czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 10



Nie miałam pojęcia, co Liam chciał mi powiedzieć. Jakie argumenty miał na swą obronę? Czy będę w stanie mu uwierzyć? Nie mogę być tego pewna, jednakże jego obecność w samochodzie, sprawia, że czuję się bezpiecznie. Z całych sił starałam się nie zwracać uwagi na Liama, którego wzrok, co jakiś czas odczuwałam na swojej osobie. Oparłam głowę o boczną szybę i obserwowałam widoki. Jednak jedna rzecz sprawiała, że nie mogłam się skupić na własnych myślach. Charakterystyczny, bardzo świeży, lekki, orzeźwiający, a zarazem zmysłowy i pociągający zapach męskich perfum. Zapach, którego nigdy nie zapomnę. Tych samych perfum używał, gdy mieszkaliśmy w Wolverhampton i uczęszczaliśmy do jednej szkoły.
Tymi samymi perfumami był wypsikany, gdy podczas jednej z imprez u naszej znajomej Nicole, pierwszy raz się pocałowaliśmy. Byliśmy młodzi, spożyliśmy alkohol, co piętnastolatce w ogóle nie służy i, sprawy  potoczyły się nie do końca tak, jak planowaliśmy. Jednak pomimo procentów krążących w żyłach, do dziś pamiętam to uczucie. Czułam się, jakby stado motyli rozrywało mój brzuch od środka, podczas czego doznawałam niesamowitych i niezapomnianych odczuć. Li całował z taką delikatnością i pasją, jakby bał się, że mu ucieknę. Ale to był jeden, jedyny raz, którego Liam następnego dnia nawet nie pamiętał, a przynajmniej nie poruszaliśmy tego tematu, jak gdyby nic takiego, nigdy nie miało miejsca.
Głośnym świstem wypuściłam powietrze z płuc, odwracając się w stronę bruneta. Liam zareagował natychmiastowo i, nie przejmując się kierowaniem pojazdu, skierował wzrok prosto w me oczy, uśmiechając się przy tym delikatnie.

- Nie wygodnie? - Rozchmurzony Payne, który do tej pory nie odezwał się ani słowem, puścił mi oczko, a w jego oczach można było dostrzec troskę i niepewność.
- Jest w porządku. - Poprawiłam się na siedzeniu. - Liam?
- Tak, Rachel? - Znów oderwał wzrok od drogi.
- Jak wpadłeś na pomysł z przerwą w meczu i niewłaściwymi miejscami? - Nie mogąc zbyt długo wpatrywać się w twarz chłopaka, spuściłam wzrok na ręce.
- Tak właściwie, to Zayn wpadł na pomysł z meczem. - Przyznał się, a niewinny uśmieszek wkradł się na jego twarz.
- Zayn powiadasz? - Automatycznie uniosłam głowę, a jedna brew powędrowała ku górze.
- Emm... No tak. - Liam nie wiedział, co robić i z zakłopotaniem pocierał dłonią kark.
- W takim razie - wyjęłam z kieszeni kurtki urządzenie. - Pozwól, że wykonam jedno połączenie. - Uśmiechnęłam się chytrze.
- Bądź dla niego łagodna. - Zaśmiał się, a ja zapewniłam go, że będę potulna, jak baranek. Wybrałam odpowiedni numer.
- Hej Rachel! - Zayn odebrał już po pierwszym sygnale. Wydawał się być czymś bardzo rozbawiony, a z oddali dało się usłyszeć śmiechy.
- Malik - odczekałam parę sekund, po czym dodałam. - Jak tylko wrócę do domu, obiecuję, że nie żyjesz! - Wydarłam się do mikrofonu, najgłośniej, jak tylko potrafiłam.
- Też Cię kocham! - Odkrzyknął, po czym się rozłączył.
- Pajac. - Zaśmiałam się pod nosem, a Liam mi zawtórował. Wyłączyłam telefon, aby nikt nam nie przeszkadzał. - Daleko jeszcze? - Spytałam chłopaka, opierając się wygodnie o siedzenie.
- Jeszcze jakieś półtorej godziny. - Tym razem posłał jeden, ze swych najpiękniejszych uśmiechów. - Jeśli musisz skorzystać z łazienki, to mów, zatrzymamy się na jakiejś stacji.
- Nie, nie trzeba. - Oparłam głowę o zagłówek, przymrużając powieki, a do mych uszu dobiegły słowa piosenki I'm Yours, którą podśpiewywał sobie mój towarzysz.

Muszę przyznać, że bardzo za tym tęskniłam. Kiedyś słyszałam go codziennie. Liam musiał dla mnie śpiewać cały czas, gdyż tak bardzo kochałam jego głos. Chłopak nigdy nie podzielał mojego zdania i twierdził, że nie umie śpiewać. Dopiero, gdy za moją i jego rodziców namową, pojechał pierwszy raz do programu X-Factor, przekonał się, że miałam rację.
Po skończonej piosence otworzyłam oczy i dyskretnie popatrzyłam na chłopaka, który był wzorowo skupiony na jeździe. Musiał wyczuć mój wzrok na sobie, ponieważ kąciki jego ust uniosły się ku górze.

- Może jeszcze coś zaśpiewasz? - Spytałam go cicho, z nadzieją, że się zgodzi i nie będziemy musieli ponownie siedzieć w ciszy.
- Pod jednym warunkiem. - Uśmiechnął się szeroko, a ja skinęłam głową wyczekując jego warunku. - Zaśpiewasz ze mną. - Wyśmiałam go tak głośno, że aż zaczęłam płakać ze śmiechu, a ten zrobił tylko obrażoną minę.
- Liam... Nie pamiętasz... - wymawiałam pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu - że mam głos, jakby mi słoń nadepnął na ucho? - Li nie wytrzymał i śmiał się wraz ze mną.
- Nie przesadzaj, aż tak źle to nie jest. - Zaśmiał się zapewne wspominając, jak raz wybraliśmy się na karaoke. Więcej razy tego nie powtórzyliśmy. - No, ale jeśli miałyby popękać szyby w moim autku - szturchnęłam go w ramię, a ten chichrał się jak jakiś nienormalny. - To już może sam Ci coś zaśpiewam.
- Myślisz, że jesteś aż tak dobry? - Skrzyżowałam ręce pod piersiami i uniosłam jedną brew.
- Kiedyś sama tak twierdziłaś - puścił mi oczko, ukazując przy tym lśniące, białe zęby.
- A skromnością, to chyba się zaraziłeś od kolegów. - Marudziłam pod nosem, a Liamowi jak było do śmiechu, tak dalej śmiał się z każdego wypowiedzianego przeze mnie zdania.

Gdy już się uspokoił, zaczął śpiewać piosenkę, którą ostatnio zadedykował mi w radiu, gdy jechałam z mamą i Vanessą. Piosenki Eda Sheerana zawsze mnie wzruszały. Od napływu emocji i zdarzeń dnia dzisiejszego, powieki same opadły, nie dopuszczając światła dziennego do mych oczu, a głos Liama sprawił, że zasnęłam.

- Rachel - poczułam delikatne szturchanie w ramię. - Rachel jesteśmy na miejscu. - Uśmiech wkradł się na mą twarz, gdy tylko usłyszałam do kogo należał głos osoby, która starała się mnie obudzić. Było już dość ciemno, więc oczy od razu się przyzwyczaiły do otoczenia.
- Liam? - Wychodząc z samochodu rozglądałam się dookoła. - Z tego co wiem, to nasze domy nie przypominają drzew. - Podświadomość podpowiadała mi, że bardzo dobrze znam to miejsce.
- Też mi się tak wydaje. - Podszedł do bagażnika, po czym wyciągnął z niego koszyk. - Mam coś dla Ciebie. - Odwróciłam się do niego przodem, Liam podał mi przedmiot, który wydobył z auta.
- Ok? - Zabrałam od niego sporych rozmiarów, piknikowy koszyk. - O, jest karteczka.

Z zaciekawieniem otworzyłam ją i odczytałam treść: Coś czuję, że będzie Ci potrzebne, to co znajduje się w środku. Trzymaj się młoda, mam nadzieję, że nasz Li Cię nie zanudzi zbytnio. Twój najukochańszy sąsiad, Zayn. 


*Liam*

Nie miałem pojęcia, co było w koszyku, ani jakiej treści był liścik od Zayna, ale spowodował, że Rachel rozpromieniła się, a w jej oczy zabłyszczały. Szczerze to nie rozumiałem, jak to się stało, że tak szybko się zaprzyjaźnili. Ciekawość wzięła nade mną górę i spytałem Rachel, co nasz wspaniałomyślny Zayn przygotował. Dziewczyna sięgnęła do środka i wyciągnęła butelkę PIWA?! Spojrzeliśmy po sobie z otwartymi ustami, a następnie dostaliśmy napadu śmiechu.

- Tego jest więcej. - Poinformowała mnie przyjaciółka, podśmiewając się pod nosem.
- W sumie może się przydać. - Uśmiechnąłem się i podałem rękę Rachel. - Możemy? - Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, ale objęła ręką moje ramię.

W ciszy podążaliśmy do naszej, własnej krainy szczęścia. Gdy w końcu stanęliśmy na samym środku, Rachel puściła mnie i zakryła usta dłońmi, a jej oczy powiększyły się do rozmiarów pomarańczy. Podszedłem do miejsca, nad którego wyglądem męczyłem się cały wczorajszy dzień.

- Nie podoba się? - Nerwowo drapałem się po karku, przyglądając się z uwagą, każdemu najmniejszemu ruchowi szatynki. Widziałem, jak jej oczy pomału zachodzą mgłą, a w ich kącikach zbierają się małe krople. - Wiedziałem, że tak będzie. - Spuściłem bezradnie wzrok na buty, które nagle stały się bardzo interesujące. - Nie powinienem Cię tu zabierać.

Ale ze mnie idiota! Co ja sobie myślałem? Że jakiś tandetny wystrój cokolwiek zmieni? Podczas drogi tutaj, czułem, że wszystko będzie dobrze. Rachel się uśmiechała, co powodowało, że cały szalałem od środka. Ktoś by pomyślał, że taka mała rzecz, a cieszę się, jakbym dostał w prezencie na osiemnaste urodziny, wymarzone auto. Ale uśmiech przyjaciółki dawał mi więcej radości, nawet od niejednej nagrody. Gdy ona była szczęśliwa, to i ja byłem. Tak powinno być zawsze, a ja wszystko zniszczyłem.

- To jest... - Rachel wyszeptała te słowa i delikatnie ścisnęła moją dłoń, zmniejszając przy tym odległość między nami. - Wow... - Podsumowała głośno, spoglądając prosto w me oczy, po raz pierwszy, od czasów naszej przyjaźni. W jej natomiast, można było dostrzec iskierki radości, które lśniły pod wpływem zbierających się łez.
- Nie taki miał być cel. - Po raz kolejny spuściłem wzrok, nie mogąc patrzeć, na przemoczone oczy dziewczyny. - Nie chciałem, żebyś znów płakała przeze mnie. Ból, który ona odczuwała, sprawiał, że czułem się sto razy gorzej.
- Liam, spójrz na mnie. - Rachel czekała aż wykonam jej rozkaz, więc niepewnie uniosłem głowę. - Nie widzisz, że jestem zachwycona Twoimi staraniami? - Kąciki jej ust powędrowały ku górze. Jej słowa zaskoczyły mnie.
- Naprawdę? - Nie mogłem uwierzyć w słowa wypowiedziane przez szatynkę.
- Jak mogłabym nie być? To - ręką wskazała miejsce, które było przygotowane na naszą rozmowę. - Te materace, poduszki lampy, świeczki - zaczęła wymieniać. - Ten projektor... Aż brak mi słów.


- Czyli, że Ci się podoba? - Wyszczerzyłem się jak głupi do sera, a Rachel zaśmiała się pod nosem.
- Póki co tak, zobaczymy, co będzie dalej. - Machała mi przed twarzą butelką z piwem. - To jak, na rozluźnienie? - Puściła mi oczko, a ja skinąłem głową na zgodę.
Całe szczęście miałem przy sobie scyzoryk, którym miałem zamiar przywrócić naszą przysięgę, więc nie miałem problemu z otworzeniem alkoholu. Zajęliśmy miejsca na dwóch materacach, popijając napój.
- Wolisz zacząć od rozmowy czy od weselszej części programu? - Nerwowo zataczałem palcem kółka na szkle.
- Może lepiej miejmy już to za sobą. - Odstawiła piwo na ziemię i wpatrywała się we mnie tym przenikliwym wzrokiem, który potrafił odgadnąć co jest kłamstwem, a, co prawdą.

Nabrałem powietrza do płuc i zacząłem swój monolog. Tak, monolog, gdyż Rachel nie zamierzała mi przerywać, nawet, gdy widziałem, że się krzywiła w pewnych momentach. Wytłumaczyłem jej, że to wszystko przez moją i tylko MOJĄ głupotę. Przyznałem się, że inteligentnie nie zapisałem sobie nigdzie jej numeru, a gdy założyłem nowy, management pociął starą kartę. Opowiedziałem jej również, jak starałem się złapać z nią kontakt, gdy odwiedzałem rodzinę, lecz jej nigdy nie było w pobliżu. Pokazałem jej nawet breloczek z jej imieniem, który miałem przypięty do kluczyków. Musiałem jej udowodnić, że zawsze była w moim sercu. Gdy zakończyłem swą wypowiedź, czekałam na reakcję dziewczyny.

- Czyli, że nie zapomniałeś o mnie? - Wyszeptała bawiąc się palcami.
- Oczywiście, że nie! - Podszedłem do niej na kolanach. - Nigdy o Tobie nie zapomnę Rachel, byłaś, jesteś i będziesz moją najlepszą przyjaciółką. - Kciukiem otarłem samotną łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Ale... - zaśmiała się przez łzy. - Jak mogłeś nie nauczyć się na pamięć mojego numeru?! - Zaczęła okładać mnie pięściami, a ja nie wiedziałem, co robić, więc zacząłem się śmiać, gdyż nie używała do tego zbyt wiele siły.
- Dobrze wiesz, że mam słabą pamięć i nawet swojego numeru nie znam - złapałem ją za nadgarstki i wtuliłem w siebie. - Obiecuję, że jak tylko mi go podasz, to nie tylko zapiszę, a nawet nauczę się go!
- Liam! Nie krzycz mi do ucha! - Zaśmiałem się, bo sama zrobiła to samo, odsunąłem się od niej na kilka centymetrów.
- To jak, Panno Knight, wybaczysz mi i zaczniemy wszystko od nowa? - Rachel udawała, że się nad czymś zastanawia.
- Rachel Knight. - Wystawiła rękę w moją stronę. - Miło poznać. - Zachichotała jak sześcioletnia dziewczynka i już wiedziałem, że wróciła moja Rachel.
- Liam Payne - z udawaną powagą, uścisnąłem jej dłoń. - To dla mnie zaszczyt poznać taką piękną damę. - Poruszałem zalotni brwiami, a dziewczynę zalał delikatny rumieniec.
- W takim razie, jaki jest kolejny punkt programu, Liamie? - Rozłożyła się wygodnie na materacu, więc udałem się po pilota i zająłem wcześniejsze miejsce.
- Teraz czas na krótki filmik. - Odpaliłem sprzęt i czekałem na reakcję przyjaciółki, która delektowała się smakiem piwa. Chyba będą musiał pogadać z Malikiem o rozpijaniu nieletnich.

Montowanie krótkiego filmiku, który prezentował wszystkie nasze wspólne chwile, zajęło mi pół dnia, ale muszę przyznać, że było warto. Chociażby po to, by zobaczyć, jak Rachel się uśmiecha i razem ze mną wspomina dawne czasy. Zawsze lubiliśmy robić zdjęcia, czy to z własnej ręki, znajomych, czy nawet samowyzwalaczem. Przy tych ostatnich zawsze mieliśmy dużo zabawy, gdyż nie było to takie proste. Była również fotografia, zrobiona przez moją siostrę, która przedstawiała mnie i Rachel, gdy wróciłem z kastingu. Jednak film nie przedstawiał wszystkich zdjęć, była to tylko część, która znajdowała się w moim albumie i, które mogłem zeskanować do komputera. Reszta należała do Rachel.



- No muszę przyznać, że się postarałeś. - Mówiąc to ziewała, co spowodowało lekki napad śmiechu z mojej strony. - Nie wiedziałam, że aż tak dobrze śpiewacie w tym zespole. - Pochwaliła nas.
- Ktoś tu chyba jest śpiący. - Uśmiechnąłem się na ten widok. - Jesteś pierwszą osobą, poza nami, która słyszy tę piosenkę.
- Czuję się zaszczycona, a co do ziewania, to przez Zayna - wykrzywiła usta w grymasie. - Kupił jakieś tanie piwo i teraz chce mi się spać. - Skrzyżowała ręce, by uwydatnić złość.
- W takim razie, wracajmy już. - Podniosłem się i podałem jej rękę. - I tak jest już po 23. - Dodałem zerkając na zegarek. - Jednak jest jeszcze coś, co chcę zrobić. - Zagłębiłem się w oczach Rachel, które lśniły z powodu alkoholu.

Wyjąłem z kieszeni przedmiot i podszedłem z nim do naszego drzewa. Odwróciłem się na chwilę, by sprawdzić reakcję dziewczyny. Uśmiechała się niewinnie wiedząc, co chcę zrobić. Nie protestowała, więc zabrałem się za robotę. Gdy kończyłem napis, tak jak parę lat temu, przeciąłem sobie dłoń.

- Myślałam, że się zmieniłeś, ale jednak dalej jesteś taką sierotką. - Szatynka podbiegła do mnie i wyciągając z kieszeni chusteczkę, zatamowała krwawienie.
- A miało być lepiej, niż ostatnio. - Zaśmialiśmy się oboje. - To teraz możemy wracać do domu.
- Zostawisz tu wszystko? - Zdziwiła się.
- Jutro przyjadę i posprzątam. - Skierowałem się do pojazdu, ale Rachel dalej stała w miejscu. - Czemu nie idziesz? - Zatrzymałem się, czekając na przyjaciółkę.
- Liam, nigdzie nie pojedziemy. - Odpowiedziała stanowczo, a ja nie miałem pojęcia, o co jej chodziło.
- Czemu?
- Chcesz jechać pod wpływem? - Spytała unosząc jedną brew, jak była w zwyczaju robić.
- Zapomniałem... - Otwartą dłonią, uderzyłem się w czoło.
- Brawo geniuszu. - Rachel podeszła do mnie i poklepała mnie po plecach. Zacząłem intensywnie myśleć nad rozwiązaniem z tej sytuacji.
- Wiem! - Wykrzyknąłem uradowany. - Pójdziemy do domu moich rodziców i wrócimy rano do Londynu.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - Knight nie była przekonana, co do tego. - Moi rodzice nawet nie wiedzą, gdzie teraz jestem.
- Wiedzą, że jesteś ze mną. - Rodzice Rachel znali cały plan i wspierali mnie w jego realizacji. - Nie daj się prosić, moja mama na pewno się ucieszy, a Ty będziesz mogła zadzwonić do swojej, poinformować ją, że nic Ci nie jest i, że jutro wybierzemy się w podróż do domu. - Starałem się używać wszystkich argumentów za tym, byśmy zostali. Przyjaciółka uśmiechnęła się.
- Gdyby nie to, że jestem śpiąca, sama bym nas odwiozła. No, ale niech Ci będzie. - Zamknęła nasze dłonie w uścisku i skierowała się w znanym nam kierunku.

Podczas drogi opowiadała mi o niej i jej nowej przyjaciółce ze szkoły. Było tak, jak za dawnych lat. Wygłupialiśmy się, rzucaliśmy w siebie szyszkami i śmialiśmy się na całego. Jednak w pewnym momencie Rachel przystanęła.

- Coś się stało? - Wystraszyłem się, że zmieniła zdanie i nie chciała iść dalej ze mną.
- Nie, tylko chce mi się siku. - Wybuchnąłem gromkim śmiechem i nie mogłem się pohamować.
- Ej, to nie jest śmieszne! - Oburzyła się robiąc przy tym śmieszną minę.
- Ale co za problem? - W końcu udało mi się uspokoić. - Przecież pełno tu drzew i krzaków. - Rozejrzałem się po obu stronach ścieżki.
- Nie mogę? - Przytrzymała się rękoma za biodra.
- Czemu? - Zmarszczyłem brwi.
- Bo nie.
- Czemu? - Nie dawałem za wygraną.
- Bo nie! - Usiadła na ziemi po turecku.
- Cze...
- Bo mam okres! - Wydarła się, po czym przyłożyła rękę do ust.
- A, no to może poczekaj aż dojdziemy do domu, Ruth da Ci podpaski czy, co tam potrzebujesz. -Dziwnie czułem się rozmawiając o kobiecych sprawach, więc wolałem to zwalić na moją siostrę.
- No może wytrzymam tyle. - Rachel podniosła się z miejsca i ruszyliśmy.

Do domu zostało nam jakieś niecałe 500 metrów. W spokoju podążaliśmy naszymi starymi śladami. Wiedziałem, że nic już dziś nie popsuje mojego humoru. Odzyskałem Rachel, a to jest najważniejsze. Mam tylko nadzieję, że zniszczę tego po raz kolejny.


__________

Siemka Misiaki ♥ To znów ja (Asia). :D Dziękujemy strasznie za wszystkie komentarze, jesteście boskie. <3
Jednak pora na złą wiadomość... Dostajemy dużo komentarzy typu: chcę, żeby Rachel była z Zaynem, chcę, żeby Vanessa była z Harry, żeby Liam i Rachel się pogodzili, żeby się nie godzili... itd. Musimy was rozczarować, gdyż od początku miałyśmy z Agnieszką koncepcję na tego bloga i, nie zamierzamy jej zmieniać. :) Mamy jednak nadzieję, że się nie zrazicie i dalej będziecie licznie czytać, i komentować kolejne rozdziały. :) x Ale nie martwcie się, to, że Rachel i Liam się pogodzili, nie oznacza wcale, że zamienimy tego bloga w jakieś mierne romansidło. :D Będą wzloty i upadki, ale nie chcemy by nasi bohaterowie ciągle płakali. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/asiekxx :) x To się rozpisałam...  ;o Dobra, to by było na tyle Love You All <3

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 9



Siedziałam na murku przed stadionem, wystukując nogą rytm pewnej piosenki, która chodziła mi cały dzień po głowie. Wyjęłam z kieszeni telefon i ponownie zadzwoniłam do przyjaciółki. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Nic, dalej nie odpowiadała. Odkąd Rachel wybiegła ze stadionu, nie daje znaku życia. Nie wiedziałam czy mam na nią czekać, czy dzwonić po ojca i wrócić bez niej. Swoją drogą zrobiło się już dość chłodno, a byłam dość skromnie ubrana. Nie wzięłam żadnej kurtki, ponieważ nie sądziłam, że ochłodzi się na tyle, że bluza mi nie wystarczy. Nagle zerwał się mocny wiatr, co spowodowało, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Leniwie wstałam z murka i zaczęłam chodzić w kółko, żeby się ogrzać. Akurat gdy przechodziłam obok metalowych drzwi, te otworzyły się, uderzając mnie w sam środek czoła.
Już po chwili poczułam ból oraz nieprzyjemne zimno, spowodowane bliskim spotkaniem moich pośladków z chodnikiem.
Zdenerwowana spojrzałam do góry, by dowiedzieć się, kto był sprawcą tego zdarzenia.

- Ty...Ty! - Wstałam z chodnika i zbulwersowana podeszłam do uśmiechniętego chłopaka. - Znowu Ty! Czy Ty mnie śledzisz?! Co tu znowu robisz?! Jesteś wszędzie tam gdzie ja! - Miałam ochotę rzucić się na niego, ale starałam się opanować emocje. 
- Nie tak ostro. - Próbował uśmiechnąć się uwodzicielsko, ale wyglądał jakby dostał rozwolnienia i siedział już kolejną godzinę na kiblu. - To nie ja wskoczyłem Tobie do łóżka, tylko Ty mi. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, tylko tak ci przypominam.

Myślałam, że go rozszarpię, po czym pozbieram jego zwłoki i powieszę sobie na ścianie. Nie mogę pojąć, jak można być zarazem takim głupim, chamskim i zapatrzonym w sobie pedałem.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów, żeby się uspokoić.

- To nie ja wpadłam na Ciebie... I to dwa razy! Nie rozumiem, jak ludzie mogą z Tobą wytrzymywać! Zapatrzona w siebie księżniczka! - Odeszłam od niego kawałek, widząc jak bardzo chłopak się podenerwował.
- Ja?! Tak! Oczywiście! Ty jesteś taka święta! Panna idealna! To ciekawe co robiłaś w moim łóżku!
- Zamknij się pedale! - Wydarłam się i zaczęłam odchodzić.
- Ty się zamknij. W końcu to Ty jesteś blondynką! - Na te słowa wróciłam do niego, bo aż gotowało się we mnie.
- I co wobec tego? - Zapytałam spokojnym głosem, mimo iż w środku byłam totalnie zdenerwowana.
- Twój kolor włosów mówi wszystko o Twojej inteligen.. - Nie dokończył, bo zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go w twarz z otwartej dłoni.

Patrzyłam na czerwonego ze złości chłopaka, który trzymał się za policzek. Gdy zielonooki otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, drzwi otworzyły się ponownie. Stali w nich Zayn i jakiś blondyn. Szybko do nas podeszli.

- Co tu się dzieje? - Zapytał chłopak, którego nie znałam, widząc podenerwowanego loczka i mnie.
- Jej się spytaj! - Wysyczał podenerwowany szatyn.

Zayn patrzył na mnie lekko rozbawiony, co podirytowało mnie jeszcze bardziej. Mulat podszedł do mnie i, jak gdyby nigdy nic, pocałował mnie w policzek. Czy to oznacza, że chłopcy się dowiedzieli o potajemnym "romansie" Malika i Knight?

- Harry uspokój się. Ty, Vanessa również. - Ponownie się zaśmiał, tyle że tym razem zawturał mu blondyn.
- Znasz ją? - Chłopak, którego imię dopiero teraz poznałam, spytał przez zaciśnięte zęby.
- To jest Vanessa, przyjaciółka Rachel. - Przedstawił mnie swoim kolegom.
- Dobry żart Malik - Harry zaśmiał się sarkastycznie.
- Zamknij się. A do Ciebie Zayn, mam pytanie. Nie wiesz może, co z naszą Knight? Bo zaczynam się już trochę o nią martwić. - Podczas mówienia, pocieram dłońmi ramiona, by się ogrzać.
- Jest z Liamem. - Do rozmowy wciął się blondyn. Chłopak podszedł bliżej, uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym wyciągnął rękę w moim kierunku. - Jestem Niall.
- Amm... Vanessa... - uścisnęłam jego bardzo ciepłą dłoń. Zobaczyłam, że pan debil stoi obok i dalej podenerwowany marudzi coś pod nosem. - Wracają do tematu... To jak... Gdzie oni pojechali?

Zayn i ten Niall zaczęli mi tłumaczyć, że realizują jakiś plan, aby Rachel wybaczyła Liamowi. Jedyne co z tego wszystkiego zrozumiałam to to, że mam się nie martwić. Powróciłam na mój murek i zajęłam wcześniejsze miejsce.

- Masz. - Blondynek podał mi bluzę, na co lokowaty zareagował szyderczym śmiechem.
- Przysięgam, że zaraz wstanę i mu coś zrobię.... - Miałam nadzieję, że mój wzrok potrafi zabijać, więc wpatrywałam się w kolesia z mordem w oczach. - A bluzy nie potrzebuję. - Zwróciłam się do tego milszego. - Mam swoją. Jest mi ciepło.
- Tak... Jasne, jasne.

Pomimo moich protestów i przekonywań, że wcale nie jest mi zimno, Niall położył bluzę na mych ramionach. Usiadł na murku po mojej prawej, a Zayn po lewej stronie. Ten drugi położył głowę na moim ramieniu.
Metalowe drzwi otworzyły się ponownie, a zza nich wyłonił się Tomlinson.

- Kogo ja widzę?! Czyż to nocna partnerka Hazzy? - Powitał nas ze śmiechem.
- Zamknij się. - Powiedziałam równo z zielonookim.
- Louis, a wiesz że to przyjaciółka Rachel?! - Skoczył na niego uradowany Niall. Brunet otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Następnie podszedł do mnie i Zayna.
- Ale jak to? - Spytał dalej zszokowany. - Czyli to oznacza, że Harry przespał się z przyjaciółką, dawnej przyjaciółki naszego przyjaciela? - Zaczął intensywnie myśleć, albo tylko udawał.
- Czy możecie w końcu przestać gadać o tym, że obudziłam się z NIM? Na logikę! Czy gdybym była trzeźwa wskoczyłabym MU do łóżka? Uwierzcie, że nie mam aż tak beznadziejnego gustu. - Skrzywiłam się.
Widziałam, że zielonooki jest już na skraju wytrzymałości. Jego kolor twarzy przypominał pomidora, a usta zaciskał ze złości. Mimo tego, postanowiłam jeszcze chwilę go podenerwować.
- Jak on się w ogóle zachowuje? Nie rozumiem jak możecie z nim mieszkać pod jednym dachem. Ja to bym się chyba powiesiła, gdybym musiała tak często oglądać tę twarz.
- Zabiję... Zabiję... - Wysyczał, po czym zaczął się do mnie zbliżać zaciskając pięści.
- Dobra! Dobra! Spokojnie! - Wystraszony Tomlinson stanął pomiędzy nami. Patrzyłam z obrzydzeniem na tego całego Harrego. Zayn i Niall śmiali się z tej sytuacji, czemu się tak w sumie nie dziwię. Samej chciało mi się śmiać, gdy widziałam tą zdenerwowaną twarz. - Nie wiem o co poszło, ale myślę, że możecie się dogadać.
Chciałam już zacząć mu tłumaczyć, co myślę na temat jego kolegi, ale poczułam wibrację w mojej kieszeni. Szybko wyciągnęłam telefon i sprawdziwszy kto dzwoni przejechałam palcem po ekranie, aby odebrać.
- Hej tato. Właśnie miałam do Ciebie dzwonić. - Powiedziałam na start, a w między czasie przyszła do nas jakaś szatynka, która wtuliła się w Louisa.
- No właśnie. Pewnie chcesz, żebym teraz po was przyjechał.
- Dokładnie.
- No więc... hmm - przez chwilę panowała cisza. - Macie może z kim wrócić? Bo mam tu jeszcze takie jedno spotkanie i wiesz... no... troszkę mi zejdzie... Więc... - Gubił się w własnych słowach. - No wiesz, jeśli chcecie to możecie czekać. Myślę że do dwóch, ewentualnie trzech godzin wyrobię się. - Dodał szybko, lecz wcale mnie nie ucieszyła ta wiadomość, a wręcz przeciwnie.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Zapytałam podenerwowana. Usiadłam już po raz kolejny na chłodnym murku obok Zayna. - Umawiasz się najpierw ze mną, że przyjedziesz, a później nagle spotkanie. Jak zwykle...
- No przepraszam, że tak wyszło. To jak? Będziecie czekać, czy co. Bo muszę już kończyć.
- Pojadę taksówką. - Powiedziałam szybko po czym rozłączyłam się z chęcią rzucenia telefonem prosto w twarz mego prześladowcy.
Byłam strasznie zła na tatę, bo nie pierwszy raz się tak zachowuje. Żeby się odstresować wyjęłam paczkę papierosów.
- Chcesz? - Zapytałam Zayna, a ten pokiwał głową.
- Co jest?
- Weź mi nawet nie gadaj. - Machnęłam ręką, po czym odpaliłam zarówno mojego, jak i jego papierosa. Niall, Louis i nowo przybyła, stanęli nad nami i patrzyli na mnie z zaciekawieniem. - Tata miał po mnie przyjechać... Ale jak zwykle mnie wystawił... Muszę wracać taksówką. Nie ważne.
- Jedź z nami! - Wydarł się ucieszony blondyn, no co pozostała dwójka mi potakiwała.
- Może najpierw byście nas sobie przedstawi, co dzikusy? - Szatynka zaśmiała się perliście wyciągając do mnie dłoń. - Jak zwykle nie można na nich liczyć. - Uśmiechała się szczerze. Wydawała się sympatyczną dziewczyną. - Eleanor Calder, dziewczyna tego tu - wskazała głową na Tomlinsona - zawodowego piłkarza. - Wywróciła oczami tak, abym tylko ja to dostrzegła, na co sama się zaśmiałam.
- Vanessa Allen. - Uścisnęłam jej dłoń. - Wreszcie ktoś normalny. - Dodał, a dziewczyna śmiejąc się potakiwała głową.
- Widzę, że niezłe zrobiliście pierwsze wrażenie na koleżance. - Obróciła się do trójki przyjaciół kręcąc głową z dezaprobatą. - Cali wy.
- A wracając do tematu. - Głos zabrał Nialler, a wszyscy zwróciliśmy wzrok w jego stronę. - To Van, nie daj się prosić, pojedziesz z nami.
- Ale jak miałabym to zrobić skoro was jest piątka? - Eleanor uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Spokojnie, my z El jedziemy razem, bo musimy wstąpić jeszcze do mojej mamy. - Louis objął w pasie swoją dziewczynę i złożył delikatny pocałunek na jej policzku. - Także będziecie mieli sporo miejsca w aucie.

Szczerze mówiąc, to nawet nie byłby taki zły pomysł, gdyby nie to, że musiałabym oddychać przez długi czas tym samym powietrzem, co ten debil - Harry.

- Jeśli ona z nami pojedzie, to ja idę na nogach! - Wydarł się Harry, któremu zdecydowanie nie spodobał się ten pomysł. Postanowiłam się zgodzić, tylko po to aby go podenerwować jeszcze bardziej... Chociaż nie wiem czy to możliwe.
- Chętnie pojadę. - Odpowiedziałam uśmiechając się do Nialla. - Oczywiście jeśli nie ma w tym żadnego problemu.
- Jasne, że nie. Chętnie się lepiej zapoznamy... A Ty, Harry, nie zachowuj się jak idiota. - Louis spojrzał na niego srogo, by pokazać mu kto tu jest najstarszy i, że ma się go słuchać.
- Jak zwykle... Harry Styles - zawsze ten zły... Ona nic nie zawiniła... - marudził pod nosem.

Wszyscy zaśmialiśmy się, po czym powędrowaliśmy do wielkiego czarnego samochodu. Pożegnaliśmy się z parą i zajęliśmy miejsca. Siedziałam z tyłu, koło blondyna, którego twarz, ciągle przyozdabiał szczery uśmiech. Zayn usiadł obok Harrego, który miał prowadzić. Skrzywiłam się tylko, bo nie chciałam już więcej narzekać.
Jechaliśmy w zupełnej ciszy, która lekko mnie krępowała. Widziałam, że Niall kilka razy chciał o coś spytać, ale ostatecznie tego nie robił.

- Niall, mów o co chodzi.
- Ale że co? - Udawał, że nie wie o co chodzi, ale gdy zobaczył moją zażenowaną minę zaczął mówić. - No dobra. Jak nie chcesz, nie musisz odpowiadać, ale chciałem zapytać... Jak znalazłaś się w łóżku Harrego? - Patrzył na mnie wyczekując, aż coś powiem.

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego pytania. Popatrzyłam na Malika. Oczywiście najpierw byłam poważna, ale gdy przypomniała mi się ta drabina, wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem, do którego po chwili dołączył Zayn.

Po kilku minutach, gdy zobaczyłam, że naszej głupawce przyglądają się chłopcy, opanowałam się. Szczerze mówiąc nie było to łatwe, ale jakoś poradziłam sobie. Przetarłam oczy, w których zebrały się łzy spowodowane śmiechem.

- To przez niego. - Pokazałam na Malika.
- No przepraszam, ale nie kazałem Ci na nią wchodzić. A tym bardziej wpakować się do łóżka Harrego.
- Ale przez Ciebie.
Staraliśmy się wytłumaczyć blondynowi, jak to było, ale przez nasze ciągłe wybuchy śmiechu średnio nam to wychodziło.
- No i tak to było. - Zakończył w końcu Zayn, po jakiś dziesięciu minutach. Oczywiście Niall cały czas się śmiał.
- Ej Zayn... - zaczęłam śmiejąc się. - Bo przez ten śmiech to... zachciało mi się sikać. Ale tak strasznie. - Wyznałam - Możemy zrobić jakiś postój?

Cała trójka zaczęła się śmiać, nawet Harry. Dla mnie nie było to takie śmieszne. Przy każdej nierówności na drodze, myślałam, że się zesikam. Oczywiście Pan "jeślionapojedziejaidęnanogach" nie chciał się zatrzymać. Po jakiś dwudziestu minutach namawiania przez Nialla i Zayna, zrobił to.
Od razu wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam do budynku przy stacji benzynowej. Szybko znalazłam drzwi z napisem "damska toaleta" i załatwiłam potrzebę.

Gdy wyszłam z ubikacji, zobaczyłam mały bar. Nie wiele myśląc, podeszłam do niego i zamówiłam trzy hot-dogi. Dla mnie jeden, dla Nialla jeden, dla Zayna jeden, a dla Harrego... Harry to Harry, on będzie głodny. Zapłaciłam, po czym udałam się do samochodu. w którym czekali na mnie chłopcy.

- Wróciłam! I mam nawet dla Was hot-dogi! Teraz dziękujcie wielkodusznej Vanessie Allen, że wydaje na Was swoje ciężko zarobione pieniądze. - Gadałam jakieś głupoty, podczas gdy rozdawałam jedzenie.
- Dzięki - powiedzieli równo obdarowani moimi prezentami chłopcy.
- Łee... Wy wiecie jakie to jest niezdrowe ? - Harry popatrzył na nas skrzywiony, po czym ponownie odpalił samochód.

....

- Śpisz? - Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię.
- Czego znowu? - Przetarłam zaspane oczy i rozciągnęłam się. - Gdzie jesteśmy? - Ziewnęłam rozglądając się przez szyby.
- Dojeżdżamy już. Gdzie dokładnie mieszkasz? Podwieziemy Cię. - Zayn ukazał mi cały szereg, białych perełek.
- Amm... Tam... No... Wysadźcie mnie pod waszym domem, to dojdę na nogach.

Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, rzuciło się na nas kilkanaście fanek. Głównie zaczęły wypytywać kim jestem, prosić o zdjęcia i inne głupoty. W pewnym momencie jakaś brunetka się na mnie rzuciła i zaczęła mnie przytulać. Nie ogarniałam, co się dzieje, ale nie chcąc zepsuć chłopcom reputacji, tylko uśmiechnęłam się  do niej. Podeszłam do chłopców, żeby się z nimi pożegnać. Fanki niestety mi to uniemożliwiły więc, tylko im pomachałam i odeszłam.

Po dwudziestu minutach spokojnego spacerku, doszłam do domu. Krzyknęłam do mamy krótkie "cześć", na które nawet nie odpowiedziała, po czym powędrowałam do swojego pokoju. Relacji z rodzicami nie mam najlepszych. Nie zawsze tak było. Kiedyś mogliśmy rozmawiać godzinami, a teraz oddaliliśmy się od siebie. Większość naszych rozmów zakańcza się kłótniami.
Leżąc już na łóżku wyjęłam telefon i ponownie zadzwoniłam do Rachel. Znowu nie odebrała. Napisałam jej tylko krótkiego sms'a, aby zadzwoniła do mnie jak najszybciej, po czym poszłam spać.

__________

Chcę Was bardzo przeprosić, że dodaję rozdział dopiero teraz. Nie będę się tłumaczyć, że nie miałam czasu, bo to nie dla tego. Po prostu ciężko mi było napisać jakiekolwiek logiczne zdanie.
Ogólnie rozdział jest słaby, a końcówka to już w ogóle masakra. Była pisana tak na szybko, ponieważ obiecałam, że dzisiaj dodam.
Mam nadzieję, że skomentujecie xx

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 8



Przez tą całą akcję z policją, na śmierć zapomniałam o aucie. Będę musiała napisać do Malika o poproszenie swego kolegi, aby po niego jakoś podszedł i zabrał spod komisariatu mój skarb. Chociaż w sumie, może lepiej, żebym osobiście go poprosiła, mimo że wcale nie jest mi to na rękę. Jednak muszę przyznać, że gdyby nie on, to nawet nie chcę myśleć, jakby się to wszystko potoczyło. Tylko, co on takiego zrobił, że mundurowy był w stanie mu uwierzyć w tą bajeczkę o rodzeństwie? Nie wierzę, że był na tyle naiwny, że kupił to kłamstwo na ładne oczy. No cóż, może kiedyś się dowiem.
Ciągle myślałam o chłopcach z sąsiedztwa. Znam już trzech i do każdego mam inne podejście. Z tego co zdążyłam zauważyć, to każdy ma swoją własną osobowość, ale dopełniają się idealnie. Nie poznałam jeszcze pozostałej dwójki zespołu, ale wcale tego nie żałuję. Może, gdyby były inne okoliczności, Liam mnie nie zostawił i przedstawił mi ich wszystkich, gdy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, być może nawet bym ich polubiła. Myśląc o jednym z nich, kąciki ust same pragną się unieść ku górze, a rumieńce zalewają policzka.
Zayn jest moim dobrym kolegą, ale gdy nie dawał znaku życia, podczas promocji płyty, odczuwałam brak jego obecności. Nie wiem jak to określić, ale gdy jestem przy nim, to czuję się bezpiecznie i wiem, że nic mi przy nim nie grozi. Zawsze potrafi mnie rozbawić, ale także wysłuchać i wspierać. A dziś, gdy wszedł do auta, uśmiech automatycznie zagościł na mej twarzy. Miałam go nienawidzić tak, jak resztę osób, ale nie dał mi szans na to. Powinien chyba prowadzić poradnik: "Jak przekonać do siebie ludzi w mniej niż tydzień.". Na pewno zarobiłby na nim miliony.
Ale niestety, teraz przychodzi kolej na osobę, która mnie zraniła. Liam. Ciągle mam mętlik w głowie. Był moim najlepszym przyjacielem, nic nie miało prawa nas rozdzielić. A jednak myliłam się i to bardzo. Tak naprawdę, to powinnam winić samą siebie za tą dwuletnią rozłąkę. Ale czy mogłam się obwiniać za to, że, dzięki udziałowi w programie, osiągnął karierę? Przecież nikt mu nie kazał zrywać ze mną kontaktu. Jakoś Zayn dalej spotyka się ze znajomymi z rodzinnego miasta. Dlatego nie rozumiem, co się stało, że nagle przestał dzwonić, pisać i odbierać telefonu. Jednak z drugiej strony, może nie chodziło o mnie. W końcu, od czasu mojej przeprowadzki i ich powrotu, ciągle stara się zwrócić moją uwagę i jest mu przykro. Tylko, że straciłam do niego zaufanie i już nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem. Wiem, że kiedyś będę musiała przeprowadzić z nim poważną rozmowę, ale póki co, nie jestem jeszcze na nią gotowa.

Obróciłam się na drugi bok. Zegar wskazywał godzinę 3.23, a ja dalej nie mogłam zmrużyć oka, a to wszystko przez mętlik, który panował w mojej głowie. Nagle dobiegły mnie wrzaski i śmiechy z zewnątrz. Leniwie podniosłam się z łóżka i udałam przed okno. Ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu, gdy zobaczyłam to, co się tam działo. Zayn, Liam i chłopak w loczkach wyciągali z taksówki Tomlinsona i blondynka. Ten ostatni nie chciał iść, ciągle wołał, żeby mu dali jakiegoś Kevina, bo chce go zjeść. Natomiast Louis wymachiwał przed nim żałośnie rękoma, a reszta starała się go uspokoić.
Rozbawiona zachowaniem sąsiadów, wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach do kuchni, by napić się soku. Jakby nie patrzeć, to nie skłamałam policjantowi tak bardzo, bo rodzice naprawdę pojechali do babci i znów jestem sama, w tym wielkim domu. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam do szklanki z flagą brytyjską. Wychodząc z pomieszczenia o mało bym się nie zabiła.
Na panelach w holu znajdowała się ogromna tarantula. Wystraszona zaczęłam się wydzierać i pierwsze, co mi wpadło do głowy, to ucieczka. Oczywiście nie mogłam sobie nawet poradzić z tak błahą sprawą, jak otworzenie drzwi, co sprawiało, że nagle łzy popłynęły po mych policzkach. Gdy w końcu mi się to udało, nie patrząc przed siebie, miałam zamiar rzucić się biegiem za próg. Jednak nie było mi to dane, gdyż wpadłam w jakąś postać i upadając, skończyłam na nieznajomym.

- Co jest grane? - Wybełkotał szatyn, który chichrał się w najlepsze.
- Ty się mnie pytasz, co jest grane?! - Oparłam się rękami o jego klatę. - Co Ty robisz przed moim domem? - Spytałam, ocierając łzy.
- Właściwie, to nie wiem. - Gdy dostrzegł, co właśnie robię, spoważniał. - Ej, mała, co jest? - Otarł kciukiem ostatnią łzę, która spłynęła po policzku.
- Po pierwsze,: nie Twój interes - otrząsając się, podniosłam z miejsca i stanęłam naprzeciw chłopaka. - Po drugie: ręce przy sobie! A po trzecie, to mała może być Twoja pała. - Skrzyżowałam ręce, a szatyn zaniósł się śmiechem.
- Muszę przyznać, że to było dobre. - W końcu stanął obok mnie. - Harry. - Wyciągnął rękę w moją stronę.
- Co mnie to obchodzi? - Wystawiłam mu język, a ten tylko się zaśmiał.
- W takim razie, co mnie to obchodzi... - Poruszał zalotnie brwiami. - Powiesz mi czemu tak uciekałaś z domu?
- Skoro musisz wiedzieć, w holu jest ogromna tarantula, a ja panicznie boję się pająków. - Wykrzywiłam usta w grymasie, a ten cały Harry ucieszył się jak jakiś głupi.
- Steven jest tutaj? - Nie czekając na moją reakcję, wbiegł do mojego domu. - Steven, tutaj jesteś, skubańcu. - Zszokowana podążyłam za sąsiadem i jak się okazało, trzymał w dłoni pająka.
- Ugh... To Twoje? - Podeszłam pod schody, by zachować bezpieczną odległość.
- Oczywiście, że tak. Mój skarbek - głaskał to obrzydliwe stworzenie, jakby był słodkim kotkiem lub Labradorem.
- W takim razie zabierz to do siebie i pilnuj następnym razem.

Chłopak zapewniał, że więcej go nie zgubi i opuścił mój dom. Zamknęłam za nim i pewna, że już zasnę, odniosłam szklankę do zmywarki, po czym wróciłam do swojego pokoju. Jutro na pewno nie będę w stanie obudzić się na zajęcia do szkoły.


*Cztery dni później*

Nadszedł dzień wielkiego wydarzenia dla fanek tego zespołu z sąsiedztwa. Tak, to właśnie dziś jest mecz charytatywny, w którym bierze udział Louis. On sam także, gdy przywiózł moje auto, wręczył mi dwa bilety, za które zapłaciłam Zaynowi parę dni wcześniej. Właśnie jesteśmy w drodze do Doncaster. Niestety ani ja, ani Vanessa nie możemy już być kierowcami, także musiałyśmy poprosić jej tatę o zawiezienie nas.
Cały czas myślę o Liamie. Co będzie, gdy go dziś spotkam? Jak zareaguje? Chciałabym to wiedzieć. Przychodzą chwile, że chcę mu wszystko wybaczyć, przytulić się do niego, ale zaraz potem przypominam sobie, przez co przechodziłam, gdy go nie było. Wtedy zawsze spuszczałam wzrok na pokaleczone nadgarstki.

- Rachel, słyszysz, co do Ciebie mówię? - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Van.
- Słucham? - Spytałam zdezorientowana koleżankę, która wychylała się w moją stronę z przedniego siedzenia.
- Pytałam, co sądzisz o tym całym Tomlinsonie. Jak myślisz, bardzo kaleczy nasz ulubiony sport? - Zastanawiałam się chwilę nad pytaniem blondynki, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Może - odpowiedziałam wymijająco, gdyż coś mnie powstrzymywało przed powiedzeniem złego słowa o tym chłopaku. - Daleko jeszcze? - Szybko zmieniłam temat.
- Już dojeżdżamy. - Odezwał się pan Allen, a w przednim lusterku dostrzegłam, jak posyła uśmiech w moją stronę.

Gdy wreszcie dojechaliśmy pod stadion, Vanessa umówiła się z tatą, że zadzwoni do niego zaraz po meczu. Współczułam mu trochę, gdyż musiał poświęcić swój czas i samotnie zwiedzać okolice Doncaster. Z telefonem w ręku, podążałam ku wejściu. Przez ostatnie 10 min sms-owałam z Zaynem, co nie bardzo podobało się przyjaciółce, gdyż jak stwierdziła, nie poświęcam jej swojej uwagi.

- Miejmy już to za sobą. - Van chwyciła mnie pod rękę i razem udałyśmy się do bramek.
Pożegnałam się z Zaynem i schowałam telefon do torebki. Trochę zdziwiło mnie i Vanessę, że przy naszych bramkach stoi tak mało osób, a inne zajmują niekończące się kolejki. Jednak nie przejmując się tym zbytnio, zostałyśmy przeszukane przez ochronę, a następnie wolnym krokiem udałyśmy się na nasze miejsca.

- No dobra, to jest dziwne. - Podsumowała przyjaciółka, gdy zajęłyśmy już miejsca. - Co ten Tomlinson dał Ci za bilety? – Pytała, wskazując na naszą i przeciwną trybunę.
- Z tego co zdążyłam zauważyć, wnioskuję, że przeciwnej drużyny? - Nie byłam pewna tego, co mówię, ale fakty mówiły same za siebie.
- Przynajmniej nie musimy udawać, że mu kibicujemy. - Vanessa się ucieszyła i wystawiła rękę, bym przybiła jej piątkę, co też uczyniłam. - Patrz, Zayn! - Trąciła mnie ręką, bym spojrzała na przeciw nas. Stał na boisku z resztą kolegów z zespołu.
- Widzę, i co z tego? Przecież mówiłam Ci, że już jest. - Wzruszyłam ramionami obojętnie, a dziewczyna pokręciła głową, jakbym powiedziała coś głupiego.
- No to może napisz do niego i spytaj, co jest grane? - Rozłożyła ręce, jakby to była jakaś oczywistość.
- Em... Ok.

Napisałam sms'a do przyjaciela z pytaniem, nurtującym mnie i blondynkę, która właśnie popijała Pepsi. Widziałam jak chłopak czyta wiadomość, a następnie patrzy w naszą stronę. Gdy nas dostrzegł, wzruszył tylko ramionami, by nikt się nie domyślił, z kim się stara porozumieć.
- No to nie za wiele się dowiedziałyśmy. - Podsumowała przyjaciółka i wróciła do poprzedniej czynności.
To nie mogła być pomyłka. Przecież Louis na pewno nie jest aż tak głupi, by pomylić bilety. No chyba, że jeszcze czegoś nie wiem. Pewnie znów niepotrzebnie zaprzątam sobie głowę jakimiś błahostkami. W końcu nie przyszłam tu, by kibicować, tylko pomóc dzieciom. Co innego, że bardzo lubię piłkę nożną i oglądanie meczów jest moim jedynym, wspólnym zajęciem z ojcem. Mam nadzieję, że Tomlinson umie jednak grać i nie będę musiała słuchać narzekań Allen, która w tym momencie założyła kaptur na głowę, a do uszu słuchawki. Na ten widok zaśmiałam się pod nosem, ale sama nie poszłam w ślady koleżanki, gdyż chciałam zobaczyć grę.

Długo nie musiałam czekać, bo już po chwili na boisku pojawili się wszyscy gracze. Muszę przyznać, że wyglądało to słodko, gdy Louis szedł z małą dziewczynką, która była ubrana w strój ich drużyny. Uśmiech sam się wkradł na mą twarz. Pomału zaczynałam sama siebie nienawidzić za to, że mam coraz lepsze podejście do sąsiadów. Lou trzymał w wolnej dłoni mikrofon, do którego wygłaszał swą mowę. Dziękował wszystkim za przybycie i pomoc dzieciom z hospicjum. Co chwilę powtarzał "wielkie dzięki", co było dość śmieszne, bo ileż można powtarzać jedno i to samo?
Gdy w końcu skończył mówić, nadeszła pora na oficjalnie rozpoczęcie meczu. Kapitanowie obu drużyn stanęli naprzeciw siebie, a obok nich sędzia, który rzucał monetą. Mecz rozpoczynała drużyna, której teoretycznie miałyśmy kibicować z Vanessą.

Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0 dla drużyny Louisa. Muszę przyznać, że niepotrzebnie się martwiłam umiejętnościami chłopaka, gdyż grał bardzo dobrze. Gdybym nie wiedziała, że jest piosenkarzem, pomyślałabym, że jest profesjonalnym piłkarzem. Vanessa wyciągnęła słuchawki z uszu i, już chciała coś powiedzieć, lecz nagle zgasły wszystkie światła, które oświetlały boisko.

- Co tym razem? - Spytała blondynka z wymalowanym grymasem na twarzy.
- Chyba nie chcę wiedzieć. - Zrezygnowana podeszłam do barierek, Vanessa uczyniła to samo. Zaczęłyśmy się rozglądać, ale nic nie widziałyśmy, gdyż była już późna godzina.
- Tam! - Blondynka wskazała palcem w miejsce, które zostało podświetlone. - Czyż to nie jest Twój czaruś? - Szturchnęła mnie ręką, ale nie zareagowałam, bo patrzyłam z nie do wierzeniem na sam środek boiska.

Stał tam, nie kto inny, jak Liam Payne. W ręce trzymał mikrofon, a reflektory oświecały tylko jego. Widziałam, że był bardzo zestresowany, gdyż ręce mu się trzęsły i to tak, że nawet z tak daleka mogłam to dostrzec. Jednak największym zdziwieniem dla mnie był jego nowy wygląd. Ściął włosy, na bardzo krótkie, a na przedramieniu miał tatuaż, którego nie mogłam odczytać. Podobała mi się ta zmiana, ale to nie był już mój Liam. Poczułam ukłucie w sercu. Teraz tak naprawdę, dopiero doszło do mnie, to że oboje się zmieniamy, nie jesteśmy już dzieciakami sprzed dwóch lat. To uczucie sprawiało, że część mnie czuła się, jakby przestawała istnieć. Ta cząstka, która wciąż wierzyła, że jeszcze będziemy jak kiedyś, traciła na mocy i pomału zanikała. Czułam jak zaczynają mnie piec oczy, ale nie mogłam pozwolić, by wypłynęła z nich chociażby jedna łza. Nie tutaj, nie przy wszystkich i najważniejsze - nie przy Liamie.

- Pewnie wszyscy się zastanawiają, co mam tak ważnego do powiedzenia, że wtrącam się podczas przerwy w meczu. - Chłopak nabrał głośno powietrze do płuc. - Jestem tu, by prosić moją przyjaciółkę. Tak, Rachel, przyjaciółkę, bo wciąż nią dla mnie jesteś. - Tu zwrócił się do mnie. - Chcę Cię prosić o rozmowę. Wiem, że inaczej nie dopuścisz mnie do siebie i nie dasz szansy na wytłumaczenie. - W tym momencie jeden z reflektorów został skierowany na mnie, co mnie oślepiło i przez chwilę nie mogłam widzieć twarzy szatyna. - Proszę Cię o jedną szansę, pięć minut, a potem sama zdecydujesz, co będzie dalej. - Moje oczy wreszcie przyzwyczaiły się do tego blasku. - Teraz.

Liam odwrócił się na moment tyłem do mnie, a wszyscy zgromadzeni za nim, na trybunach, podnieśli białe i czarne kartki, z których utworzył się napis: "Przepraszam". Widząc to, cała zaczęłam się trząść. Vanessa także nie mogła uwierzyć w to, co widzi, ale objęła mnie ramieniem. Nie wiedziałam, co robić. Byłam strasznie rozdarta. Li starał się i to bardzo, ale wciąż czułam złość. Targały mną wszystkie emocje. Byłam szczęśliwa za to, co robi, by mnie odzyskać, ale zarazem wściekła, że robi to publicznie i dopiero teraz.
Zrezygnowana schowałam twarz w dłoniach i wybiegłam ze stadionu. Słyszałam jeszcze jak Liam woła moje imię, ale nie mogłam zostać przy tych wszystkich ludziach, to mnie przerastało.

Gdy byłam już na zewnątrz, oparłam się o najbliższe drzewo i bezradnie przykucnęłam. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i, chowając w nich twarz, dałam upust emocjom. Łzy bezradnie spływały po mych policzkach tworząc nieokreślone ścieżki. Płakałam nie przez Liama, a z niewiedzy. Nie rozumiałam swoich własnych uczuć i to sprawiało mi największy ból.
Nagle poczułam, jak ktoś siada obok mnie, a zaraz potem okrywa me ramiona jakimś materiałem. Dobrze wiedziałam kim była owa osoba. Przetarłam mokre oczy i spojrzałam w te brązowe tęczówki.

- Czemu teraz, właśnie teraz, chcesz mnie odzyskać? - Spytałam łamiącym się głosem. W jego oczach widziałam smutek, szczerość i nadzieję. - Czekałam dwa lata na jakikolwiek znak od Ciebie, na głupią rozmowę przez telefon, a zamiast tego dostałam rozczarowanie i ból w sercu. - Z każdym kolejnym, wypowiedzianym przeze mnie słowem, oczy Liama błyszczały coraz bardziej, a na koniec popłynęły z nich łzy, których widok przyprawiał mnie o te same doznania.
- Pojedź ze mną do domu, proszę. - Ostatnie słowo prawie wyszeptał. - Wytłumaczę Ci wszystko, ale nie tutaj. Zaraz przyjdą fotoreporterzy i fanki. - Chłopak podniósł się i wyciągnął dłoń w moją stronę. Chwilę biłam się z myślami, ale w końcu przystanęłam na jego propozycję, kiwając głową na zgodę. - Pojedziemy do domu i porozmawiamy. W ciszy i spokoju. - Wolną ręką przetarł twarz, a drugą pomógł mi wstać.

Ta podróż będzie najdłuższą drogą w całym moim życiu.

__________

Hejka Misiaki ! ♥ Macie obiecany rozdział :D Niestety wena mnie już opuszcza, a na dodatek jestem na antybiotyku i rozdział nie jest taki, jaki planowałam... Ale uwaga, teraz dobre wieści ! :D A mianowicie... Agnieszka WRACA ! <3 Mam nadzieję, że mi pomoże przy następnym rozdziale :D Cieszycie się? To teraz niespodzianka #2 ! Święta się zbliżają, więc mam dla was prezent :) Nasi kochani chłopcy, w świątecznym wydaniu i filmik, który sama stworzyłam :D ♥: LINK





sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 7



Cały tydzień ciężko pracowaliśmy. Musieliśmy wstawać czasami nawet o 4 rano, by zdążyć na lot czy przygotować się do wywiadu. Promowanie płyty jest bardzo męczące, ale oczywiście przynosi nam również wiele zabawy. Podczas sesji fotograficznych do przeróżnych magazynów zawsze dostajemy rozkaz, by zachowywać się swobodnie, więc wariujemy jak w domu, tylko niekiedy z lepszymi przyrządami. W ciągu tego tygodnia zdążyliśmy odwiedzić nie tylko angielskie stacje muzyczne, ale także kraje takie jak: Niemcy, Francja, czy Szwecja. Tak naprawdę, przez cały ten czas nie mieliśmy ani chwili dla siebie. Nawet nie mieliśmy kiedy świętować urodzin Nialla. Zaraz przed wizytą w Berlinie, on sam poleciał do Irlandii, gdzie świętował dziewiętnaste urodziny.

Dziś mamy dzień wolny, więc, wraz z Niallem i Harrym, siedzimy wyłożeni na kanapie w salonie i wpatrzeni w ekran telewizora, z dżojstikami kurczowo zaciśniętymi w dłoniach, ścigamy się w grze Need For Speed.

- Ale z was frajerzy. - Nialler podniósł się z siedzenia i, pokonując ostatnią prostą w grze, zaczął skakać ze szczęścia.
- Oszukiwałeś! - Wyraz twarzy Harrego wyrażał smutek, a zarazem oburzenie, przez co po pomieszczeniu rozniósł się głośny śmiech.
- Oj Hazza, Hazza... - Poklepałem przyjaciela po plecach. - Nie możesz być najlepszy we wszystkim. - Niall znów nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Właśnie, że mogę! - Harry zrzucił rękę, którą oparłem na jego ramieniu i, nie czekając na odpowiedź z naszej strony, skierował się do kuchni.
- Chodź Niall, zrobimy coś do jedzenia. - Odparłem rozbawiony. Długo nie musiałem czekać na reakcję chłopaka, gdyż po usłyszeniu tych magicznych słów, pobiegł w wyznaczone miejsce.

Poruszając się już o własnych siłach, dołączyłem do pozostałej dwójki. Uśmiech ani na chwilę nie opuszczał mej twarzy. Harold zaproponował usmażenie naleśników, wraz z Niallem zgłosiliśmy się do pomocy. Chyba jednak nie był to najlepszy pomysł, gdyż, gdy tylko nasz pożeracz wszystkiego, co nie ucieka na drzewo, wyciągał mąkę z jednej z wiszących szafek, wypadła mu z ręki, co skutkowało rozsypaniem całej zawartości po płytkach kuchennych. Tak zaczęła się wojna na biały puch, którą toczyłem z blondynkiem.
Wynocha z mojej kuchni! - Loczek nie wytrzymał i wygonił z owego miejsca.
Rozbawieni uciekliśmy do pomieszczenia obok, gdzie wcześniej graliśmy na konsoli. Pierwsze, co uczyniłem, to czym prędzej rzuciłem się w stronę pilota, by mieć władzę nad telewizorem. Włączyłem pierwszy lepszy program, którym okazało się MTV. Akurat puścili nasz nowy hit, Live While We're Young. Widząc to, Niall zaczął naśladować moją mimikę z teledysku. Podśmiewając się z zachowania, już dziewiętnastolatka, wyciągnąłem z kieszeni spodni iPhone'a, z którego wysłałem wiadomość do Rachel, z pytaniem czy nie miałaby ochoty pojechać ze mną do szpitala, na kontrolę. Chłopcy mają w planach jechać do Doncaster pograć w piłkę na boisku drużyny Louisa oraz zobaczyć trening jego zespołu, więc nie mogę na nich liczyć.

Podczas wyczekiwania odpowiedzi ze strony dziewczyny, Harry dołączył do nas z talerzem naleśników i dużym słoikiem Nutelli. Muszę przyznać, że nasz Haroldzik jest genialnym kucharzem.
Smarowałem kolejnego z rzędu naleśnika, gdy do domu, jak torpedy wbiegli Liam z Louisem na plecach.

- Wró-ci-li-śmy! - Wykrzyknął Tommo, specjalnie uwydatniając każdą sylabę jak dziecko w przedszkolu.
Wyglądali przekomicznie, śmiejąc się w najlepsze i... z nowym wyglądem.
- Hahaha- Nialler dostał nagłego napad śmiechu, a z jego ust wypadały kawałki jedzenia. - Za...u..wa...ży...liśmy... - wypowiadał pomiędzy kolejnymi falami śmiechu.
- Gdzie wyście byli? - Pytanie, które także mi chodziło po głowie, zadał w końcu ciekawski Harry.
- Naleśniki?! - Oczy Louisa powiększyły się dwukrotnie. - Prowadź mój rumaku, do tegoż jakże wyśmienitego dania. - Wskazał ręką drogę, a Liam, chichrając się w najlepsze, ruszył w stronę stolika.
- Właśnie wróciliśmy od naszej niezastąpionej fryzjerki i tatuażysty. - Oznajmił szczęśliwy Payne.

Dopiero teraz dostrzegłem przezroczyste folie, które zdobiły przedramiona tej dwójki. Liam miał obwiązaną lewą rękę, natomiast Lou prawą. Pomimo tego, Li ściął włosy, tak, że teraz miały jakieś 0,5 cm długości, a grzywka Louisa, która wcześniej swobodnie opadała na jego czoło, teraz była zaczesana do góry.

- No pięknie - zabrałem głos, rozbawiony po raz kolejny dzisiejszego południa. - Byliście w salonie tatuażu i mnie nie wzięliście ze sobą? - Udawałem, że jestem na nich obrażony i, wyginając usta w podkowę, wyłączyłem plazmę.
- Em... No bo... – Louis, stojąc już na własnych nogach, zaprzestał spożywania przysmaku. - To był taki spontan. - Podbiegł do mnie i obejmując ramieniem dodał. - A po za tym, Ty masz chorą nóżkę i nie możesz się przemęczać. - Poruszał zalotnie brwiami, na co zacisnąłem szczękę i zrobiłem groźną minę.
- Lepiej uciekaj Tomlinson, bo zaraz poczujesz tą chorą nóżkę na swoich czterech literach. - Ostrzegłem przyjaciela, a ten, nie czekając na ruch z mojej strony, zaczął biegać po całym domu, a ja zaraz za nim.

Goniliśmy się tak z 10 min, a w międzyczasie Lou dorwał prostownicę do włosów, którą trzymał w swoim pokoju i zaczął gonić Harrego. Niall natomiast zgarnął z kuchni dwie, duże łyżki i straszył nią Liama.
Jednak w pewnym momencie Louis wbiegł do pokoju Hazzy i potrącił - swoją drogą nie mam pojęcia jak to uczynił - terrarium ze Stevenem, który wypadł przez okno, prosto do ogrodu sąsiadów.

- Louis, Ty idioto! - Loczek wychylał się zza parapetu, by odnaleźć swoją zgubę. - Steven? Steven?! STEEEVEEN! - Wydzierał się, tak, że cała okolica chyba go słyszała.
- Oops. - Tommo wydusił z siebie tylko tyle, a następnie w ekspresowym tempie uciekł do swojej jamy.

Razem z Harrym wybiegliśmy z domu, aby znaleźć zwierzątko, lecz Loczek miał pecha, gdyż wstęp do ogrodu Knightów był ograniczony sporych rozmiarów, drewnianym płotem.

- No Harry, chyba będziesz musiał się pożegnać ze Stevenem. - Poklepałem przyjaciela, by dodać mu otuchy.
- Był moim najlepszym przyjacielem - posmutniał, a ja nawet nie widziałem jak go pocieszyć, gdyż jak dla mnie, to ta cała sytuacja była abstrakcyjna.
-Słyszałem to! - Zza okna wychyliła się głowa Tomlinsona.

Wracając do domu poczułem wibrację w lewej kieszeni, więc sięgnąłem po urządzenie. Na wyświetlaczu pojawił się napis oznajmujący nadejście wiadomości od Rachel. Uśmiech automatycznie zagościł na mej twarzy, zaraz po odczytaniu pierwszych słów: "A sam nie możesz, sieroto, doczołgać się do tego szpitala? Aż taką kaleką to chyba nie jesteś. No, ale znaj me dobre serce, podwiozę Cię."
Odpisałem jej szybko, aby była w aucie o 16, a ja do niej dołączę, by nas paparazzi nie przyłapali.

Chłopcy zebrali się już o godzinie 14, więc, nie mając nic do roboty, zacząłem rysować. Nim się ogarnąłem, spojrzałem na me dzieło, którym okazał się portret dziewczyny. Muszę przyznać, że wyszło idealnie. Wyglądała dokładnie jak ta, o której nie mogę przestać myśleć.
Zamknąłem swój szkicownik, i chowając go pod łóżko skierowałem wzrok na półkę nocną, na której znajdował się elektroniczny zegarek. Według niego zostało mi jeszcze 30 min do wyjścia. Szybko wyjąłem z szafy pierwszy lepszy zestaw ubrań i udałem się z nim do łazienki. Po szybkim prysznicu zdążyłem jeszcze zjeść ostatni kawałek pizzy, którą zamówiliśmy z chłopcami przed ich wyjazdem.
Nim się obejrzałem, a już wybiła godzina, na którą byłem umówiony z brunetką. Gdy zamykałem drzwi frontowe, rozglądałem się dookoła, czy aby nie było żadnych nieproszonych gości, śledzących me poczynania. Liczyłem na to, że nam się uda, gdyż media oraz wszystkie fanki, byli poinformowani przez Nialla o tym, że dziś mamy dzień wolny i jedziemy pograć. Nie wspomniał dokładnie kto, więc zapewne wszyscy byli przekonani o tym, iż całą ekipą wybraliśmy się do Doncaster.
Szybko ruszyłem do czarnego Land Rovera, w którym już siedziała dziewczyna.

- Siemka - gdy już zasiadłem na miejsce pasażera, ucałowałem sąsiadkę w policzek na powitanie.
- Hej - posłała w moim kierunku jeden z najpiękniejszych uśmiechów i już wiedziałem, że jest w dobrym humorze. - Wreszcie się ogoliłeś. - Dodała unosząc jedną brew z chytrym uśmieszkiem.
- Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie. Powinnaś się czuć wyróżniona. - Zapiąłem pasy bezpieczeństwa, a Rachel odpaliła silnik i ruszyliśmy.
- Co tam młoda u Ciebie? - Zagadnąłem.
- No powiem Ci Zaynster, że to dziwne, ale... - przeciąga odpowiedź, a ja patrzyłem na nią wyczekująco. - Stęskniłam się troszeczkę, podkreślam TROSZECZKĘ, za Tobą. - Uderzyła mnie z pięści w ramię, jednak nie odrywała wciąż wzroku od drogi.
- A to za co? - Spytałem zszokowany wypowiedzią dziewczyny. - I... O jak słodko, że się stęskniłaś. - Udawałem głos małej dziewczynki, by się z nią podroczyć.
- Za to, że się nic nie odezwałeś przez cały tydzień.
- To wszystko przez tą promocję nowej płyty. - Chciałem się wytłumaczyć, ale mi przerwała.
- Spokojnie, Zaynowaty, rozumiem Cię. - Puściła mi oczko, a mi od razu ulżyło. - Tak tylko się droczę.
- To masz szczęście. - Odetchnąłem z ulgą, na co dziewczyna zareagowała perlistym śmiechem.

Reszta drogi zeszła nam na przyjemnych rozmowach dotyczących zeszłego tygodnia. Większości to Rachel opowiadała, co wyprawiały z Vanessą przez ten czas w szkole, jak i po za nią, a ja wsłuchiwałem się z zaciekawieniem. Powiedziała mi także, że wybierają się na charytatywny mecz, który organizuje Louis i prosiła mnie, abym wpłacił pieniądze, które mi przekazała oraz przyniósł zakupione bilety. Zaskoczyła mnie bardzo, gdy spytała, jak było na spotkaniach z fanami oraz jakie mam plany na wieczór. Poinformowałem ją o tym, że całą piątką wybieramy się do klubu, by wreszcie należycie uczcić urodziny naszego Irlandczyka.
Gdy dojechaliśmy pod budynek szpitalu, wysiadłem z pojazdu, a Rachel odjechała do kawiarni, gdzie miała się spotkać z przyjaciółką. Miałem zadzwonić do niej od razu, gdy zakończę wizytę.
Oczywiście nie obeszło się bez kolejki, więc grzecznie spytałem, kto jest ostatni, a młoda kobieta z, na oko 6 letnią, dziewczynką na kolanach, odpowiedziała, że one. Zająłem miejsce na przeciw nich, a blondyneczka uradowana szeptała coś zawzięcie na ucho, zapewne swej rodzicielce. Kobieta przyjrzała mi się dokładnie, a gdy zauważyła, że ją na tym przyłapałem, szczerze się uśmiechnęła.

- Przepraszam, Ty jesteś tym piosenkarzem z zespołu... - uniosła zdrową rączkę dziewczynki, by przeczytać coś z opaski, umiejscowionej na jej nadgarstku. - One Direction?
- Tak, to właśnie ja. - Uśmiechnąłem się przyjacielsko do kobiety, a zaraz potem do jej córeczki. - A Ty zapewne jesteś naszą wierną fanką, tak? - Spytałem małą, na co pokiwała niepewnie główką.
- Podejdź, nie bój się - wyciągnąłem ręce w jej stronę, by zachęcić ją do tego.
Zachowanie dziewczynki jakby w jednej sekundzie uległo całkowitej zmianie. Wyrywając się z uścisku mamy, podbiegła do mnie, a ja posadziłem ją na kolanach. Uśmiech nie schodził nikomu z twarzy.
- Jak masz na imię? - Spytałem zaciekawiony.
- Bella - słodki głosik rozniósł się po poczekalni, gdyż wszyscy milczeli, przyglądając się nam.
- Piękne imię, Bello - posłałem jej delikatny uśmiech, na co dziewczynka zachichotała.

Wyglądem przypominała Harrego. Długie, blond włoski, które okrywały jej ramiona, kręciły się w każdą stronę, a podczas każdego uśmiechu w jej policzkach można było dostrzec słodkie dołeczki, które dodawały jej uroku. Urodę za pewne odziedziczyła po swej mamie, gdyż również miała kręcone włosy, chociaż były brązowe, a nie tak, jak u jej córki, jasne.

- A Twoja noga jest już zdrowa? - Pytając mnie o to, upewniła mnie w przekonaniu, że pochłania wiadomości na nasz temat, jak każda Directioners.
- Tak, cała i zdrowa. A skąd tyle wiesz? - Kąciki ust wciąż miałem uniesione ku górze. - Chyba nie umiesz jeszcze czytać?
- Moja starsza siostra mi czyta informacje o was, ale ona was nie lubi. - Mała posmutniała, więc ją przytuliłem, tak by nie zrobić jej krzywdy.
- A jak Twoja rączka?
- Już dobrze, ale patrz, jaki mam super rysunek! Kate mi go narysowała. - Powiedziała dumnie, podnosząc gips pod moje oczy, którym ukazały się rysunek przedstawiający mnie?
- Kate to Twoja siostra? - Bella w odpowiedzi pokiwała energicznie głową. - Bardzo mi się podoba, jednak czegoś mi tu brakuje.

Rozglądając się po poczekalni zauważyłem na biurku czarny flamaster, więc poprosiłem jakąś kobietę, aby mi go podała i złożyłem podpis na gipsie małej, zaraz przy rysunku. Isabella zaczęła skakać z radości. Powiedziałem jeszcze jej mamie, by nam zrobiła wspólne zdjęcie telefonem, na co oczywiście się zgodziła. Miło mi się z nimi rozmawiało, ale niestety nadeszła pora, by Bella odwiedziła lekarza, więc się z nią pożegnałem, a ona poinformowała mnie, że każe lekarzowi zostawić gips na pamiątkę.
Jakieś dziesięć minut później nadeszła moja kolej. Jak się okazało, z nogą było wszystko w jak najlepszym porządku i mogłem już wygłupiać się, skakać, jak przed zwichnięciem. Podziękowałem i szybko opuściłem budynek szpitala, dzwoniąc po drodze do Rachel.

W kapturze na głowie i w okularach przeciwsłonecznych, przystanąłem koło jednego z drzew i, wdychając dym nikotynowy, czekałem na dziewczynę.
Na szczęście nie musiałem długo czekać, bo, gdy kończyłem dopalać papierosa, jej auto stanęło na parkingu. Nie czekając na to, aż ktoś mnie przyłapie, podszedłem do pojazdu. Podczas drogi powrotnej opowiedziałem brunetce o wydarzeniu z poczekalni. Rachel podobało się moje zachowanie i uważała, że to słodkie, iż nawet takie małe dziewczynki są naszymi fankami. Co prawda, co do pozostałej części zespołu dalej nie zmieniła zdania, ale nic na to póki co nie poradzę.

Droga mijała nam spokojnie, gdy nagle na poboczu pojawił się radiowóz. Policjant, stojący obok niego, wystawił lizak w naszą stronę. To nie mogło się dobrze skończyć…

- No to już po nas - przejechałem dłonią po twarzy, na której gościł grymas.
- Nie panikuj - Rachel była opanowana, ale widać było, że także się obawiała tego, co zaraz nastąpi, gdyż ścisnęła kurczowo kierownicę. - Udawaj, że jesteś moim bratem i nic się nie odzywaj. - Nie wpadłem  na nic mądrzejszego, więc przystąpiłem na pomysł dziewczyny

Rachel zatrzymała pojazd, jakieś 100 metrów za pojazdem policyjnym. Czekając na mundurowego brunetka intensywnie nad czymś myślała, a ja siedziałem cicho nie dowierzając, że w końcu to się stało i, to podczas jazdy ze mną. Policjant zapukał w przyciemnianą szybę, więc szesnastolatka zsunęła ją przyciskiem elektrycznym. Naszej dwójce ukazała się postać mężczyzny w kruczoczarnych włosach i kolurach słonecznych na nosie. Miał około 30 lat.

- Czy wie Pani, dlaczego została zatrzymana? - Spytał policjant, a Rachel przybrała na twarz najsłodszy, udawany uśmiech, na jaki było ją stać.
- Właśnie nie mam pojęcia, bo z tego, co wiem, to jechałam ostrożnie. - Zatrzepotała rzęsami, jak jakaś księżniczka, a ja nie mogłem się powstrzymać od śmiech, więc odwróciłem twarz w drugą stronę.
- Przejechała Pani na czerwonym świetle. - Oznajmił mundurowy.
- Naprawdę? - Dziewczyna starała się wyglądać na wiarygodną i muszę przyznać, że spisywała się rewelacyjnie. - To pewnie musiało być wtedy, gdy ustałam trasę na gps'ie. - Słychać było, że brunetka posmutniała.

Zdziwiło mnie to co, powiedziała, gdyż gps był wyłączony podczas jazdy, więc spojrzałem w jego kierunku, tak samo, jak policjant. Jednak urządzenie było rzeczywiście włączone. Nie mam pojęcia, jak ta dziewczyna to robi, ale jest niesamowita.

- Niestety, ale jest to poważne wykroczenie. - Policjant nie dawał na wygraną. - Proszę o dowód osobisty, prawo jazdy i dowód rejestracyjny. - Było już po nas. Oparłem bezradnie głowę o boczną szybę, Rachel przestała być już taka pewna siebie, a zimne krople potu wstąpiły jej na czoło.
- Bo widzi Pan. - Sąsiadka zaczęła się tłumaczyć ze spuszczoną głową. - Nie mam ze sobą żadnych dokumentów. Zostawiłam w domu. - Policjant przybrał poważny wyraz twarzy, co nie świadczyło o niczym dobrym.
- W takim razie, proszę wyjść z pojazdu i pojedzie Pani z nami pod swój adres zamieszkania. Jeśli nie, to będziemy zmuszeni zabrać Panią na posterunek. - Rachel wywaliła na niego oczy. Nie wiedziała, co robić, bo odwróciła się do mnie, szepcząc zdesperowane "pomóż".
- Tak naprawdę - zabrałem w końcu głos. - Ona jest moją siostrzyczką i chciałem ją nauczyć jeździć samochodem. - Starałem się być przekonujący, tak jak dziewczyna parę minut wcześniej. - Jestem Zayn Tomlinson, a to - wskazałem głową brunetkę. - Rachel Tomlinson.
- W takim razie proszę Pana o dokumenty. - Oczywiście nie miałem nic przy sobie, nawet portfela, co akurat nam sprzyjało.
- Niestety zostawiłem w domu. - Policjant tracił już cierpliwość. - W takim razie zabieramy waszą dwójkę na komisariat, z którego będą was musieli odebrać rodzice.
- Ale naszych rodziców nie ma w domu! - Wyskoczyła przerażona Rachel. - To znaczy pojechali do szpitala, do naszej chorej babci, aż do Wolverhampton.
- A czy mogę zadzwonić do naszego starszego brata, by po nas przyjechał? - Spytałem z nadzieją, gdyż była to nasza jedyna deska ratunku.
- Dobrze, ale teraz proszę opuścić samochód i wsiąść do radiowozu.

Wciąż nie dowierzając w całą tą sytuację, wykonaliśmy polecenie strażnika prawa. Po drodze wykonałem telefon do Louisa. Powiedziałem mu, całą historię, dając że jestem jego bratem, by policjanci nie odkryli naszego spisku. Wiedziałem, że Tommo nie za bardzo ogarniał, o co chodzi, ale zgodził się nic nie mówić chłopcom i przyjechać po nas z samego Doncaster.

Po jakiś 3 godzinach bezczynnego siedzenia na komisariacie, wreszcie pojawił się mój przyjaciel. Gdy nas zobaczył, siedzących na drewnianej ławce, podszedł do nas, ale zaraz go zgarnął jeden z policjantów, by z nim porozmawiać. Po jakiś 15 minutach wrócił do nas z mężczyzną, który nas zatrzymał.

- Macie szczęście dzieciaki. - Powiedział policjant. - Wasz przyrodni brat, wszystko mi wytłumaczył. Możecie wrócić do domu.
- Naprawdę?! - Rachel uradowała się, wstając z miejsca.
- Tak, naprawdę - mężczyzna zaśmiał się pod nosem. - Ale, żeby nigdy więcej mi się to nie powtórzyło. - Upomniał nas, jak małe dzieci, wymachując wskazującym palcem.
- Dziękujemy i obiecujemy, że nigdy więcej to się nie powtórzy. - Uścisnąłem dłoń mundurowego.

Wychodząc z budynku, zauważyłem auto Louisa, więc w trójkę poszliśmy w jego stronę. Rachel protestowała na początku, że lepiej przejdzie się na nogach, ale Tomlinson przekona go, że będzie wiarygodniej, jak wrócimy razem. Nikt nie zabrał głos przez całą drogę. Obawiałem się, że Louis będzie zły na mnie o to, że spotykam się z Rachel. Dziewczyna siedziała z tyłu i, gdy odwróciłem się do niej, nawet na mnie nie spojrzała, tylko wyglądała przez okno, jakby pierwszy raz widziała otoczenie. Gdy podjechaliśmy pod nasz dom, jakby ocknęła się z jakiegoś transu.

- Em... To ten, dziękuję za uratowanie życia i podwózkę. - Powiedziała niepewnie do Louisa, na co on się lekko uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, Supermen zawsze do usług. - Puścił jej oczko, a kąciki jej ust, delikatnie uniosły się ku górze.
- Będę już szła. Jeszcze raz dzięki. - Otworzyła drzwi i ruszyła do swojego domu.
Chciałem pójść w jej ślady, ale Lou mnie zatrzymał.
- Nie tak prędko, Malik. - Tego się obawiałem. Twarz Louisa nie wyrażała żadnych uczuć, więc mogłem tylko zgadywał, jak bardzo było źle.
- To nie tak, jak myślisz. - Westchnąłem opuszczając ręce bezradnie.
- Ależ, ja nic nie myślę Zaynie, po prostu czekam na wyjaśnienia. - Oparł prawą rękę o o drzwi samochodu, by mu się lepiej siedziało.

Opowiedziałem mu całą naszą historię. To, jak poznałem Rachel, jak się ukrywaliśmy. Louis całe szczęście jest wyrozumiałym człowiekiem i zrozumiał, czemu nie chcieliśmy, aby Liam wiedział o tym. Jednak musiałem mu obiecać, że sam powiem Liamowi, że znam się z jego przyjaciółką. Nim jednak wróciliśmy do naszej posesji, pochwaliłem się szatynowi tym, na co wpadłem podczas siedzenia w budynku policji.

- Rachel wybiera się z Vanessą na Twój mecz - poruszałem brwiami, z szerokim uśmiechem. - Mam genialny pomysł.
- To wchodź do domu i, zaraz wszystko mi opowiesz.

__________

Napisałam 7 rozdział i dodałam go wczoraj, ale uznałam, że jednak inaczej go zakończę. Mam nadzieję, że Ci, którzy już go przeczytali, nie będą mieli mi tego za złe i, dokończą go teraz. :) Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy, Asia ;**