może coś z włosami zrobić. - Wahałam się wciąż, mówiąc te słowa, ale, gdy usłyszałam radosny pisk pochodzący z drugiej strony aparatu, zaśmiałam się radośnie, a wzrok skupiłam na zdjęciu przedstawiającym mnie i chłopaka, śmiejących się do obiektywu. - Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz?
- Jeszcze pytasz?! Będę za piętnaście minut! Masz czekać gotowa! - Chciałam jeszcze coś dodać, lecz nie zdążyłam, gdyż się rozłączyła.

Wzięłam do ręki zdjęcie, na którym wcześniej skupiłam swą uwagę. Pogładziłam je opuszkami palców i cicho szepnęłam.
- To dla ciebie.
Odstawiłam ramkę na miejsce i leniwym ruchem podeszłam do szafy. Nie miałam zbyt wielkiego wyboru, gdyż większość rzeczy poukładanych na półkach to jeansy i ciemne bluzy, jednakże udało mi się znaleźć jeden zestaw, który zachowałam z dawnych czasów. Tylko pozostaje pytanie, czy się zmieszczę?
Ściągnęłam z siebie podkoszulek oraz spodnie, które zaraz potem wylądowały w szafie numer dwa - na fotelu. Założyłam wcześniej wyciągnięte ubrania i okręciłam się przed dużym lustrem, stojącym w roku pokoju. Stwierdziłam, że nie jest tak źle i, że na początek Eleanor powinna być ze mnie dumna. Zrobiłam szybki makijaż, a nadgarstek przykryłam bransoletką. Po chwili usłyszałam dźwięk klaksonu dobiegający z podwórka, więc zbiegłam na korytarz, by założyć resztę garderoby.

- Skarbie, wychodzisz gdzieś? - Mama stanęła przy półce i przyglądała się mym poczynaniom. - Ślicznie wyglądasz. - Posłała szczery uśmiech w mą stronę, a jej oczy promieniały.
- Umówiłam się z Eleanor - twarz mamy zdradzała, iż nie wiedziała o kogo chodzi. - Emm dziewczyna Louisa. - Wyszczerzyłam się do niej, jak głupia, na co zareagowała delikatnym śmiechem.
- Już pamiętam, to ta sympatyczna szatynka?
- Tak, tak. Idziemy na zakupy - w tym momencie po raz kolejny zabrzmiał klakson, a usta rodzicielki jeszcze bardziej się rozszerzyły w uśmiechu. - Ale jak widzisz, ta sympatyczna dziewczyna jest też strasznie niecierpliwa, więc nie wrócę późno.
Podeszłam do mamy i ucałowałam ją w lico.

Wybiegłam z domu, a następnie przez ogrodzenie. Nie musiałam się nawet wysilać, by odnaleźć pojazd, gdyż czarne Audi stało prostopadle do furtki. Zajęłam miejsce pasażera i szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam jak się zachować, więc rzuciłam szybkie hej i zapięłam pasy.

- Kierunek Westfield! - Ruszyła z podjazdu, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą wybijając w powietrze.
- Tylko nas nie zabij w tej ekscytacji - zaśmiałam się z reakcji lubej Tomlinsona. - Bardzo będę tego żałowała?
- Tylko troszeczkę - poruszała zalotnie brwiami. - A tak serio, to już nieźle ci poszło - pochwaliła mnie, na co poczułam ulgę.
- W takim razie, chyba przeżyję. - Mrugnęłam.
- Przy okazji załatwimy sprawę z prezentami na święta i klub na urodziny Lou. - Uśmiechnęła się do mnie, tym razem delikatnie. - Co ty na to?
- Pewnie! - Cieszyłam się, że ufała mi w sprawie swojego chłopaka, jak i reszty przyjaciół. - Tylko... kiedy on ma te urodziny? - Czułam jak spalam buraka. W końcu nie znam podstaw, jeśli chodzi o chłopców.
- Widzę, że nadal nie jesteś ich wielką fanką. - Zaśmiała się pod nosem. - 24 grudnia - dodała.
- Chcesz mi powiedzieć, że Louis ma urodziny w Wigilię? - Wytrzeszczyłam oczy. - To dlatego jest taki fajny. 
- Później opowiem ci wszystko, co tylko wiem, a teraz koniec z pogaduszkami i zabieramy się za zakupy!


Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak wymęczona. Spędziłyśmy z Eleanor ponad cztery godziny plątając się po wystawach sklepowych i u fryzjera, a następne półtorej na zamawianiu klubu. Nie czuję nóg, a ta wariatka dalej tryska pełnią życia. Muszę chyba brać od niej lekcje, albo chociaż dowiedzieć się skąd wzięła tak dobrego dilera.
Ostatkami sił padłam na kanapę salonu, rodzinnego domu Eleanor. Jej rodzice gdzieś wyjechali, więc miałyśmy chwilę czasu na odpoczynek. Nie zatrzymywałyśmy się w żadnej restauracji na posiłek, gdyż byłam zbyt zmęczona.

- To jaką pizzę zamawiamy? - El rzuciła się na mnie, bym się posunęła.
Zrobiła skwaszoną minę, ale ustąpiłam jej miejsca.
- Z ananasem! - Starałam się naśladował jej ekspresję.
- Aaaaaa... - Dziewczyna przytuliła mnie gniotąc żebra.
Czułam, że jeśli nogi mi nie odpadną ze zmęczenia, to zamiast tego stracę słuch.
- Gdzieś ty była dziewczyno, gdy kłóciłam się o to z chłopcami?! - Spytała z wyrzutem, na co wzruszyłam ramionami.
- W domu? - Spytałam niepewnie, podśmiewając się przy tym.
- Ugh dobra, to ja zamawiam jedzonko, a ty przymierz emm - zaczęła przebierać w torbach, wyciągając z każdej po jednej rzeczy. - Przymierz to. - Podała mi dobrany już zestaw. - A potem zajmę się włosami i makijażem.
- Chcesz ze mnie zrobić swoją osobistą laleczkę? - Uniosłam jedną brew ku górze. - A swoją drogą, to moja karta została wyczyszczona do zera!
- No oczywiście! A teraz do roboty - popchnęła mnie w stronę zapewne łazienki.

Muszę przyznać, że pomimo tego, iż jest poniedziałek, w ogóle tego nie odczułam. Eleanor jest wspaniałą dziewczyną i nie rozumiem, czemu jakieś dziewczynki mogą mówić o niej złe rzeczy. Nie należy oceniać książki po okładce, czego doświadczyłam na własnej skórze. A poza tym słyszałam od Van, że istnieje duża grupa dziewczyn nazywających się Larry Shippers? Sama uważałam członków One Direction za pedałków, ale to dlatego, że ich nie znałam i nie chciałam ich poznać. Ale wżyciu bym nie wmawiała komuś, że jest gejem, bo się przyjaźni z chłopakiem... Wszyscy chłopcy w mojej klasie się tak zachowują i nie widzę w tym nic dziwnego. No ale niektórzy są zbyt niedojrzali, by to dostrzec.

Przebrana już w strój od El, wróciłam nieśmiało do salonu. Gdy szatynka tylko mnie zauważyła, uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła do swojego pokoju. Pomieszczenie było przytulne i bardzo dziewczęce. Szatynka posadziła mnie na krzesełku przed toaletką, tyłem do lustra.
Zmyła mi z twarzy wcześniejszy make-up, a następnie zajęła się swoją inwencją twórczą. Później zajęła się modelowaniem włosów. Przez cały ten czas podawał mi najważniejsze wiadomości związane z nią i całym One Direction. Opowiedziała mi również o tym, jak poznała Louisa i o nienawidzących jej fankach. Zrobiło mi się jej strasznie żal, więc nieśmiało ją przytuliłam, co odwzajemniła i życzyła, aby mi się to nie przytrafiło. Wahałam się czy mogę jej opowiedzieć o weekendowym wydarzeniu, ale uznałam, że będzie najbardziej obiektywną osobą i doradzi mi, co mam robić.
Gdy skończyła swą pracę, poprosiłam ją, aby jeszcze poczekała z pokazaniem mi efektów i przysiadłam na brzegu wielkiego łoża. Koleżanka poszła w moje ślady i czekała, aż będę gotowała jej powiedzieć.
W końcu zebrałam się w sobie i powiedziałam o pocałunku z Liamem, o Finnie i, o znalezionym rysunku Zayna, które przedstawiało mnie samą.

- Zaczynam się już gubić w tym wszystkim. Chyba sama nie wiem, co tak naprawdę czuję i do kogo. - Schowałam twarz w dłoniach, a ciepła ręka dziewczyny gładziła mnie po plecach.
- Jesteś zakochana. - Szepnęła, na co podniosłam głowę i wpatrywałam się w nią z wyczekiwaniem. - Nie patrz tak na mnie, to ty wiesz w kim.
- Ale właśnie w tym tkwi problem, że nie wiem! Jestem szczęśliwa z Finnem, ale Liam i Zayn są mymi przyjaciółmi, a tylko mieszają mi w głowie. Zresztą to niemożliwe, żebym się podobała któremukolwiek z nich. - Położyłam się plecami na łóżku i wpatrywałam w sufit.
- A mi się wydaje, że wiem z kim powinnaś być, jednak sama musisz dojść do tego i przekonać się, którego z nich kochasz, a którego traktujesz, jak przyjaciela. - Puściła perskie oko i uśmiechnęła się szczerze.

Wypuściłam powietrze z ust. Czyli wniosek z tego jest jeden. Nie dowiem się, póki sama nie zrozumiem swych uczuć. Podniosłam się z miejsca i stanęłam przed lustrem.
- Wow. - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. - To naprawdę ja? - Oglądałam się z każdej strony, nie mogąc pojąć, że patrzę na własne ciało.
- Prawda, że jestem niesamowita? Stworzyłam cudo! - Eleanor stanęłam przy mnie i przytuliła mnie.
- Powinnaś zostać stylistką.
- Powiedz to mediom - skwitowała. - A teraz wybacz, muszę skorzystać z toalety.

Szatynka wyszła z pokoju, a ja wciąż przyglądałam się własnemu odbiciu. Nie wierzyłam, że mogę być taka ładna. Co prawda nikt mi nigdy nie mówił, że jestem brzydka, ale to... Tylko czy taka przemiana spodoba się reszcie? Co Vanessa na to powie? Co powie na to Finn? Czy rzeczywiście chcę być grzeczną dziewczynką?  I najważniejsze... Czy robię to dla siebie, czy dla kogoś mi bliskiego?
Moje przemyślenia przerwał domofon, oznajmujący przybycie gościa.

- Rachel, otworzysz?! To pewnie gościu od pizzy! - Usłyszałam głos Eleanor.
- Pewnie! - Zbiegłam po schodach, na tyle, na ile pozwalały mi wysokie obcasy.
Nawet nie spoglądając przez wizjer, otworzyłam drzwi frontowe.

Przede mną stali rozbawieni Harry i Louis. Gdy tylko zwrócili na mnie uwagę, osiemnastolatek zamilkł, a jego oczy powiększyły się dwukrotnie. Początkowo był w szoku, ale zaraz się ocknął i zaczął lustrować wzrokiem całe moje ciało. Speszyło mnie to, więc spojrzałam na Lou, który przyglądał mi się ze zmarszczonym czołem, aż w końcu się szeroko uśmiechnął. Widziałam w jego oczach, że mnie rozpoznał - w przeciwieństwie do przyjaciela.

- Hej piękna, jestem Harry. - Styles ukazał swój firmowy uśmiech, który miał zapewne spowodować, że się rozpłynę pod jego widokiem. - Czemu wcześniej nie miałem okazji cię tu spotkać? - Oparł rękę o futrynę ciężkich drzwi.
Tomlinson ledwo powstrzymywał napad śmiechu, więc dyskretnie dałam mu do zrozumienia, aby pomógł mi dalej ciągnąć tę gierkę. Wciąż nie udzielając odpowiedzi szatynowi, wpuściłam ich do środka.
Zamknęłam za nami drzwi i udałam się z chłopcami do salonu.

- To jak, jesteś kuzynką Eleanor, czy coś? - Harry podchodził coraz bliżej. - No mała, nie bądź taka, powiedz coś. -  Lokowaty stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Dłonią schował kosmyk mych włosów za ucho.
Wtedy nie wytrzymałam.
- Mała, to jest twoja pała! - Wydarłam się prosto w twarz zdezorientowanego chłopaka. - Ile razy mam ci to powtarzać? - Ominęłam go i przybiłam piątkę z tarzający się ze śmiechu Louisem.
- Rachel? - Styles wyszeptał ledwo słyszalnie, nie dowierzając własnym oczom, a właściwie uszom.
- A kogo innego się spodziewałeś, idioto? - Louis, który pozbierał się z sofy, wyśmiewał przyjaciela.
- Ej, co tu się dzieje? - Eleanor weszła do pomieszczenia i patrzyła na nas z zaskoczeniem. - Wy dwaj - wskazała palcami po chłopakach. -Skąd się tu wzięliście? - Podparła ręce na biodrach.
- Ładnie to tak się witać ze swoim chłopakiem? - Tomlinson podszedł do swej ukochanej i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. - Tak o wiele lepiej. - Wyszczerzył się do mnie, obejmując dziewczynę w pasie.
- A z czego się tak chichraliście? - Spojrzałam na czerwonego ze wstydu Hazzę i uznałam, że mu odpuszczę, tym razem.
- Nic takiego, Harry się potknął o własne nogi, gdy wchodził do domu. - Puściłam mu oczko, na co się rozchmurzył, a Louis zaśmiał, lecz potwierdził moją wersję.
- A co uważacie o moim dziele? - El podeszła do mnie i chwytając za dłoń, okręciła mnie wokół własnej osi.
- Jesteś mistrzynią - oznajmił Tommo.
- Naprawdę ślicznie wyglądasz, Rachel. - Loczek podszedł i przytulił mnie, co o dziwo odwzajemniłam. - Przepraszam cię za to nieporozumienie. - Szepnął mi do ucha, by nikt inny nie usłyszał.
- Przyzwyczaiłam się, że nie jesteście normalni. - Uśmiechnęłam się pod nosem, a gdy się oderwałam od chłopaka, puściłam oczko.
- To po co przyszliście? - Spytała szatynka.
- W sumie, to nudziło nam się. - Odparł Harry i już rozluźniony zasiadł w fotelu. - Macie coś do jedzenia?
- Zaraz będzie pizza, ale wy takiej nie lubicie - El wystawiła mu język.
- Znowu z ananasem? - Zrobił jakąś dziwną minę, ale szybko dodał. - Trudno, głodny jestem, przeżyję. - Odpłacił jej tym samym.
- W takim razie wy sobie zostańcie i zajadajcie pizzą, a ja już muszę się zbierać. - Podeszłam do każdego, by go przytulić na pożegnanie.
- Ale jak to? To wszystko wasza wina! - Wydarła się na chłopców. - Gdyby nie wy, to by została.- Pożaliła się Calder.
- Nie, spokojnie El, obiecałam mamie, że nie wrócę za późno, a i tak już jest po dziesiątej. Jutro muszę wstać - w końcu - do szkoły.
- Skoro obiecałaś Maggie, to nie możesz jej zawieść. - Tomlinson mówił z powagą, za co dostał w bok od swej dziewczyny. - Oj, kochanie, nie bądź zazdrosna, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. - Ucałował ją w policzek, a następnie mrugnął do mnie, na co się zaśmiałam.
- Dobra gołąbeczki, to ja was zostawiam i do zobaczenia. - Pomachałam im i z dłońmi pełnymi toreb, udałam się do przedpokoju, by się ubrać.
- Poczekaj! Odwiozę cię. - Harry stał już za mną, co mnie zaskoczyło.
- Nie musisz, dam sobie radę. - Uśmiechnęłam się niepewnie, chociaż tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak mam się dostać do domu, gdyż nie znałam aż tak dobrze Londynu.
- Nie ma sprawy. - Styles zaczął ubierać buty. - I tak nie zamierzam oglądać jak się męczą ze mną. Niech sobie poruchają do woli, póki mają wolną chatę. - Pokręciłam głową rozśmieszona słowami sąsiada.
- Skoro tak mówisz... - Chwyciłam pakunki z ubraniami, lecz Styles mi je odebrał i zaniósł do bagażnika.  Całe szczęście prezenty świąteczne pochowałyśmy z Eleanor w jej ogromnej szafie.

Myślałam, że droga będzie krępująca i całą przemilczymy, jednak tak się nie stało. Harry opowiedział mi o czasie spędzonym w USA i o spotkaniach z fanami. Byłam ciekawa, więc spytałam go o Taylor. Powiedział, że są razem, ale nie jest pewien, czy jest zakochany. Jest im razem dobrze, ale twierdzi, że nie czuje tego czegoś. Uważa, że gdy przychodzi do pocałunków, czuje się raczej jakby całował przyjaciółkę, nie dziewczynę swego życia. Nie ma tej iskry, jak to stwierdził. Wtedy pomyślałam o Finnie i Liamie. W jednym z nich mi brakowało właśnie tej iskry.

Podziękowałam Hazzie za podwózkę i umówiłam się z nim, że wpadnę do nich jutro po szkole. Popisałam jeszcze chwilę w Finnem, któremu obiecałam, że się odezwę, gdy skończę babski wypad, a następnie położyłam się spać.


12 grudnia
Szpital


Nie mam pojęcia, co mnie naszło na ten pomysł, ale uznałam, że pomogę obcym mi osobom i oddam krew. Musiałam być pijana czy coś, gdy obiecywałam Vanessie, że wybiorę się z nią do szpitala. Chociaż w sumie robimy to w szczytnym celu. Jej bliska kuzynka jest chora i potrzebowała transfuzji krwi, więc uznałyśmy, że chociaż w taki sposób jesteśmy w stanie pomóc innym osobom. Vanessa jest właśnie w pokoju, gdzie oddaje się krew, a ja czekam w kolejce wraz z Liamem, który nas przywiózł.
Drzwi się uchyliły, a z środka wyszły dwie osoby, co oznaczało, że nadeszła moja kolej.

- A jak zemdleję? - Ścisnęłam mocniej dłoń chłopaka, który dodawał mi otuchy.
- Nic ci nie będzie, uwierz mi. - Jego oczy wpatrywały się teraz w moje. Dostrzegłam w nich szczerość, więc rozluźniłam mięśnie.
- Ale dobrze wiesz, że boję się igieł i pobieranie krwi, nigdy nie kończyło się dla mnie najlepiej. - Otrząsnęłam się, przypominając sobie ostatnią wizytę w szpitalu. - Brr.
- Jeśli chcesz, to zrobię to razem z tobą. - Uśmiechnął się przepięknie, ukazując idealne uzębienie.
Delikatnie gładził kciukiem wierz mej dłoni, co powodowało miłe dreszcze.
- Naprawdę byłbyś w stanie zrobić to dla mnie? - Uradowałam się na ten pomysł i z całej siły przytuliłam chłopaka.
- Pewnie, chodźmy. - Pociągnął mnie za sobą i znaleźliśmy się w gabinecie.

Zajęliśmy miejsca na dwóch fotelach. Spojrzałam na Li, który posyłał mi pokrzepiający uśmiech. Kiwnęłam głową na znak, że jestem gotowa i czekałam na nieprzyjemne ukłucie. Ścisnęłam dłoń w piąstkę, a po chwili poczułam, jak igła przeszywa mą skórę, wbijając się w żyłę. Dokładnie odczułam, jak krew odpływa mi z twarzy i staję się blada. Jednak wiedziałam, że nie mogę zawieść Van i innych, i muszę wytrzymać. Nie mogę być słaba, nie zemdleję. Postawiłam sobie warunek i chociaż nie czułam się najlepiej, musiałam wypełnić zadanie.

- Skarbeńku, nic ci nie jest? - Pielęgniarka widząc mnie, zaniepokoiła się i chciała zaprzestać pobierania szkarłatnej cieczy.
- Proszę zostawić, dam radę. - Uśmiechnęłam się blado i w tym momencie zauważyłam zatroskaną twarz przyjaciela.

Przymknęłam powieki i starałam się uspokoić. Gdy pielęgniarka zaczęła uwalniać moją rękę, poczułam ulgę. Do miejsca ukłucia przyłożyła gazę, którą kazała mi mocno trzymać. Liam skończył przede mną, więc czekał na mnie z wciąż widniejącą troską na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego najszczerzej, jak tylko potrafiłam, a jedna z pielęgniarek podała nam czekolady. Oboje opuściliśmy gabinet, gdzie niestety, ale nie było Vanessy. Wyjęłam telefon z torebki i jak się okazało, zostawiła wiadomość z treścią, iż jest w szpitalnym bufecie i nadrabia straty. Zebraliśmy nasze kurtki i ruszyliśmy do niej.
W pewnym momencie poczułam się, jakbym przestała kontrolować własne ciało i miała stracić kontakt rzeczywistością. Złapałam się ramienia Liama, gdyż przed oczami widziałam tylko rozmazane plamy.

- Rachel, co się dzieje?! - Pytał spanikowany, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Poczułam, jak się unoszę, a następnie bieg w powietrzu i nawoływania chłopaka.
- Niech mi ktoś pomoże!
- Li - wydyszałam ostatkami sił, na co przyjaciel zatrzymał się i zaprzestał nawoływać. - Zadzwoń...
- Gdzie mam zadzwonić? Do twoich rodziców? - Wypytywał mnie cały roztrzęsiony.
- Po Finna.
Więcej nie byłam wstanie powiedzieć, gdyż nastała ciemność.



__________

Widzicie jaka jestem kochana? Chciałam Wam zrobić niespodziankę, więc zabrałam się za pisanie rozdziału i dodaję go JUŻ dziś! :D Niestety, ale coraz mniej osób komentuje rozdziały, co nas bardzo smuci... Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej, ale mimo wszystko muszę Was zaszantażować Mysiaki ♥ Nie zapomnijcie, że jeśli macie jakieś pytania do bohaterów lub do autorek, w zakładce Pytania kryje się ask bloga i tam możecie nas pytać o wszystko. :)

30 komentarzy = zwiastun 18 rozdziału
40 komentarzy = następny rozdział





piątek, 8 marca 2013

W następnym rozdziale... (17)




(...)Przede mną stali rozbawieni Harry i Louis. Gdy tylko zwrócili na mnie uwagę, osiemnastolatek zamilkł, a jego oczy powiększyły się dwukrotnie. Początkowo był w szoku, ale zaraz się ocknął i zaczął lustrować wzrokiem całe moje ciało. Speszyło mnie to, więc spojrzałam na Lou, który przyglądał mi się ze zmarszczonym czołem, aż w końcu się szeroko uśmiechnął. Widziałam w jego oczach, że mnie rozpoznał - w przeciwieństwie do przyjaciela.

- Hej piękna, jestem Harry. - Styles ukazał swój firmowy uśmiech, który miał zapewne spowodować, że się rozpłynę pod jego widokiem. - Czemu wcześniej nie miałem okazji cię tu spotkać? - Oparł rękę o futrynę ciężkich drzwi.
Tomlinson ledwo powstrzymywał napad śmiechu, więc dyskretnie dałam mu do zrozumienia, aby pomógł mi dalej ciągnąć tę gierkę. Wciąż nie udzielając odpowiedzi szatynowi, wpuściłam ich do środka. (...)

(...) - A jak zemdleję? - Ścisnęłam mocniej dłoń chłopaka, który dodawał mi otuchy. 
- Nic ci nie będzie, uwierz mi. - Jego oczy wpatrywały się teraz w moje. Dostrzegłam w nich szczerość, więc rozluźniłam mięśnie. 
- Ale dobrze wiesz, że boję się igieł i pobieranie krwi, nigdy nie kończyło się dla mnie najlepiej. - Otrząsnęłam się, przypominając sobie ostatnią wizytę w szpitalu. - Brr.
- Jeśli chcesz, to zrobię to razem z tobą. - Uśmiechnął się przepięknie, ukazując idealne uzębienie.
Delikatnie gładził kciukiem wierz mej dłoni, co powodowało miłe dreszcze. 
- Naprawdę byłbyś w stanie zrobić to dla mnie? - Uradowałam się na ten pomysł i z całej siły przytuliłam chłopaka. (...)

__________

Rozdział 17 - 11.03.13

wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 16




Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Powinnam uciec jak najdalej, jednakże w tym momencie moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. To co właśnie zrobiliśmy... Było to bardzo złe, ale powodowało, że budziły się we mnie doznania, których nie mogłam opisać żadnymi słowami. Właśnie dlatego nie powinno się to  nigdy wydarzyć. Wierzchem rękawiczki otarłam łzę, która spłynęła zaraz po tej, która wylądowała na ziemi.

- Wróciliśmy dzień wcześniej - słysząc odpowiedź przyjaciela, uniosłam niepewnie głowę, by spojrzeć na niego. - Rachel... Ja...- Głos mu się łamał, a z oczu popłynęły kolejne krople. - Nie wiem, co powiedzieć... - Chłopak spuścił głowę z rezygnacją.
Słysząc to, załkałam głośno.
To nie miało tak wyglądać. Nie mogę go winić za to, gdyż to tylko i wyłącznie moja wina, że nie patrzyłam, na kogo się rzucam.
- Jesteś zła? - Spytał cicho, tym razem patrząc na mnie.

W jego oczach, które teraz szkliły się od emocji, można było dostrzec nadzieję, smutek i coś jeszcze, czego nie potrafiłam odgadnąć. To samo widziałam ostatnio w oczach Louisa, gdy jego dziewczyna przyjechała do niego w odwiedzinach z Machesteru.

- Liam - zaczęłam wahając się przez moment. - Czemu tego nie przerwałeś? - Wpatrywałam się w niego, z nadzieją, na jakikolwiek ruch, który dałby mi odpowiedź. - Myślałam, że to Finn - dodałam szeptem.
- Myślałem...
Liam nie zdążył powiedzieć tego, co miał na myśli, gdyż podszedł do nas mój chłopak.
- Hej piękna - złożył delikatny pocałunek na mych ustach, lecz nie było już to to samo, co wcześniej. -Płakałaś? - Zmrużył oczy, by mi się przyjrzeć.
- Nie głupku, zmoczyłam oczy wodą. - Wymusiłam uśmiech, gdyż nie chciałam, żeby chłopak domyślił się, co zaszło parę minut temu. - Oczy mnie zaczęły piec, to pewnie przez ten nowy tusz do rzęs. - Wykrzywiłam usta w grymasie.
Chyba powinnam zgłosić się na jakieś przesłuchanie do filmu, bo póki co, jestem genialną aktorką. Liam chyba to zauważył, bo zaczął kiwać głową.
- Kto to? - Finn uśmiechnął się do chłopaka, ściskając mnie w pasie.
- A no tak - zrobiłam teatralnego facepalma i wskazałam ręką na Paynea. - Mój najlepszy przyjaciel, Liam Payne - specjalnie zaakcentowałam słowo przyjaciel. - Mój chłopak Finn Harries - wskazałam na tulącego mnie chłopaka.
- W końcu mogę poznać słynnego Liama - Finn uśmiechnął się szeroko i wystawił rękę do bruneta, którą uścisnął.
- Też się cieszę. - Li uniósł lekko kąciki ust ku górze.
- Mój brat jest waszym fanem. - Kontynuował rozmowę, a ja wtuliłam się bardziej w jego ciało, starając się uspokoić.
- To chyba dobrze? - Widać było, że przyjaciel jest zaskoczony tym faktem. - A ty? - Zwrócił siędo mojego chłopaka.
- Pewnie! Moim ulubionym jest Jimmy - odpowiedział dumny z siebie.
- Kto? - Zadałam to pytanie równocześnie z Liamem, na co Finn odpowiedział śmiechem.
- Nie ma Jimmyego? - Pokręciłam przecząco głową. - W takim razie, możesz być ty. - Poklepał Paynea po ramieniu, co rozbawiło przyjaciela.
- Finn, możesz mnie odprowadzić do domu? Nie najlepiej się czuję. - Skłamałam, ale miałam dość tej chorej sytuacji i potrzebowałam pobyć teraz sama.

Brunet bez zbędnych pytań zgodził się i spytał Liama czy idzie z nami. Wstrzymałam oddech na chwilę, jednakże Li odmówił, dzięki czemu poczułam ulgę. Wracając do domu starałam się zachowywać normalnie, ale moje myśli wciąż krążyły wokół tego zdarzenia.
Z tym samym pretekstem, że źle się czuję, pożegnałam się z chłopakiem i otwierając drzwi kluczem, weszłam do środka. Tak, jak się spodziewałam, rodzice już spali i nie musiałam tłumaczyć się z rozmazanego makijażu. Rozebrałam się i pobiegłam do swojego pokoju, by wziąć czystą bieliznę i koszulkę z logo Supermana i ruszyłam do łazienki na szybki prysznic. Nie zamierzałam się relaksować, bo jedyne czego teraz chciałam, to zasnąć i zapomnieć, chociaż wiem, że to niemożliwe.
Wchodząc pod kołdrę zdecydowałam, że muszę porozmawiać o tym z osobą, która mnie wysłucha i nie osądzi. Z takim nastawieniem zasnęłam.



Następnego dnia nie chciało mi się nic robić. Byłam przytłoczona zdarzeniami z dnia poprzedniego. Zostałam niemal wyrzucona z domu przez Tiffany i nic nie pomogło, że przez dziesięć minut błagałam ją, abym ten jeden dzień mogła nie iść do szkoły. Mimo iż ona się na to nie zgodziła, nie zamierzałam się tam zjawić. Z nadzieją, że chłopcy już nie śpią, powędrowałam w stronę ich domu. Szczerze mówiąc stęskniłam się za nimi wszystkimi. Jedyne czego się obawiam, to to, że przez ten pocałunek z Liamem nasze relacje ponownie się pogorszą. Tym razem pod bramą nie było żadnych fanek, więc mogłam w spokoju zadzwonić domofonem.

- Słucham? - Usłyszałam głos Harrego, który jak każdego ranka był mocno zachrypnięty.
- No witaj Styles. - Powiedziałam radośnie.
- Rachel! - Ucieszył się, a już po chwili otworzył mi bramę.

Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, które otworzyły się, zanim zdążyłam nacisnąć dzwonek. Ledwo przekroczyłam próg domu, a zielonooki na mnie skoczył, przytulając mnie. Kiedyś odepchnęłabym go, patrząc na niego jak na idiotę, ale teraz mi to nie przeszkadzało.

- Też Cię dobrze widzieć - zaśmiałam się.
- Stęskniłem się mała - poczochrał mnie po włosach, co lekko mnie zirytowało.
- Małe, to ty wiesz co masz, więc sobie nie pozwalaj. - Pokiwałam palcem idąc w głąb domu, gdzie było wyjątkowo cicho. - Gdzie wszyscy? - Zapytałam, a chłopak uśmiechnął się lekko.
- Śpią, tylko Louisa nie ma, bo pojechał po Eleanor, a ja też już w sumie wychodzę. - Oznajmił ubierając buty.

Bez słowa powędrowałam schodami do góry, aby już po chwili znaleźć się przed ciemnobrązowymi drewnianymi drzwiami. Obawiałam się tego spotkania, ale naprawdę tęsknię za moim przyjacielem. Zachował się źle, ale każdy zasługuje na drugą szansę. Zapukałam do pokoju, ale nikt mi nie odpowiedział. Niepewnie położyłam rękę na chłodnej, metalowej klamce, co przyprawiło mnie o dreszcze, po czym lekko ją nacisnęłam. Popchnęłam drzwi, co skutkowało tym, że uchyliły się cicho skrzypiąc. Zobaczyłam jak zwykle nieogolonego bruneta, który z zamkniętymi oczyma leżał na łóżku. Nie chciałam go budzić, więc cicho zamknęłam drzwi i usiadłam przy biurku patrząc na Zayna. Wyglądał naprawdę uroczo.



Rozglądałam się po pokoju w celu znalezienia jakiegoś zajęcia, aż w końcu ujrzałam różnego rodzaju ołówki i blog techniczny leżące obok łóżka. Od razu je podniosłam i kładąc blok na biurku zaczęłam oglądać wszystkie szkice narysowane przez Zayna. Byłam pod ogromnym wrażeniem, bo nie wiedziałam, że chłopak, aż tak ładnie rysuje. Nie dość, że głos nieziemski, to jeszcze talent plastyczny. Najbardziej spodobał mi się szkic Perrie, zaś najbardziej zdziwił mnie rysunek przedstawiający... mnie? Był naprawdę wspaniały i podziwiałam Malika za to, że potrafił narysować coś tak ładnego.

Słysząc szelest pościeli, rzuciłam wszystko pod łóżko  i patrzyłam na przewracającego się na drugi bok chłopaka. Nie chciało mi się samej siedzieć, więc usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam lekko głaskać Malika po ramieniu.

- Zayn... Wstawaj... - mówiłam cichym głosem, ale on nie zareagował. - No Malik... Nudzi mi się. Wstań.
- Mhmmm - tak właśnie mi odpowiedział. Samej chciało mi się spać, więc uprzednio zdejmując bluzę, położyłam się obok niego.

Spałam lekkim snem, więc poczułam, gdy ktoś zaczął coś robić z moimi luźno rozpuszczonymi włosami. Leniwie otworzyłam oczy i popatrzyłam na Zayna. Chłopak widząc, że się obudziłam przestał bawić się nimi bawić i uśmiechnął się delikatnie.

- Hej Zayn. - Powiedziałam cicho, zawstydzona tym, co się dzieje. - Przyszłam porozmawiać, ale spałeś. - Dodałam wstając. Chłopak nic nie odpowiadał tylko podniósł się i usiadł obok mnie na łóżku. Siedzieliśmy w ciszy, gdyż nagle straciłam mowę. Po kilku minutach udało mi się ją odzyskać. - Tęsknię za tobą. - Wypowiedziałam ledwo słyszalnie, chowając przy tym twarz w dłoniach, gdyż, poczułam palący żar na moich policzkach.
- Ja za tobą też. - Odpowiedział, a już po chwili poczułam jak obejmuje mnie rękoma. Odciągnęłam chłodne dłonie od twarzy i wtuliłam się w ciepłe ciało czarnowłosego. - Naprawdę żałuję, że nie powiedziałem ci już wtedy całej prawdy. Strasznie cię przepraszam.
- Nie przepraszaj już. - Zaśmiałam się cicho. - Po prostu brakowało mi ciebie przez ten miesiąc. - Dodałam po chwili zamyślenia, a chłopak po raz kolejny obdarzył mnie swoim magicznym uśmiechem.

Rozmawialiśmy z Malikiem o tym co robili w Ameryce, a także, co działo się ciekawego w Anglii. Jak się okazało Zayn już nie musi udawać związku z Perrie. Mają się spotykać coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle przestaną. Nie rozmawialiśmy o tym dużo, gdyż obydwoje nie mieliśmy na to ochoty. W końcu to przez to nie odzywaliśmy się do siebie tak długo. Chciałam pochwalić przyjaciela, że tak ładnie rysuje, ale obawiałam się, że będzie zły, więc odpuściłam sobie.

- A tak ogólnie to ty nie powinnaś być teraz w szkole?
- Am... Tak w sumie to powinnam. - Uśmiechnęłam się niewinnie, a chłopak zmroził mnie wzrokiem. - Zayn... Przecież na pewno wiesz jak to jest.
- Ale żeby nie było na mnie. - Pokiwał palcem, po czym się zaśmiał. - Jak chcesz to możemy cię jeszcze podwieźć i usprawiedliwić. - Dodał patrząc na zegarek.
- Za godzinę? Chciałabym porozmawiać. - Przypominając sobie po co przyszłam, ponownie posmutniałam.
- Rachel, co się stało? - Zapytał widząc moją minę.
Będąc pewna, że mogę zaufać Malikowi, opowiedziałam mu wszystko. Chłopak słuchał uważnie, a gdy zakończyłam, objął mnie jedną ręką.
- To się porobiło. - Skomentował - Kochasz go?
- Kogo? - Zmieszałam się trochę.
- No właśnie sama musisz sobie odpowiedz na to pytanie. Kogo kochasz? - Uśmiechnął się, po czym wsta.ł - To jak, jedziemy do szkoły?
- Amm... Jasne. - Odpowiedziałam, zastanawiając się nad jego słowami.

Kogo kocham?



__________

Jeśli macie jakieś pytania do nas lub do bohaterów, zapraszamy do zakładki Pytania. 

ZWIASTUN 17 ROZDZIAŁU POJAWI SIĘ 8.03.13