Dziś mamy dzień wolny, więc, wraz z Niallem i Harrym, siedzimy wyłożeni na kanapie w salonie i wpatrzeni w ekran telewizora, z dżojstikami kurczowo zaciśniętymi w dłoniach, ścigamy się w grze Need For Speed.
- Ale z was frajerzy. - Nialler podniósł się z siedzenia i, pokonując ostatnią prostą w grze, zaczął skakać ze szczęścia.
- Oszukiwałeś! - Wyraz twarzy Harrego wyrażał smutek, a zarazem oburzenie, przez co po pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech.
- Oj Hazza, Hazza... - Poklepałem przyjaciela po plecach. - Nie możesz być najlepszy we wszystkim. - Niall znów nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Właśnie, że mogę! - Harry zrzucił rękę, którą oparłem na jego ramieniu i, nie czekając na odpowiedź z naszej strony, skierował się do kuchni.
- Chodź Niall, zrobimy coś do jedzenia. - Odparłem rozbawiony. Długo nie musiałem czekać na reakcję chłopaka, gdyż po usłyszeniu tych magicznych słów, pobiegł w wyznaczone miejsce.
Poruszając się już o własnych siłach, dołączyłem do pozostałej dwójki. Uśmiech ani na chwilę nie opuszczał mej twarzy. Harold zaproponował usmażenie naleśników, wraz z Niallem zgłosiliśmy się do pomocy. Chyba jednak nie był to najlepszy pomysł, gdyż, gdy tylko nasz pożeracz wszystkiego, co nie ucieka na drzewo, wyciągał mąkę z jednej z wiszących szafek, wypadła mu z ręki, co skutkowało rozsypaniem całej zawartości po płytkach kuchennych. Tak zaczęła się wojna na biały puch, którą toczyłem z blondynkiem.
- Wynocha z mojej kuchni! - Loczek nie wytrzymał i wygonił z owego miejsca.
Rozbawieni uciekliśmy do pomieszczenia obok, gdzie wcześniej graliśmy na konsoli. Pierwsze, co uczyniłem, to czym prędzej rzuciłem się w stronę pilota, by mieć władzę nad telewizorem. Włączyłem pierwszy lepszy program, którym okazało się MTV. Akurat puścili nasz nowy hit, Live While We're Young. Widząc to, Niall zaczął naśladować moją mimikę z teledysku. Podśmiewając się z zachowania, już dziewiętnastolatka, wyciągnąłem z kieszeni spodni iPhone'a, z którego wysłałem wiadomość do Rachel, z pytaniem czy nie miałaby ochoty pojechać ze mną do szpitala, na kontrolę. Chłopcy mają w planach jechać do Doncaster pograć w piłkę na boisku drużyny Louisa oraz zobaczyć trening jego zespołu, więc nie mogę na nich liczyć.
Podczas wyczekiwania odpowiedzi ze strony dziewczyny, Harry dołączył do nas z talerzem naleśników i dużym słoikiem Nutelli. Muszę przyznać, że nasz Haroldzik jest genialnym kucharzem.
Smarowałem kolejnego z rzędu naleśnika, gdy do domu, jak torpedy wbiegli Liam z Louisem na plecach.
- Wró-ci-li-śmy! - Wykrzyknął Tommo, specjalnie uwydatniając każdą sylabę jak dziecko w przedszkolu.
Wyglądali przekomicznie, śmiejąc się w najlepsze i... z nowym wyglądem.
- Hahaha- Nialler dostał nagłego napad śmiechu, a z jego ust wypadały kawałki jedzenia. - Za...u..wa...ży...liśmy... - wypowiadał pomiędzy kolejnymi falami śmiechu.
- Gdzie wyście byli? - Pytanie, które także mi chodziło po głowie, zadał w końcu ciekawski Harry.
- Naleśniki?! - Oczy Louisa powiększyły się dwukrotnie. - Prowadź mój rumaku, do tegoż jakże wyśmienitego dania. - Wskazał ręką drogę, a Liam, chichrając się w najlepsze, ruszył w stronę stolika.
- Właśnie wróciliśmy od naszej niezastąpionej fryzjerki i tatuażysty. - Oznajmił szczęśliwy Payne.
Dopiero teraz dostrzegłem przezroczyste folie, które zdobiły przedramiona tej dwójki. Liam miał obwiązaną lewą rękę, natomiast Lou prawą. Pomimo tego, Li ściął włosy, tak, że teraz miały jakieś 0,5 cm długości, a grzywka Louisa, która wcześniej swobodnie opadała na jego czoło, teraz była zaczesana do góry.
- No pięknie - zabrałem głos, rozbawiony po raz kolejny dzisiejszego południa. - Byliście w salonie tatuażu i mnie nie wzięliście ze sobą? - Udawałem, że jestem na nich obrażony i, wyginając usta w podkowę, wyłączyłem plazmę.
- Em... No bo... – Louis, stojąc już na własnych nogach, zaprzestał spożywania przysmaku. - To był taki spontan. - Podbiegł do mnie i obejmując ramieniem dodał. - A po za tym, Ty masz chorą nóżkę i nie możesz się przemęczać. - Poruszał zalotnie brwiami, na co zacisnąłem szczękę i zrobiłem groźną minę.
- Lepiej uciekaj Tomlinson, bo zaraz poczujesz tą chorą nóżkę na swoich czterech literach. - Ostrzegłem przyjaciela, a ten, nie czekając na ruch z mojej strony, zaczął biegać po całym domu, a ja zaraz za nim.
Goniliśmy się tak z 10 min, a w międzyczasie Lou dorwał prostownicę do włosów, którą trzymał w swoim pokoju i zaczął gonić Harrego. Niall natomiast zgarnął z kuchni dwie, duże łyżki i straszył nią Liama.
Jednak w pewnym momencie Louis wbiegł do pokoju Hazzy i potrącił - swoją drogą nie mam pojęcia jak to uczynił - terrarium ze Stevenem, który wypadł przez okno, prosto do ogrodu sąsiadów.
- Louis, Ty idioto! - Loczek wychylał się zza parapetu, by odnaleźć swoją zgubę. - Steven? Steven?! STEEEVEEN! - Wydzierał się, tak, że cała okolica chyba go słyszała.
- Oops. - Tommo wydusił z siebie tylko tyle, a następnie w ekspresowym tempie uciekł do swojej jamy.
Razem z Harrym wybiegliśmy z domu, aby znaleźć zwierzątko, lecz Loczek miał pecha, gdyż wstęp do ogrodu Knightów był ograniczony sporych rozmiarów, drewnianym płotem.
- No Harry, chyba będziesz musiał się pożegnać ze Stevenem. - Poklepałem przyjaciela, by dodać mu otuchy.
- Był moim najlepszym przyjacielem - posmutniał, a ja nawet nie widziałem jak go pocieszyć, gdyż jak dla mnie, to ta cała sytuacja była abstrakcyjna.
-Słyszałem to! - Zza okna wychyliła się głowa Tomlinsona.
Wracając do domu poczułem wibrację w lewej kieszeni, więc sięgnąłem po urządzenie. Na wyświetlaczu pojawił się napis oznajmujący nadejście wiadomości od Rachel. Uśmiech automatycznie zagościł na mej twarzy, zaraz po odczytaniu pierwszych słów: "A sam nie możesz, sieroto, doczołgać się do tego szpitala? Aż taką kaleką to chyba nie jesteś. No, ale znaj me dobre serce, podwiozę Cię."
Odpisałem jej szybko, aby była w aucie o 16, a ja do niej dołączę, by nas paparazzi nie przyłapali.
Chłopcy zebrali się już o godzinie 14, więc, nie mając nic do roboty, zacząłem rysować. Nim się ogarnąłem, spojrzałem na me dzieło, którym okazał się portret dziewczyny. Muszę przyznać, że wyszło idealnie. Wyglądała dokładnie jak ta, o której nie mogę przestać myśleć.
Zamknąłem swój szkicownik, i chowając go pod łóżko skierowałem wzrok na półkę nocną, na której znajdował się elektroniczny zegarek. Według niego zostało mi jeszcze 30 min do wyjścia. Szybko wyjąłem z szafy pierwszy lepszy zestaw ubrań i udałem się z nim do łazienki. Po szybkim prysznicu zdążyłem jeszcze zjeść ostatni kawałek pizzy, którą zamówiliśmy z chłopcami przed ich wyjazdem.
Nim się obejrzałem, a już wybiła godzina, na którą byłem umówiony z brunetką. Gdy zamykałem drzwi frontowe, rozglądałem się dookoła, czy aby nie było żadnych nieproszonych gości, śledzących me poczynania. Liczyłem na to, że nam się uda, gdyż media oraz wszystkie fanki, byli poinformowani przez Nialla o tym, że dziś mamy dzień wolny i jedziemy pograć. Nie wspomniał dokładnie kto, więc zapewne wszyscy byli przekonani o tym, iż całą ekipą wybraliśmy się do Doncaster.
Szybko ruszyłem do czarnego Land Rovera, w którym już siedziała dziewczyna.
- Siemka - gdy już zasiadłem na miejsce pasażera, ucałowałem sąsiadkę w policzek na powitanie.
- Hej - posłała w moim kierunku jeden z najpiękniejszych uśmiechów i już wiedziałem, że jest w dobrym humorze. - Wreszcie się ogoliłeś. - Dodała unosząc jedną brew z chytrym uśmieszkiem.
- Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie. Powinnaś się czuć wyróżniona. - Zapiąłem pasy bezpieczeństwa, a Rachel odpaliła silnik i ruszyliśmy.
- Co tam młoda u Ciebie? - Zagadnąłem.
- No powiem Ci Zaynster, że to dziwne, ale... - przeciąga odpowiedź, a ja patrzyłem na nią wyczekująco. - Stęskniłam się troszeczkę, podkreślam TROSZECZKĘ, za Tobą. - Uderzyła mnie z pięści w ramię, jednak nie odrywała wciąż wzroku od drogi.
- A to za co? - Spytałem zszokowany wypowiedzią dziewczyny. - I... O jak słodko, że się stęskniłaś. - Udawałem głos małej dziewczynki, by się z nią podroczyć.
- Za to, że się nic nie odezwałeś przez cały tydzień.
- To wszystko przez tą promocję nowej płyty. - Chciałem się wytłumaczyć, ale mi przerwała.
- Spokojnie, Zaynowaty, rozumiem Cię. - Puściła mi oczko, a mi od razu ulżyło. - Tak tylko się droczę.
- To masz szczęście. - Odetchnąłem z ulgą, na co dziewczyna zareagowała perlistym śmiechem.
Reszta drogi zeszła nam na przyjemnych rozmowach dotyczących zeszłego tygodnia. Większości to Rachel opowiadała, co wyprawiały z Vanessą przez ten czas w szkole, jak i po za nią, a ja wsłuchiwałem się z zaciekawieniem. Powiedziała mi także, że wybierają się na charytatywny mecz, który organizuje Louis i prosiła mnie, abym wpłacił pieniądze, które mi przekazała oraz przyniósł zakupione bilety. Zaskoczyła mnie bardzo, gdy spytała, jak było na spotkaniach z fanami oraz jakie mam plany na wieczór. Poinformowałem ją o tym, że całą piątką wybieramy się do klubu, by wreszcie należycie uczcić urodziny naszego Irlandczyka.
Gdy dojechaliśmy pod budynek szpitalu, wysiadłem z pojazdu, a Rachel odjechała do kawiarni, gdzie miała się spotkać z przyjaciółką. Miałem zadzwonić do niej od razu, gdy zakończę wizytę.
- Ale z was frajerzy. - Nialler podniósł się z siedzenia i, pokonując ostatnią prostą w grze, zaczął skakać ze szczęścia.
- Oszukiwałeś! - Wyraz twarzy Harrego wyrażał smutek, a zarazem oburzenie, przez co po pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech.
- Oj Hazza, Hazza... - Poklepałem przyjaciela po plecach. - Nie możesz być najlepszy we wszystkim. - Niall znów nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Właśnie, że mogę! - Harry zrzucił rękę, którą oparłem na jego ramieniu i, nie czekając na odpowiedź z naszej strony, skierował się do kuchni.
- Chodź Niall, zrobimy coś do jedzenia. - Odparłem rozbawiony. Długo nie musiałem czekać na reakcję chłopaka, gdyż po usłyszeniu tych magicznych słów, pobiegł w wyznaczone miejsce.
Poruszając się już o własnych siłach, dołączyłem do pozostałej dwójki. Uśmiech ani na chwilę nie opuszczał mej twarzy. Harold zaproponował usmażenie naleśników, wraz z Niallem zgłosiliśmy się do pomocy. Chyba jednak nie był to najlepszy pomysł, gdyż, gdy tylko nasz pożeracz wszystkiego, co nie ucieka na drzewo, wyciągał mąkę z jednej z wiszących szafek, wypadła mu z ręki, co skutkowało rozsypaniem całej zawartości po płytkach kuchennych. Tak zaczęła się wojna na biały puch, którą toczyłem z blondynkiem.
- Wynocha z mojej kuchni! - Loczek nie wytrzymał i wygonił z owego miejsca.
Rozbawieni uciekliśmy do pomieszczenia obok, gdzie wcześniej graliśmy na konsoli. Pierwsze, co uczyniłem, to czym prędzej rzuciłem się w stronę pilota, by mieć władzę nad telewizorem. Włączyłem pierwszy lepszy program, którym okazało się MTV. Akurat puścili nasz nowy hit, Live While We're Young. Widząc to, Niall zaczął naśladować moją mimikę z teledysku. Podśmiewając się z zachowania, już dziewiętnastolatka, wyciągnąłem z kieszeni spodni iPhone'a, z którego wysłałem wiadomość do Rachel, z pytaniem czy nie miałaby ochoty pojechać ze mną do szpitala, na kontrolę. Chłopcy mają w planach jechać do Doncaster pograć w piłkę na boisku drużyny Louisa oraz zobaczyć trening jego zespołu, więc nie mogę na nich liczyć.
Podczas wyczekiwania odpowiedzi ze strony dziewczyny, Harry dołączył do nas z talerzem naleśników i dużym słoikiem Nutelli. Muszę przyznać, że nasz Haroldzik jest genialnym kucharzem.
Smarowałem kolejnego z rzędu naleśnika, gdy do domu, jak torpedy wbiegli Liam z Louisem na plecach.
- Wró-ci-li-śmy! - Wykrzyknął Tommo, specjalnie uwydatniając każdą sylabę jak dziecko w przedszkolu.
Wyglądali przekomicznie, śmiejąc się w najlepsze i... z nowym wyglądem.
- Hahaha- Nialler dostał nagłego napad śmiechu, a z jego ust wypadały kawałki jedzenia. - Za...u..wa...ży...liśmy... - wypowiadał pomiędzy kolejnymi falami śmiechu.
- Gdzie wyście byli? - Pytanie, które także mi chodziło po głowie, zadał w końcu ciekawski Harry.
- Naleśniki?! - Oczy Louisa powiększyły się dwukrotnie. - Prowadź mój rumaku, do tegoż jakże wyśmienitego dania. - Wskazał ręką drogę, a Liam, chichrając się w najlepsze, ruszył w stronę stolika.
- Właśnie wróciliśmy od naszej niezastąpionej fryzjerki i tatuażysty. - Oznajmił szczęśliwy Payne.
Dopiero teraz dostrzegłem przezroczyste folie, które zdobiły przedramiona tej dwójki. Liam miał obwiązaną lewą rękę, natomiast Lou prawą. Pomimo tego, Li ściął włosy, tak, że teraz miały jakieś 0,5 cm długości, a grzywka Louisa, która wcześniej swobodnie opadała na jego czoło, teraz była zaczesana do góry.
- No pięknie - zabrałem głos, rozbawiony po raz kolejny dzisiejszego południa. - Byliście w salonie tatuażu i mnie nie wzięliście ze sobą? - Udawałem, że jestem na nich obrażony i, wyginając usta w podkowę, wyłączyłem plazmę.
- Em... No bo... – Louis, stojąc już na własnych nogach, zaprzestał spożywania przysmaku. - To był taki spontan. - Podbiegł do mnie i obejmując ramieniem dodał. - A po za tym, Ty masz chorą nóżkę i nie możesz się przemęczać. - Poruszał zalotnie brwiami, na co zacisnąłem szczękę i zrobiłem groźną minę.
- Lepiej uciekaj Tomlinson, bo zaraz poczujesz tą chorą nóżkę na swoich czterech literach. - Ostrzegłem przyjaciela, a ten, nie czekając na ruch z mojej strony, zaczął biegać po całym domu, a ja zaraz za nim.
Goniliśmy się tak z 10 min, a w międzyczasie Lou dorwał prostownicę do włosów, którą trzymał w swoim pokoju i zaczął gonić Harrego. Niall natomiast zgarnął z kuchni dwie, duże łyżki i straszył nią Liama.
Jednak w pewnym momencie Louis wbiegł do pokoju Hazzy i potrącił - swoją drogą nie mam pojęcia jak to uczynił - terrarium ze Stevenem, który wypadł przez okno, prosto do ogrodu sąsiadów.
- Louis, Ty idioto! - Loczek wychylał się zza parapetu, by odnaleźć swoją zgubę. - Steven? Steven?! STEEEVEEN! - Wydzierał się, tak, że cała okolica chyba go słyszała.
- Oops. - Tommo wydusił z siebie tylko tyle, a następnie w ekspresowym tempie uciekł do swojej jamy.
Razem z Harrym wybiegliśmy z domu, aby znaleźć zwierzątko, lecz Loczek miał pecha, gdyż wstęp do ogrodu Knightów był ograniczony sporych rozmiarów, drewnianym płotem.
- No Harry, chyba będziesz musiał się pożegnać ze Stevenem. - Poklepałem przyjaciela, by dodać mu otuchy.
- Był moim najlepszym przyjacielem - posmutniał, a ja nawet nie widziałem jak go pocieszyć, gdyż jak dla mnie, to ta cała sytuacja była abstrakcyjna.
-Słyszałem to! - Zza okna wychyliła się głowa Tomlinsona.
Wracając do domu poczułem wibrację w lewej kieszeni, więc sięgnąłem po urządzenie. Na wyświetlaczu pojawił się napis oznajmujący nadejście wiadomości od Rachel. Uśmiech automatycznie zagościł na mej twarzy, zaraz po odczytaniu pierwszych słów: "A sam nie możesz, sieroto, doczołgać się do tego szpitala? Aż taką kaleką to chyba nie jesteś. No, ale znaj me dobre serce, podwiozę Cię."
Odpisałem jej szybko, aby była w aucie o 16, a ja do niej dołączę, by nas paparazzi nie przyłapali.
Chłopcy zebrali się już o godzinie 14, więc, nie mając nic do roboty, zacząłem rysować. Nim się ogarnąłem, spojrzałem na me dzieło, którym okazał się portret dziewczyny. Muszę przyznać, że wyszło idealnie. Wyglądała dokładnie jak ta, o której nie mogę przestać myśleć.
Zamknąłem swój szkicownik, i chowając go pod łóżko skierowałem wzrok na półkę nocną, na której znajdował się elektroniczny zegarek. Według niego zostało mi jeszcze 30 min do wyjścia. Szybko wyjąłem z szafy pierwszy lepszy zestaw ubrań i udałem się z nim do łazienki. Po szybkim prysznicu zdążyłem jeszcze zjeść ostatni kawałek pizzy, którą zamówiliśmy z chłopcami przed ich wyjazdem.
Nim się obejrzałem, a już wybiła godzina, na którą byłem umówiony z brunetką. Gdy zamykałem drzwi frontowe, rozglądałem się dookoła, czy aby nie było żadnych nieproszonych gości, śledzących me poczynania. Liczyłem na to, że nam się uda, gdyż media oraz wszystkie fanki, byli poinformowani przez Nialla o tym, że dziś mamy dzień wolny i jedziemy pograć. Nie wspomniał dokładnie kto, więc zapewne wszyscy byli przekonani o tym, iż całą ekipą wybraliśmy się do Doncaster.
Szybko ruszyłem do czarnego Land Rovera, w którym już siedziała dziewczyna.
- Siemka - gdy już zasiadłem na miejsce pasażera, ucałowałem sąsiadkę w policzek na powitanie.
- Hej - posłała w moim kierunku jeden z najpiękniejszych uśmiechów i już wiedziałem, że jest w dobrym humorze. - Wreszcie się ogoliłeś. - Dodała unosząc jedną brew z chytrym uśmieszkiem.
- Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie. Powinnaś się czuć wyróżniona. - Zapiąłem pasy bezpieczeństwa, a Rachel odpaliła silnik i ruszyliśmy.
- Co tam młoda u Ciebie? - Zagadnąłem.
- No powiem Ci Zaynster, że to dziwne, ale... - przeciąga odpowiedź, a ja patrzyłem na nią wyczekująco. - Stęskniłam się troszeczkę, podkreślam TROSZECZKĘ, za Tobą. - Uderzyła mnie z pięści w ramię, jednak nie odrywała wciąż wzroku od drogi.
- A to za co? - Spytałem zszokowany wypowiedzią dziewczyny. - I... O jak słodko, że się stęskniłaś. - Udawałem głos małej dziewczynki, by się z nią podroczyć.
- Za to, że się nic nie odezwałeś przez cały tydzień.
- To wszystko przez tą promocję nowej płyty. - Chciałem się wytłumaczyć, ale mi przerwała.
- Spokojnie, Zaynowaty, rozumiem Cię. - Puściła mi oczko, a mi od razu ulżyło. - Tak tylko się droczę.
- To masz szczęście. - Odetchnąłem z ulgą, na co dziewczyna zareagowała perlistym śmiechem.
Reszta drogi zeszła nam na przyjemnych rozmowach dotyczących zeszłego tygodnia. Większości to Rachel opowiadała, co wyprawiały z Vanessą przez ten czas w szkole, jak i po za nią, a ja wsłuchiwałem się z zaciekawieniem. Powiedziała mi także, że wybierają się na charytatywny mecz, który organizuje Louis i prosiła mnie, abym wpłacił pieniądze, które mi przekazała oraz przyniósł zakupione bilety. Zaskoczyła mnie bardzo, gdy spytała, jak było na spotkaniach z fanami oraz jakie mam plany na wieczór. Poinformowałem ją o tym, że całą piątką wybieramy się do klubu, by wreszcie należycie uczcić urodziny naszego Irlandczyka.
Gdy dojechaliśmy pod budynek szpitalu, wysiadłem z pojazdu, a Rachel odjechała do kawiarni, gdzie miała się spotkać z przyjaciółką. Miałem zadzwonić do niej od razu, gdy zakończę wizytę.
Oczywiście nie obeszło się bez kolejki, więc grzecznie spytałem, kto jest ostatni, a młoda kobieta z, na oko 6 letnią, dziewczynką na kolanach, odpowiedziała, że one. Zająłem miejsce na przeciw nich, a blondyneczka uradowana szeptała coś zawzięcie na ucho, zapewne swej rodzicielce. Kobieta przyjrzała mi się dokładnie, a gdy zauważyła, że ją na tym przyłapałem, szczerze się uśmiechnęła.
- Przepraszam, Ty jesteś tym piosenkarzem z zespołu... - uniosła zdrową rączkę dziewczynki, by przeczytać coś z opaski, umiejscowionej na jej nadgarstku. - One Direction?
- Tak, to właśnie ja. - Uśmiechnąłem się przyjacielsko do kobiety, a zaraz potem do jej córeczki. - A Ty zapewne jesteś naszą wierną fanką, tak? - Spytałem małą, na co pokiwała niepewnie główką.
- Podejdź, nie bój się - wyciągnąłem ręce w jej stronę, by zachęcić ją do tego.
Zachowanie dziewczynki jakby w jednej sekundzie uległo całkowitej zmianie. Wyrywając się z uścisku mamy, podbiegła do mnie, a ja posadziłem ją na kolanach. Uśmiech nie schodził nikomu z twarzy.
- Jak masz na imię? - Spytałem zaciekawiony.
- Bella - słodki głosik rozniósł się po poczekalni, gdyż wszyscy milczeli, przyglądając się nam.
- Piękne imię, Bello - posłałem jej delikatny uśmiech, na co dziewczynka zachichotała.
Wyglądem przypominała Harrego. Długie, blond włoski, które okrywały jej ramiona, kręciły się w każdą stronę, a podczas każdego uśmiechu w jej policzkach można było dostrzec słodkie dołeczki, które dodawały jej uroku. Urodę za pewne odziedziczyła po swej mamie, gdyż również miała kręcone włosy, chociaż były brązowe, a nie tak, jak u jej córki, jasne.
- A Twoja noga jest już zdrowa? - Pytając mnie o to, upewniła mnie w przekonaniu, że pochłania wiadomości na nasz temat, jak każda Directioners.
- Tak, cała i zdrowa. A skąd tyle wiesz? - Kąciki ust wciąż miałem uniesione ku górze. - Chyba nie umiesz jeszcze czytać?
- Moja starsza siostra mi czyta informacje o was, ale ona was nie lubi. - Mała posmutniała, więc ją przytuliłem, tak by nie zrobić jej krzywdy.
- A jak Twoja rączka?
- Już dobrze, ale patrz, jaki mam super rysunek! Kate mi go narysowała. - Powiedziała dumnie, podnosząc gips pod moje oczy, którym ukazały się rysunek przedstawiający mnie?
- Kate to Twoja siostra? - Bella w odpowiedzi pokiwała energicznie głową. - Bardzo mi się podoba, jednak czegoś mi tu brakuje.
Rozglądając się po poczekalni zauważyłem na biurku czarny flamaster, więc poprosiłem jakąś kobietę, aby mi go podała i złożyłem podpis na gipsie małej, zaraz przy rysunku. Isabella zaczęła skakać z radości. Powiedziałem jeszcze jej mamie, by nam zrobiła wspólne zdjęcie telefonem, na co oczywiście się zgodziła. Miło mi się z nimi rozmawiało, ale niestety nadeszła pora, by Bella odwiedziła lekarza, więc się z nią pożegnałem, a ona poinformowała mnie, że każe lekarzowi zostawić gips na pamiątkę.
Jakieś dziesięć minut później nadeszła moja kolej. Jak się okazało, z nogą było wszystko w jak najlepszym porządku i mogłem już wygłupiać się, skakać, jak przed zwichnięciem. Podziękowałem i szybko opuściłem budynek szpitala, dzwoniąc po drodze do Rachel.
W kapturze na głowie i w okularach przeciwsłonecznych, przystanąłem koło jednego z drzew i, wdychając dym nikotynowy, czekałem na dziewczynę.
Na szczęście nie musiałem długo czekać, bo, gdy kończyłem dopalać papierosa, jej auto stanęło na parkingu. Nie czekając na to, aż ktoś mnie przyłapie, podszedłem do pojazdu. Podczas drogi powrotnej opowiedziałem brunetce o wydarzeniu z poczekalni. Rachel podobało się moje zachowanie i uważała, że to słodkie, iż nawet takie małe dziewczynki są naszymi fankami. Co prawda, co do pozostałej części zespołu dalej nie zmieniła zdania, ale nic na to póki co nie poradzę.
Droga mijała nam spokojnie, gdy nagle na poboczu pojawił się radiowóz. Policjant, stojący obok niego, wystawił lizak w naszą stronę. To nie mogło się dobrze skończyć…
- No to już po nas - przejechałem dłonią po twarzy, na której gościł grymas.
- Nie panikuj - Rachel była opanowana, ale widać było, że także się obawiała tego, co zaraz nastąpi, gdyż ścisnęła kurczowo kierownicę. - Udawaj, że jesteś moim bratem i nic się nie odzywaj. - Nie wpadłem na nic mądrzejszego, więc przystąpiłem na pomysł dziewczyny
Rachel zatrzymała pojazd, jakieś 100 metrów za pojazdem policyjnym. Czekając na mundurowego brunetka intensywnie nad czymś myślała, a ja siedziałem cicho nie dowierzając, że w końcu to się stało i, to podczas jazdy ze mną. Policjant zapukał w przyciemnianą szybę, więc szesnastolatka zsunęła ją przyciskiem elektrycznym. Naszej dwójce ukazała się postać mężczyzny w kruczoczarnych włosach i kolurach słonecznych na nosie. Miał około 30 lat.
- Czy wie Pani, dlaczego została zatrzymana? - Spytał policjant, a Rachel przybrała na twarz najsłodszy, udawany uśmiech, na jaki było ją stać.
- Właśnie nie mam pojęcia, bo z tego, co wiem, to jechałam ostrożnie. - Zatrzepotała rzęsami, jak jakaś księżniczka, a ja nie mogłem się powstrzymać od śmiech, więc odwróciłem twarz w drugą stronę.
- Przejechała Pani na czerwonym świetle. - Oznajmił mundurowy.
- Naprawdę? - Dziewczyna starała się wyglądać na wiarygodną i muszę przyznać, że spisywała się rewelacyjnie. - To pewnie musiało być wtedy, gdy ustałam trasę na gps'ie. - Słychać było, że brunetka posmutniała.
Zdziwiło mnie to co, powiedziała, gdyż gps był wyłączony podczas jazdy, więc spojrzałem w jego kierunku, tak samo, jak policjant. Jednak urządzenie było rzeczywiście włączone. Nie mam pojęcia, jak ta dziewczyna to robi, ale jest niesamowita.
- Niestety, ale jest to poważne wykroczenie. - Policjant nie dawał na wygraną. - Proszę o dowód osobisty, prawo jazdy i dowód rejestracyjny. - Było już po nas. Oparłem bezradnie głowę o boczną szybę, Rachel przestała być już taka pewna siebie, a zimne krople potu wstąpiły jej na czoło.
- Bo widzi Pan. - Sąsiadka zaczęła się tłumaczyć ze spuszczoną głową. - Nie mam ze sobą żadnych dokumentów. Zostawiłam w domu. - Policjant przybrał poważny wyraz twarzy, co nie świadczyło o niczym dobrym.
- W takim razie, proszę wyjść z pojazdu i pojedzie Pani z nami pod swój adres zamieszkania. Jeśli nie, to będziemy zmuszeni zabrać Panią na posterunek. - Rachel wywaliła na niego oczy. Nie wiedziała, co robić, bo odwróciła się do mnie, szepcząc zdesperowane "pomóż".
- Tak naprawdę - zabrałem w końcu głos. - Ona jest moją siostrzyczką i chciałem ją nauczyć jeździć samochodem. - Starałem się być przekonujący, tak jak dziewczyna parę minut wcześniej. - Jestem Zayn Tomlinson, a to - wskazałem głową brunetkę. - Rachel Tomlinson.
- W takim razie proszę Pana o dokumenty. - Oczywiście nie miałem nic przy sobie, nawet portfela, co akurat nam sprzyjało.
- Niestety zostawiłem w domu. - Policjant tracił już cierpliwość. - W takim razie zabieramy waszą dwójkę na komisariat, z którego będą was musieli odebrać rodzice.
- Ale naszych rodziców nie ma w domu! - Wyskoczyła przerażona Rachel. - To znaczy pojechali do szpitala, do naszej chorej babci, aż do Wolverhampton.
- A czy mogę zadzwonić do naszego starszego brata, by po nas przyjechał? - Spytałem z nadzieją, gdyż była to nasza jedyna deska ratunku.
- Dobrze, ale teraz proszę opuścić samochód i wsiąść do radiowozu.
Wciąż nie dowierzając w całą tą sytuację, wykonaliśmy polecenie strażnika prawa. Po drodze wykonałem telefon do Louisa. Powiedziałem mu, całą historię, dając że jestem jego bratem, by policjanci nie odkryli naszego spisku. Wiedziałem, że Tommo nie za bardzo ogarniał, o co chodzi, ale zgodził się nic nie mówić chłopcom i przyjechać po nas z samego Doncaster.
Po jakiś 3 godzinach bezczynnego siedzenia na komisariacie, wreszcie pojawił się mój przyjaciel. Gdy nas zobaczył, siedzących na drewnianej ławce, podszedł do nas, ale zaraz go zgarnął jeden z policjantów, by z nim porozmawiać. Po jakiś 15 minutach wrócił do nas z mężczyzną, który nas zatrzymał.
- Macie szczęście dzieciaki. - Powiedział policjant. - Wasz przyrodni brat, wszystko mi wytłumaczył. Możecie wrócić do domu.
- Naprawdę?! - Rachel uradowała się, wstając z miejsca.
- Tak, naprawdę - mężczyzna zaśmiał się pod nosem. - Ale, żeby nigdy więcej mi się to nie powtórzyło. - Upomniał nas, jak małe dzieci, wymachując wskazującym palcem.
- Dziękujemy i obiecujemy, że nigdy więcej to się nie powtórzy. - Uścisnąłem dłoń mundurowego.
Wychodząc z budynku, zauważyłem auto Louisa, więc w trójkę poszliśmy w jego stronę. Rachel protestowała na początku, że lepiej przejdzie się na nogach, ale Tomlinson przekona go, że będzie wiarygodniej, jak wrócimy razem. Nikt nie zabrał głos przez całą drogę. Obawiałem się, że Louis będzie zły na mnie o to, że spotykam się z Rachel. Dziewczyna siedziała z tyłu i, gdy odwróciłem się do niej, nawet na mnie nie spojrzała, tylko wyglądała przez okno, jakby pierwszy raz widziała otoczenie. Gdy podjechaliśmy pod nasz dom, jakby ocknęła się z jakiegoś transu.
- Em... To ten, dziękuję za uratowanie życia i podwózkę. - Powiedziała niepewnie do Louisa, na co on się lekko uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, Supermen zawsze do usług. - Puścił jej oczko, a kąciki jej ust, delikatnie uniosły się ku górze.
- Będę już szła. Jeszcze raz dzięki. - Otworzyła drzwi i ruszyła do swojego domu.
Chciałem pójść w jej ślady, ale Lou mnie zatrzymał.
- Nie tak prędko, Malik. - Tego się obawiałem. Twarz Louisa nie wyrażała żadnych uczuć, więc mogłem tylko zgadywał, jak bardzo było źle.
- To nie tak, jak myślisz. - Westchnąłem opuszczając ręce bezradnie.
- Ależ, ja nic nie myślę Zaynie, po prostu czekam na wyjaśnienia. - Oparł prawą rękę o o drzwi samochodu, by mu się lepiej siedziało.
Opowiedziałem mu całą naszą historię. To, jak poznałem Rachel, jak się ukrywaliśmy. Louis całe szczęście jest wyrozumiałym człowiekiem i zrozumiał, czemu nie chcieliśmy, aby Liam wiedział o tym. Jednak musiałem mu obiecać, że sam powiem Liamowi, że znam się z jego przyjaciółką. Nim jednak wróciliśmy do naszej posesji, pochwaliłem się szatynowi tym, na co wpadłem podczas siedzenia w budynku policji.
- Rachel wybiera się z Vanessą na Twój mecz - poruszałem brwiami, z szerokim uśmiechem. - Mam genialny pomysł.
- To wchodź do domu i, zaraz wszystko mi opowiesz.
Napisałam 7 rozdział i dodałam go wczoraj, ale uznałam, że jednak inaczej go zakończę. Mam nadzieję, że Ci, którzy już go przeczytali, nie będą mieli mi tego za złe i, dokończą go teraz. :) Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy, Asia ;**
- Przepraszam, Ty jesteś tym piosenkarzem z zespołu... - uniosła zdrową rączkę dziewczynki, by przeczytać coś z opaski, umiejscowionej na jej nadgarstku. - One Direction?
- Tak, to właśnie ja. - Uśmiechnąłem się przyjacielsko do kobiety, a zaraz potem do jej córeczki. - A Ty zapewne jesteś naszą wierną fanką, tak? - Spytałem małą, na co pokiwała niepewnie główką.
- Podejdź, nie bój się - wyciągnąłem ręce w jej stronę, by zachęcić ją do tego.
Zachowanie dziewczynki jakby w jednej sekundzie uległo całkowitej zmianie. Wyrywając się z uścisku mamy, podbiegła do mnie, a ja posadziłem ją na kolanach. Uśmiech nie schodził nikomu z twarzy.
- Jak masz na imię? - Spytałem zaciekawiony.
- Bella - słodki głosik rozniósł się po poczekalni, gdyż wszyscy milczeli, przyglądając się nam.
- Piękne imię, Bello - posłałem jej delikatny uśmiech, na co dziewczynka zachichotała.
Wyglądem przypominała Harrego. Długie, blond włoski, które okrywały jej ramiona, kręciły się w każdą stronę, a podczas każdego uśmiechu w jej policzkach można było dostrzec słodkie dołeczki, które dodawały jej uroku. Urodę za pewne odziedziczyła po swej mamie, gdyż również miała kręcone włosy, chociaż były brązowe, a nie tak, jak u jej córki, jasne.
- A Twoja noga jest już zdrowa? - Pytając mnie o to, upewniła mnie w przekonaniu, że pochłania wiadomości na nasz temat, jak każda Directioners.
- Tak, cała i zdrowa. A skąd tyle wiesz? - Kąciki ust wciąż miałem uniesione ku górze. - Chyba nie umiesz jeszcze czytać?
- Moja starsza siostra mi czyta informacje o was, ale ona was nie lubi. - Mała posmutniała, więc ją przytuliłem, tak by nie zrobić jej krzywdy.
- A jak Twoja rączka?
- Już dobrze, ale patrz, jaki mam super rysunek! Kate mi go narysowała. - Powiedziała dumnie, podnosząc gips pod moje oczy, którym ukazały się rysunek przedstawiający mnie?
- Kate to Twoja siostra? - Bella w odpowiedzi pokiwała energicznie głową. - Bardzo mi się podoba, jednak czegoś mi tu brakuje.
Rozglądając się po poczekalni zauważyłem na biurku czarny flamaster, więc poprosiłem jakąś kobietę, aby mi go podała i złożyłem podpis na gipsie małej, zaraz przy rysunku. Isabella zaczęła skakać z radości. Powiedziałem jeszcze jej mamie, by nam zrobiła wspólne zdjęcie telefonem, na co oczywiście się zgodziła. Miło mi się z nimi rozmawiało, ale niestety nadeszła pora, by Bella odwiedziła lekarza, więc się z nią pożegnałem, a ona poinformowała mnie, że każe lekarzowi zostawić gips na pamiątkę.
Jakieś dziesięć minut później nadeszła moja kolej. Jak się okazało, z nogą było wszystko w jak najlepszym porządku i mogłem już wygłupiać się, skakać, jak przed zwichnięciem. Podziękowałem i szybko opuściłem budynek szpitala, dzwoniąc po drodze do Rachel.
W kapturze na głowie i w okularach przeciwsłonecznych, przystanąłem koło jednego z drzew i, wdychając dym nikotynowy, czekałem na dziewczynę.
Na szczęście nie musiałem długo czekać, bo, gdy kończyłem dopalać papierosa, jej auto stanęło na parkingu. Nie czekając na to, aż ktoś mnie przyłapie, podszedłem do pojazdu. Podczas drogi powrotnej opowiedziałem brunetce o wydarzeniu z poczekalni. Rachel podobało się moje zachowanie i uważała, że to słodkie, iż nawet takie małe dziewczynki są naszymi fankami. Co prawda, co do pozostałej części zespołu dalej nie zmieniła zdania, ale nic na to póki co nie poradzę.
Droga mijała nam spokojnie, gdy nagle na poboczu pojawił się radiowóz. Policjant, stojący obok niego, wystawił lizak w naszą stronę. To nie mogło się dobrze skończyć…
- No to już po nas - przejechałem dłonią po twarzy, na której gościł grymas.
- Nie panikuj - Rachel była opanowana, ale widać było, że także się obawiała tego, co zaraz nastąpi, gdyż ścisnęła kurczowo kierownicę. - Udawaj, że jesteś moim bratem i nic się nie odzywaj. - Nie wpadłem na nic mądrzejszego, więc przystąpiłem na pomysł dziewczyny
Rachel zatrzymała pojazd, jakieś 100 metrów za pojazdem policyjnym. Czekając na mundurowego brunetka intensywnie nad czymś myślała, a ja siedziałem cicho nie dowierzając, że w końcu to się stało i, to podczas jazdy ze mną. Policjant zapukał w przyciemnianą szybę, więc szesnastolatka zsunęła ją przyciskiem elektrycznym. Naszej dwójce ukazała się postać mężczyzny w kruczoczarnych włosach i kolurach słonecznych na nosie. Miał około 30 lat.
- Czy wie Pani, dlaczego została zatrzymana? - Spytał policjant, a Rachel przybrała na twarz najsłodszy, udawany uśmiech, na jaki było ją stać.
- Właśnie nie mam pojęcia, bo z tego, co wiem, to jechałam ostrożnie. - Zatrzepotała rzęsami, jak jakaś księżniczka, a ja nie mogłem się powstrzymać od śmiech, więc odwróciłem twarz w drugą stronę.
- Przejechała Pani na czerwonym świetle. - Oznajmił mundurowy.
- Naprawdę? - Dziewczyna starała się wyglądać na wiarygodną i muszę przyznać, że spisywała się rewelacyjnie. - To pewnie musiało być wtedy, gdy ustałam trasę na gps'ie. - Słychać było, że brunetka posmutniała.
Zdziwiło mnie to co, powiedziała, gdyż gps był wyłączony podczas jazdy, więc spojrzałem w jego kierunku, tak samo, jak policjant. Jednak urządzenie było rzeczywiście włączone. Nie mam pojęcia, jak ta dziewczyna to robi, ale jest niesamowita.
- Niestety, ale jest to poważne wykroczenie. - Policjant nie dawał na wygraną. - Proszę o dowód osobisty, prawo jazdy i dowód rejestracyjny. - Było już po nas. Oparłem bezradnie głowę o boczną szybę, Rachel przestała być już taka pewna siebie, a zimne krople potu wstąpiły jej na czoło.
- Bo widzi Pan. - Sąsiadka zaczęła się tłumaczyć ze spuszczoną głową. - Nie mam ze sobą żadnych dokumentów. Zostawiłam w domu. - Policjant przybrał poważny wyraz twarzy, co nie świadczyło o niczym dobrym.
- W takim razie, proszę wyjść z pojazdu i pojedzie Pani z nami pod swój adres zamieszkania. Jeśli nie, to będziemy zmuszeni zabrać Panią na posterunek. - Rachel wywaliła na niego oczy. Nie wiedziała, co robić, bo odwróciła się do mnie, szepcząc zdesperowane "pomóż".
- Tak naprawdę - zabrałem w końcu głos. - Ona jest moją siostrzyczką i chciałem ją nauczyć jeździć samochodem. - Starałem się być przekonujący, tak jak dziewczyna parę minut wcześniej. - Jestem Zayn Tomlinson, a to - wskazałem głową brunetkę. - Rachel Tomlinson.
- W takim razie proszę Pana o dokumenty. - Oczywiście nie miałem nic przy sobie, nawet portfela, co akurat nam sprzyjało.
- Niestety zostawiłem w domu. - Policjant tracił już cierpliwość. - W takim razie zabieramy waszą dwójkę na komisariat, z którego będą was musieli odebrać rodzice.
- Ale naszych rodziców nie ma w domu! - Wyskoczyła przerażona Rachel. - To znaczy pojechali do szpitala, do naszej chorej babci, aż do Wolverhampton.
- A czy mogę zadzwonić do naszego starszego brata, by po nas przyjechał? - Spytałem z nadzieją, gdyż była to nasza jedyna deska ratunku.
- Dobrze, ale teraz proszę opuścić samochód i wsiąść do radiowozu.
Wciąż nie dowierzając w całą tą sytuację, wykonaliśmy polecenie strażnika prawa. Po drodze wykonałem telefon do Louisa. Powiedziałem mu, całą historię, dając że jestem jego bratem, by policjanci nie odkryli naszego spisku. Wiedziałem, że Tommo nie za bardzo ogarniał, o co chodzi, ale zgodził się nic nie mówić chłopcom i przyjechać po nas z samego Doncaster.
Po jakiś 3 godzinach bezczynnego siedzenia na komisariacie, wreszcie pojawił się mój przyjaciel. Gdy nas zobaczył, siedzących na drewnianej ławce, podszedł do nas, ale zaraz go zgarnął jeden z policjantów, by z nim porozmawiać. Po jakiś 15 minutach wrócił do nas z mężczyzną, który nas zatrzymał.
- Macie szczęście dzieciaki. - Powiedział policjant. - Wasz przyrodni brat, wszystko mi wytłumaczył. Możecie wrócić do domu.
- Naprawdę?! - Rachel uradowała się, wstając z miejsca.
- Tak, naprawdę - mężczyzna zaśmiał się pod nosem. - Ale, żeby nigdy więcej mi się to nie powtórzyło. - Upomniał nas, jak małe dzieci, wymachując wskazującym palcem.
- Dziękujemy i obiecujemy, że nigdy więcej to się nie powtórzy. - Uścisnąłem dłoń mundurowego.
Wychodząc z budynku, zauważyłem auto Louisa, więc w trójkę poszliśmy w jego stronę. Rachel protestowała na początku, że lepiej przejdzie się na nogach, ale Tomlinson przekona go, że będzie wiarygodniej, jak wrócimy razem. Nikt nie zabrał głos przez całą drogę. Obawiałem się, że Louis będzie zły na mnie o to, że spotykam się z Rachel. Dziewczyna siedziała z tyłu i, gdy odwróciłem się do niej, nawet na mnie nie spojrzała, tylko wyglądała przez okno, jakby pierwszy raz widziała otoczenie. Gdy podjechaliśmy pod nasz dom, jakby ocknęła się z jakiegoś transu.
- Em... To ten, dziękuję za uratowanie życia i podwózkę. - Powiedziała niepewnie do Louisa, na co on się lekko uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, Supermen zawsze do usług. - Puścił jej oczko, a kąciki jej ust, delikatnie uniosły się ku górze.
- Będę już szła. Jeszcze raz dzięki. - Otworzyła drzwi i ruszyła do swojego domu.
Chciałem pójść w jej ślady, ale Lou mnie zatrzymał.
- Nie tak prędko, Malik. - Tego się obawiałem. Twarz Louisa nie wyrażała żadnych uczuć, więc mogłem tylko zgadywał, jak bardzo było źle.
- To nie tak, jak myślisz. - Westchnąłem opuszczając ręce bezradnie.
- Ależ, ja nic nie myślę Zaynie, po prostu czekam na wyjaśnienia. - Oparł prawą rękę o o drzwi samochodu, by mu się lepiej siedziało.
Opowiedziałem mu całą naszą historię. To, jak poznałem Rachel, jak się ukrywaliśmy. Louis całe szczęście jest wyrozumiałym człowiekiem i zrozumiał, czemu nie chcieliśmy, aby Liam wiedział o tym. Jednak musiałem mu obiecać, że sam powiem Liamowi, że znam się z jego przyjaciółką. Nim jednak wróciliśmy do naszej posesji, pochwaliłem się szatynowi tym, na co wpadłem podczas siedzenia w budynku policji.
- Rachel wybiera się z Vanessą na Twój mecz - poruszałem brwiami, z szerokim uśmiechem. - Mam genialny pomysł.
- To wchodź do domu i, zaraz wszystko mi opowiesz.
__________
Genialne zakończenie ;*******
OdpowiedzUsuńa super, wszystko sie znowu rozkreca. i to mi sie podoba ;)
OdpowiedzUsuńKocham to . Pisz tak dalej :D
OdpowiedzUsuńHahaha <3 Świetny *,*
OdpowiedzUsuńI ta akcja z berkiem po domu ahahha <.3 Biedny Steven :'D Czekam na nn i zapraszam do mnie ;* 1d-make-me-happy.bloog.pl
o ja świetny hahahah przyrodni brat Tomlinson hahha coś myśle że Zayn sie zakocham czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńJej!!! Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny !
Iwona :*
Jak zawsze świetnie :)
OdpowiedzUsuńsupper, supcio wręcz zajebi ście czekam na następny z niecierpliwością :D <3
OdpowiedzUsuńsuper piszesz, kiedy następny rozdział, żąam nexta w najbliższym czasie ! :D
OdpowiedzUsuńłoł łoł laska jesteś prze :D
OdpowiedzUsuńsuper super :* ei mam pytanko mogła byś pisać pod rozdziałem mniej wiecej kiedy dodasz następny ? buziaki :)
OdpowiedzUsuńZajebisty <3 Zauważyłam że zdarzają się sytuacje takie które zdarzyły się w waszym życiu, jak i wasze sny :D hahahaha brat Tomlinson :D Rozdział świetny jak zawsze!! Coś czuję że się wydarzy na meczu <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego <3 xx
Ejj no dlaczego to jest takie super xD ♥ prosze dodawaj szybciej rozdziały x):D=) i zrób tak zeby rachel byłą z zaynem wtedy będzie super ♥♥♡
OdpowiedzUsuńKochamm x)xxxxxxx
Tinaxd.
Super!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
nominowana do libster award ;3
OdpowiedzUsuń--> you-always-in-my-heart.blogspot.com
Dalej !!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńJestem uzależniona od tego bloga.... wchodzę na niego po kilkanaście razy dziennie xd :D
hahahaa to co przypał z policją i brat Tomlinson hahahah Lou jak zawsze pomocny :D już się boję co ten Zayn wymyślił za plan ;p
OdpowiedzUsuńuwielbiam tego bloga! :D
czekam na następny :)
suuuuuuuuuuuuperrrr!!!!!!!!!!!!! cgce nexta bo dziś MIKOŁAJKI!!!!!!!!!!!! plose ^^
OdpowiedzUsuńchce już nexta! ^^ *.*
OdpowiedzUsuńKiedy następny ? ^^
OdpowiedzUsuńWłaśnie piszę, najpóźniej jutro, popołudniu :)x
Usuńok ;**
OdpowiedzUsuńAsiu! KOCHANIE! DAWAJ NEXTA :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu genialny !
OdpowiedzUsuńhahaha o matko niezły przypał <333 i Lou znów okazał się Supermanem <33 bardzo mi się podobało xd i jestem ciekawa ich nowego pl;anu :DD
OdpowiedzUsuń