czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 5



Siedząc w kuchni, w której zajadałem się kanapkami, wyjrzałem przez okno. Po mimo późnej pory, dostrzegłem postać dziewczyny o długich, ciemnych włosach, która kierowała się w stronę parku. Był to mój moment i musiałem go wykorzystać. Wpychając do buzi ostatnią kanapkę ruszyłem ku wyjściu. Chłopcy wypytywali, gdzie się wybieram, więc odkrzyknąłem im tylko, że zaraz wracam i, ubierając buty, wybiegłem z domu.
Po przejściu paru kroków stanąłem naprzeciw ciemnobrązowych drzwi z lustrem weneckim umieszczonym na środku. Jednym ruchem dłoni zaczesałem grzywkę do tyłu, a następnie nacisnąłem dzwonek do drzwi.
Nagle przypomniałem sobie, że zapomniałem jednej, bardzo ważnej rzeczy. Zanim zdążyły się otworzyć, uciekłem do naszego domu. Całe szczęście, że jestem wysportowany i, nie chwaląc się, bardzo dobry ze mnie piłkarz. Wbiegłem do pomieszczenia, w którym wcześniej spożywałem kolację i porwałem z blatu pudełko z świeżo upieczonymi ciasteczkami. Dobrze, że Harry jest dobry w te klocki, bo tak, to poszedłbym do nowych, jakby nie patrzeć sąsiadów, bez poczęstunku. Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, za to, że o nich zapomniałem i, nie czekając na reakcję przyjaciół, znów ruszyłem pod rezydencję obok. Wykonałem tę samą czynność, co poprzednio i przestępując z nogi na nogę, wyczekiwałem właścicieli posesji. Dmuchnąłem jeszcze w dłoń, by sprawdzić oddech, ale bez większego przerażenia uznałem, że jest w porządku.

W końcu drzwi zostały otwarte, a w ich progu stanęła dość młodo wyglądająca kobieta o przepięknych kasztanowych włosach opuszczonych luźno na ramiona i błękitnych oczach. Nie widzę jej pierwszy raz, ale muszę przyznać, że zdecydowanie jest w guście Harrego. Posłałem jej szelmowski uśmiech, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Wow, serio tak działam na kobiety? Ach, nikt się nie oprze zabójczemu Lou. Ale chwila... Tommo, myśl o swojej dziewczynie, pamiętaj o Eleanor.

- Dzień dobry Pani Knight. - Jestem Louis Tomlinson - powiedziałem dumnie. - Jak Pani zapewne już zauważyła, mieszkam w domu obok wraz z Liamem i naszymi kolegami z zespołu. - Wskazałem jej miejsce zamieszkania, a kobieta uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Miło mi Cię poznać, Louisie. - Podała mi dłoń, którą ująłem w swą i delikatnie ucałowałem. - Tylko proszę, żadna Pani. Mów mi Maggie.
- Ma się rozumieć, Maggie. - Posłałem jej uśmiech numer 3 - usta szeroko rozchylone i poruszanie brwiami. Rany, jaki ja jestem w tym dobry.
- Proszę wejdź - kobieta uchyliła drzwi, tym samym zapraszając mnie do środka.

Zrobiłem jak kazała. Podałem jej jeszcze pudełko z przysmakiem, a ona zaprowadziła mnie do salonu, gdzie na kanapie siedział ojciec Rachel. Przywitałem się z na oko 38 letnim mężczyzną. W międzyczasie Margaret udała się do kuchni. Po pewnym czasie wróciła z tacą, na której znajdowały się trzy filiżanki z herbatą oraz ciastka wyłożone na specjalnym talerzu. Zajęła miejsce u boku Willa, z którym dyskutowałem na temat dzisiejszego meczu Chelsea z Manchesterem United. Swoją drogą nie dziwie się, że każą mówić do siebie po imieniu. W końcu jestem prawie tak dorosły, jak oni. Czyż nie? Upiłem łyk gorącego napoju i zabrałem głos.

- Jak się zapewne domyślacie, nie przyszedłem tu bez powodu. - Odłożyłem filiżankę i, najpoważniej jak tylko potrafiłem, wpatrywałem się w nich.

Chyba mi nie za bardzo wychodziło, bo Maggie zaśmiała się pod nosem. Trochę to śmieszne, że wszystkie kobiety w moim towarzystwie zachowują się jak nastolatki. Dałbym sobie rękę uciąć, że błękitnooka na co dzień jest zapewne rozważną i przykładną matką. No, ale cóż poradzić na mój urok?

- W takim razie słuchamy, co masz nam do powiedzenia. - Odezwał się William, w pełni skupiony na tym, co ma zaraz usłyszeć.

Opowiedziałem im cały plan, który zamierzamy rozpocząć po weekendzie. Rodzice Rachel bez problemu zgodzili się pomóc, a nawet cieszyli się, na wieść, iż Liam chce odzyskać przyjaciółkę i kazali przekazać, że mu kibicują. Podziękowałem im w imieniu swoim i pozostałej czwórki, po czym pożegnałem się z nimi i wróciłem do chłopców, którzy czekali na mnie z niecierpliwością.


*Rachel*

Pływałam w basenie, który znajdował się na samym środku pustej przestrzeni. Wokół niego był sam piasek i nic, zupełnie nic więcej. Niespodziewanie rozległ się huk, który przemienił się w grzmoty piorunów. Słońce zostało przysłonięte ciemnymi chmurami, a niebo co chwilę dzieliły pojedyncze błyskawice. Głośne huki piorunów nie dawały spokoju i rozrywały mi głowę od wewnątrz. Nie miałam jak uciec, dokąd uciec. Wołanie pomocy nie miało sensu, gdyż nikt nie miał prawa mnie usłyszeć.
Jednak w pewnym momencie usłyszałam stłumione nawoływanie mojego imienia, jakby szept, który pieścił moje uszy. Gwałtowanie podniosłam powieki, a oczom ukazał się jasny pokój z srebrnymi dodatkami i fioletowymi zdobieniami. Uświadamiając sobie, że był to tylko sen, otarłam zaspane oczy. Jakimś cudem wciąż słyszałam uderzenia i ciche nawoływanie. Po paru sekundach zdałam sobie sprawę, że dźwięk dochodzi od strony okna.

- Co do...? - Spytałam samą siebie i podeszłam do obserwowanego przeze mnie miejsca. To co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. - Co Ty tu robisz?! - Śmiejąc się, otworzyłam okno na oścież, by wpuścić chłopaka kucającego na zewnątrz.
- Wreszcie... Ile można czekać? - Brunet szybko wskoczył do pomieszczenia i otrzepując się z niewidzialnego brudu zajął miejsce na łóżku.
- Eee... Zayn? - Niepewnie wyglądnęłam przez okno. - Co to jest, i co to tu robi? - Szczerze bałam się odpowiedzi, ale wolałam zaryzykować.
- Nie wiesz? - Ukazał swój chytry uśmieszek, na co pokiwałam głową z dezaprobatą. - A już myślałem, że jesteś mądrą dziewczynką. To czekaj, przeliteruję Ci. D-R-A-…
- Dobra, dobra. Wiem co to jest, głupku. - Uderzyłam go z pięści w ramię, na co zaczął udawać, że jęczy i rozmasował "obolałe" miejsce. - Tylko co ta drabina tu robi i to w dodatku przełożona z Twojego pokoju do mojego? - Usiadłam koło chłopaka, wciąż nie wierząc w to, co zrobił. Chłopak poruszał zalotnie brwiami.
- Louis, Niall i Harry wybili do Nandos, a Liam siedzi zamknięty w swojej jamie i jest podobno czymś bardzo zajęty. Nudziło mi się, więc postanowiłem ściągnąć drabinę, która swoją drogą bardzo ładnie ozdabiała ścianę mojego pokoju i rozłożyłem ją. Okazało się, że jest idealnej długości, więc ją oparłem o nasze parapety i przeszedłem po niej do Ciebie. Nie powiem, adrenalina była niezła zważywszy na to, że mam lęk wysokości, ale dałem radę. - Malik wymachiwał rękoma, próbując chyba pokazać mięśnie. - Ot cała historia. - Wzruszył ramionami, a ja się w niego wpatrywałam jak w jakiegoś wariata. - Ale warto było dla takiego widoku. - Wskazał na mój strój.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, a właściwie Zayn mi to uświadomił, że wciąż jestem w samych majtkach i za dużym podkoszulku. Rumieniąc się wzięłam do ręki poduszkę i zakryłam nią oczy chłopaka.

- Masz ją trzymać i nie puszczać dopóki tu nie wrócę. - Pogroziłam mu i wstałam z miejsca.
- Ale czemu? - Słychać było, że nie był zadowolony z rozkazu.
- Bo jak nie posłuchasz, to Cię powieszę, posiekam i porozrzucam Twoje szczątki po najbliższym bagnie. - Ironiczny ton głosu, sprawił, że brunet się zaśmiał.

Malik położył się na brzuchu i schował głowę w przedmiot, którego ani na chwilę nie ściągnął z wysokości oczu. Wyjęłam pierwsze lepsze ubrania z garderoby i udałam się z nimi do łazienki.

Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, wykonałam poranną toaletę, wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż. Ubrana w czarne rurki i szarą podkoszulkę weszłam do mojego królestwa. Chodziłam na bosaka, gdyż skarpetki są częścią garderoby, której unikałam od dziecka. Sąsiada zastałam w takiej pozycji, w jakiej go opuściłam. Na me usta automatycznie wstąpił uśmiech.

- No Malikson, spisałeś się. - Poklepałam go po plecach, zajmując miejsce obok niego.
- Czyli, że mnie nie pozbawisz narządów? - Spojrzał na mnie takim błagalnym wzrokiem, co wywołało falę śmiechów.
- Nie tym razem - poruszałam zabawnie brwiami, jak chłopak miał w zwyczaju robić. - A tak w ogóle, to czemu nie wszedłeś jak wszyscy cywilizowani ludzie drzwiami frontowymi?
- Eee... Yyy... No, bo ten... - Jąkał się jakby zrobił coś złego. - No Twoi rodzice zobaczyliby mnie i wszystko, by się wydało. - Dodał pospiesznie, dumny, z tego na co wpadł.
- Zayn, Ty to jednak jesteś głupi. - Przedłużyłam ostatnie słowo i znów chichrałam się z jego wyczynu.
- Co? Czemu? - Chłopak był zdecydowanie zaskoczony i zakłopotany.
- Moi rodzice wyjechali wczoraj wieczorem do babci, zaraz po moim powrocie do domu. Nie będzie ich cały weekend. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?
- Mogłeś zadzwonić, nie wiem. - Wstałam z miejsca, by zamknąć okno.
- Jakbym miał Twój numer, to wszystko byłoby prostsze. - Marudził pod nosem, lecz i tak to usłyszałam.

Podeszłam do biurka i wahając się, czy właściwie postępuję ufając Zaynowi, zgarnęłam z niego iPhone'a i podałam go tej sierocie. Od razu się rozchmurzył i zapisał swój numer, robiąc zdjęcie z jakąś głupią miną. Następne co uczynił, to zadzwonił pod wpisany numer, by zapisać mój.

- To co planujesz robić? - Spytałam Malika, bo tak naprawdę nie miałam na nic ochoty, a Vanessa przychodzi dopiero koło 18.
- Jak to co? Planuję spędzić czas z przyjaciółką. – Oznajmił, obejmując mnie ramieniem.
- A to Ty masz takie?
- Z jedną właśnie rozmawiam, więcej to nie kojarzę. - Posłał mi szczery uśmiech.
- No chyba nie. - Zirytował mnie trochę tą swoją pewnością siebie. - To, że Cię jakoś toleruję, nie oznacza, że jestem Twoją przyjaciółką. - Zrzuciłam z ramienia rękę Zayna. Widziałam, że było mu przykro, chociaż starał się tego nie okazywać. - Ech... Niech będzie, że jestem dobrą sąsiadką, może być? - Nie byłam pewna, jak zareaguje, ale na nic więcej nie mogłam sobie pozwolić.
- Pewnie - uradowany szturchnął mnie w bok. - Na razie wystarczy. - Puścił mi oczko, na co wywróciłam swoimi.
- Jadłeś już coś? Bo zmierzam zrobić sobie śniadanie. - Skierowałam się w stronę schodów, by zejść do kuchni.
- W sumie to bym coś przekąsił. - Podążał za mną, ale schodząc po schodach zauważyłam, że przystanął na górze wpatrzony w nie, jak w obrazek. - Ale masz super schody - jego oczy robiły się wielkie jak pomarańcze, a wzrok spoczywał na krętych schodach.
- Tak, tak wiem. A teraz, możemy już iść?
- Mogę się przejechać po tej poręczy? Proszę, proszę, proszę. - Tym razem błagał mnie, czarując mnie na minę zbitego psiaka. Ugh... Jak ja tego nie lubię.
- Nie robiłabym tego. - Zdecydowanie to nie mogło się dobrze skończyć, ale wiedziałam, że nie ustąpi. - A zresztą, rób jak chcesz. - Machnęłam ręką na odchodne i po chwili przejechał koło mnie.

Śmiejąc się z tego wariata, schodziłam powolnym krokiem, nawet nie patrząc więcej w jego kierunku. Nagle usłyszałam donośny huk i jęk dobiegający z holu. Podbiegłam w tamto miejsce i nie mogłam się pohamować od śmiechu.

- Nawet. Nie. Chcę. Wiedzieć. Jak. To. Zrobiłeś. - Wymawiałam pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.
- A spróbuj powiedzieć "A nie mówiłam", a obiecuję, że jak wstanę, to nie chcę być w Twojej skórze. - Wyśmiałam go, więc zaczął się podnosić, ale nie szło mu to za dobrze. Pomogłam mu wstać, ale dalej nie mógł postawić lewej nogi na panelach.
- Nawet nie mów, że ją złamałeś. - Wykrzywiłam twarz w grymasie.
- Nie mówię, że ją złamałem? - Udawał niewiniątko, ale i tak wiedziałam, że nie pozostaje nam nic innego jak wizyta w szpitalu.
- No pięknie Malik, teraz dzwoń po tych swoich koleżków, żeby Cię zawieźli na pogotowie, łamago. -Podprowadziłam go do schodów, by na nich spoczął.
- No niby jak mądralo? Chyba nie chcesz, żeby wiedzieli, że jestem u Ciebie?
- Ty mnie kiedyś wykończysz.

Omijając chłopaka, wbiegłam z powrotem do swojego pokoju i wzięłam torbę, która była przewieszona przez krzesło. Włożyłam do niej portfel, telefon i klucze od samochodu. Założyłam tenisówki i wróciłam do poszkodowanego. Kazałam mu obwiesić rękę na moim ramieniu i wyprowadziłam nas przed dom.

- Módl się tylko, żeby nikt nas nie zobaczył, a już szczególnie Ci nachalni paparazzi. - Podprowadziłam go do mojego auta, a następnie wróciłam się, by zamknąć posiadłość.

Całą drogę zastanawiałam się co zrobić, by zostać nie zauważonym pod szpitalem. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie te przeklęte korki. Zaczynałam się już denerwować, a Malik wcale mi w tym nie pomagał, bo ciągle coś mu nie pasowało.

- A tak w ogóle, to Ty nie masz przypadkiem 16 lat? - Spytał w pewnym momencie uważnie mi się przyglądając.
- Mam, a bo co? - Nie odrywałam wzroku od jezdni, chociaż i tak się nie poruszaliśmy.
- No wiesz, nie wiem jak to jest, ale coś mi się wydaje, że prawo jazdy można zdać dopiero po skończeniu 18 lat.
- No i bardzo dobrze Ci się zdaje. A to coś dziwnego? - Nie wiedziałam zbytnio do czego dąży.
- W takim razie, jakim cudem masz własne auto i jeździsz nim, jak gdyby nigdy nic? - Kątem oka spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Dostałam cały spadek po dziadkach, od strony ojca i kupiłam go. Rodzice nie mają nic do gadania, więc sobie nim jeżdżę. Jak mnie policja złapie, to mi nie zabiorą prawa jazdy, bo takowego nie posiadam, a na zapłatę mandatu mnie stać. - Opowiedziałam mu i skupiłam się na jeździe, gdyż samochody ruszyły.

Po około 15 minutach dojechaliśmy pod szpital. 
Wysadziłam Zayna pod samymi drzwiami, tak by nikt nie dostrzegł, a sama odjechałam na parking. Zaparkowałam w pobliżu budynku, do którego zaraz potem się udałam. Chłopak czekał na mnie w poczekalni na jednym z krzeseł, ale gdy tylko podeszłam, ostatni pacjent wyszedł z sali i Zayn zajął jego miejsce. Pomogłam mu wejść do środka, a następnie wróciłam do poczekalni, w której wcześniej zauważyłam automat z gorącymi napojami. Kupiłam herbatę cytrynową i, popijając ją, zajęłam miejsce, na którym wcześniej siedział Malik. Dalej nie rozumiem, jak to się stało, że nie przeszkadza mi towarzystwo przyjaciela chłopaka, który mnie tak bardzo zranił. 
Nie miałam co robić, więc wzięłam ze stojącego obok stolika magazyn. Przeglądając kolejne strony czasopisma, doczekałam się w końcu powrotu Zayna z sali. Nie wyglądał najlepiej z kulami, które pomagały mu w poruszaniu się. Całe szczęście okazało się, że tylko skręcił kostkę, ale musiał odciążyć nogę. Nie komentując już nic, skierowaliśmy się pod rozsuwane drzwi, lecz chłopak zatrzymał się, by poczekać aż po niego podjadę. Podążając do pojazdu, zapaliłam papierosa. Gdy tylko skończyłam, uruchomiłam silnik i wyjechałam z parkingu. Chwilę potem brunet zajął miejsce pasażera, wcześniej chowając na szybko kule na tylne siedzenia. 
Tym razem ominęliśmy korki uliczne i szybko znaleźliśmy się pod naszymi domami. Powiedziałam Malikowi, żeby lepiej wymyślił jakąś dobrą historyjkę, którą sprzeda swym koleżkom. Poprosił mnie jeszcze, żebym schowała drabinę do siebie, bo przecież on jest tak poszkodowany, że nawet tyłka mu się nie chce po nią ruszyć. Podczas otwierania drzwi, do mych uszu dobiegł dziwny odgłos. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój brzuch domaga się pożywienia. Chcąc zaspokoić głód, pierwsze, co zrobiłam, to udałam się do kuchni, by przygotować sobie już obiad, gdyż na zegarze właśnie wybiła godzina 14. W czasie, gdy przyrządzałam spaghetti, poczułam wibracje w lewej kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiła się postać blondynki, która kierowała środkowy palec w moją stronę. Tak, to było zdjęcie z naszej ostatniej imprezy, na której nie byłyśmy zbytnio trzeźwe. 
Vanessa oświadczyła, że wpadnie koło 20. Po drodze planuje jeszcze, jak to stwierdziła zrobić małe zakupy na damską imprezkę. Porozmawiałyśmy jeszcze o tym, co będziemy robić i nie mogąc się już doczekać spędzenia weekendu z przyjaciółką, zajęłam się z powrotem przygotowanym daniem.


*Zayn*

Muszę przyznać, że jestem szczęściarzem. W domu nie zastałem nikogo. Chłopcy zostawili mi karteczkę na stole w kuchni. Dowiedziałem się z niej, że wszyscy pojechali do studia, by przesłuchać nowe kawałki, a później wybierają się na mecz do Eda Sheerana. Znając życie, to przed 2 nie wrócą, ale chociaż Liam się ożywi. Chyba nawet nie zauważyli drabiny, bo nic o niej nie wspomnieli. 
Przeniosłem wzrok z sufitu na zegar, wiszący na przeciwnej ścianie. Dobiegała godzina 23, a ja wciąż leżałem na kanapie w salonie, gdyż nie chciało mi się męczyć z wychodzeniem po schodach. Nie miałem co ze sobą zrobić, więc włączyłem pierwszy lepszy program, trafiłem na Ekipę z New Jersey. Wyłożyłem chorą nogę na stolik i pogrążyłem się w reality show. 
Powieki mi się już same zamykały i powoli zapadałem w sen, dlatego gdy usłyszałem głośne krzyki, które miałem ustawione jako dzwonek na telefonie, prawie spadłem na podłogę i to po raz drugi dzisiejszego dnia. Otrząsnąłem się z szoku i, nie spoglądając nawet na wyświetlacz, przyłożyłem urządzenie do ucha.

- Słucham? - Spytałem zaspanym głosem.
- O, hej Zaynie co porabiasz? - Myślałem, że padnę ze śmiechu, gdy usłyszałem rozbawiony i pijany bełkot dziewczyny.
- Chyba ktoś tu nieźle zabalował? - Zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna chichrała się, jakbym powiedział jakiś dobry suchar.
- Kto? Jest gdzieś impreza? Idziemy? - Rachel nie mogła przestać zadawać kolejnych pytań.
- Spokojnie, młoda. - Przerwałem jej rozbawiony całą sytuacją. - Na początek powiedz mi w jakiej sprawie do mnie dzwonisz, bo zapewne nie robisz tego bez powodu.
- Aa... No tak, byłabym zapomniała! - Wykrzyczała do słuchawki, na co odruchowo odsunąłem urządzenie od ucha. - Moooożesz mi pomóc? - Spytała niewinnym głosikiem, co było bardzo podejrzane. 
- Co się stało? 
- Przyjdź do mnie, to Ci powiem. 

I tak byłem sam w domu, więc zgodziłem się i podpierając się na kulach, poszedłem, a właściwie pokuśtykałem do sąsiadki. Bez pukania wszedłem do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to mega bałagan panujący w salonie: porozrzucane butelki z piwem, szampanem, chipsy, popcorn, żelki itd. Jak dwie, nastoletnie dziewczyny mogą tak zdemolować mieszkanie? Jednak wciąż rozbawiony natrafiłem w końcu na biegającą brunetkę. O mało nie wpadła na mnie, co mogłoby się źle skończyć dla naszej dwójki. Puszczając kule i utrzymując ciężar swojego ciała na jednej kończynie, złapałem dziewczynę za ramiona, by ta się uspokoiła.

- O, przyszedłeś! - Uradowała się i przytuliła do mnie, co było nie małym zaskoczeniem dla mnie. Ale za pewne było to spowodowane ilością procentów krążących w jej żyłach. 
- Wzywałaś pomocy, więc nie mogłem zostawić niewiasty w potrzebie - poruszałem zalotnie brwiami. - To powiesz mi w końcu, w jakiej ważnej sprawie mnie wzywałaś? 
- No, bo... - jej policzki zalał gorący rumieniec. - Bo Vanessa mi się gdzieś zapodziała. - Na jej twarzy pojawił się grymas. Wyglądała, jak małe dziecko, któremu rodzice nie chcą kupić nowej zabawki. 
- Zaraz, jak to Ci się zapodziała? - Mój wzrok spoczął na jej oczach, wyczekując wyjaśnień.
- Normalnie. - Założyła rękę na rękę. - Bawiłyśmy się w chowanego i nie mogę jej znaleźć. - Oczy powiększyły mi się dwukrotnie, a usta rozchyliły. W tym momencie mogłem jedynie wyobrazić sobie swoją minę.
- Dobra, nie będę wnikał. - Zaśmiałem się, co rozluźniło sytuację.

Wraz z Rachel rozpoczęliśmy poszukiwania jej koleżanki. W końcu nie mogła zniknąć. Rozdzieliliśmy się, ja zająłem się parterem, a Rachel piętrem. Zajrzałem chyba w każdy zakamarek. Nawet do szafek, co nie miało najmniejszego sensu. Po jakiś 40 minutach poszukiwań, Rachel uznała, że to nie ma sensu i, że pewnie Vanessa poszła do domu. Powiedziała mi jeszcze, że zapomniała o drabinie i dopiero teraz ją schowała. Obawiała się, że chłopcy ją zauważyli, ale dałem jej do zrozumienia, że tak się nie stało. Ale nawet to, że tak długo krzątaliśmy się po domu dziewczyny, ona dalej nie wytrzeźwiała i była w świetnym humorze. 
Po nieudanej akcji ratowniczej skierowaliśmy się do salonu, by pooglądać jakieś filmy. Rachel cały czas opowiadała, jaką to Vanessa jest wspaniałą znajomą i jakie odpały robią razem w szkole. Nawet się nie zorientowałem, a była już 3.23.

- Będę już się zbierał. - Oznajmiłem sąsiadce i podniosłem się z miejsca, lecz ona złapała mnie za rękę.
- Zostań, boję się być sama. - Spojrzała na mnie takim smutnym wyrazem, że aż mi się jej żal zrobiło.
- Jesteś pewna? - Spytałem niepewnie, na co ona pokiwała ochoczo głową. - W takim razie, przesuń się trochę. - Dziewczyna posłuchała i przykryła nas kocem, który leżał od początku na oparciu.

*Harry*

Spędzałem najlepszą noc w życiu, z nikim inny, jak z Emmą Watson. Wtuliła się we mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Do mych nozdrzy dotarł przepiękny zapach truskawkowego szamponu do włosy. Zacząłem się bawić kosmykami jej włosów, co wyraźnie się jej podobało, gdyż wydawała ciche pomruki. Już miałem zadać jej bardzo ważne pytanie, gdy oberwałem czymś w twarz.
Otworzyłem oczy i od razu wydałem z siebie przeraźliwy wrzask. Blondynka, która spała obok, a właściwie na mnie, obudziła się i wydarła się na cały głos.

- Kim Ty jesteś i co robisz w moim łóżku?! - Była rozebrana do samej bielizny, więc zaczęła się przykrywać kołdrą.
- Po pierwsze, to z tego co pamiętam to jest mój pokój! Mój dom! I moje łóżko! - Odkrzyknąłem jej i wskazałem na pościel. - A tego bym nie ruszał, bo od razu mówię, że śpię na waleta. - Wredny uśmieszek zagościł na mej twarzy, a dziewczyna wydała z siebie głośne "Fuuuj".
- Popierdolony jesteś czy jaki? Zresztą nieważne. Którędy do wyjścia? – Spytała, zbierając po drodze ubrania, które jednak się znalazły.
- Sama sobie poradź. - Wzruszyłem ramionami, by podenerwować nocną partnerkę. Ona natomiast ściągnęła gumkę, którą miała spięte włosy i naciągając ją, rzuciła prosto w moje oko. - Pożałujesz tego . - Zerwałem się z miejsca z kołdrą, by jednak nie pokazywać, co jest pod nią, ale blondynka roześmiana podeszła do drzwi i otwierając je wpadła na Louisa.
- O dzień doberek. - Przywitał się uśmiechnięty od ucha do ucha. - Widzę, że Harry poszarżował sobie w nocy.
- Spadaj, już się zbieram. - Mruknęła i ominęła go w drzwiach.
- Kto to był? - Lou wskoczył na moje łóżko, jak miał w zwyczaju robić.
- Żebym ja to wiedział. - Odpowiedziałem szczerze. Ciekawi mnie tylko, co to za dziewczyna i jak się tu dostała. Czyżby jakaś napalona fanka włamała się nam do domu? Ale przecież nie wyglądała nawet na taką, która by wiedziała kim jesteśmy. 


20 komentarzy = następny rozdział

__________

Hejka Misiaki tu Aśka. ;* Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział, który dla odmiany jest weselszy od wcześniejszych. :) Słuchałyście już Take Me Home? ♥ Jak wrażenia, która piosenka podoba wam się najbardziej? :D Piszcie w komentarzach. :) Ja, osobiście zakochałam się we wszystkich, ale moje dwie, takie naj naj, to Little Things i Over Again ♥ ! Jeśli chcecie, to wpadajcie do mnie na tt @asiek_xx :) x A teraz coś od mojego kochanego Louisa i Zayna ^^ My też was KOCHAMY <33 !


25 komentarzy:

  1. BOSKI jest ten rozdział, a najlepsza z tego wszystkiego była ta drabina :D Leżę... :P Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja kocham takie śmieszne rozdziały, więc poproszę takich więcej :P
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i błagam, dodajcie go szybko.!
    Kocham i ściskam mocno.! <33
    PS. Zapraszam do mnie: http://kama-opowiadanieoonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHAHAHAHAH KRYJÓWKA NAJLEPSZA HAHAHA PADŁAM XD
    Wiedziałam że tak się skończy to zjeżdżanie po poręczy hahah ;d
    Czekam na następne akcje jak ta z drabiną :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe boski ten rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha, Zayn i drabina, mistrzostwo!
    + zapraszam na nowy rozdział na: http://now-give-me-everything.blogspot.com (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ten rozdział! Najlepsza była kryjówka xD
    Dopiero zaczęłam czytać waszego bloga i jest boski xx
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział. Jak zresztą wszystkie . Czekam na kolejny ;*********

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na następny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że nasza główna bohaterka zacznie się spotykać z Zaynem!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. KOCHAM TEGO BLOGA. Nie jest on taki jak każdy spotkałam One Direction i nanananan . Tu jest takie fajne jak ona pije i wql .
    Czekam NA KOLEJNY ROZDZIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  10. ja też jestem Asia :*** rozdział suupcio, chce juz następny :DD

    OdpowiedzUsuń
  11. zajebisty rozdział, chce już nexxta, chyba po nocach nie będę spać, hahaha Vanessa znalazła się w łóżku Hazzy hahaha :D, świetny :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Prze jest ten rozdział
    super kryjówka hahah
    ~~Zuza

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział
    ciekawe masz pomysły
    ciekawe czy Rachel będzie z Zaynem ...

    OdpowiedzUsuń
  14. ja chcę już nexxtam:** :D

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny, a ten filmik na końcu mnie rozwalił :D

    OdpowiedzUsuń
  16. świetny rozdział! :D Czekam na następny!:D

    OdpowiedzUsuń
  17. Po prostu przecudny rozdział , ahh i zayn :*
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Proszę daj szybko kolejny wpis . Cudowny blog , czytam od niedawna a to już mój ulubiony

    OdpowiedzUsuń
  19. Super uwielbiam go !! <33
    czekam na następny :DDD
    Jula

    OdpowiedzUsuń
  20. Oh jak ja już chcę kolejny rozdział :*****

    OdpowiedzUsuń
  21. LT to magia *-* co do rozdziału, jak zwykle zajebisty ^^ czekam nn i zapraszam do mn! http://take-me-to-wonderland-onedirection.blogspot.com/2012/11/25-my-goldfish-is-dead.html

    OdpowiedzUsuń
  22. Cudownz roydzial !

    OdpowiedzUsuń
  23. najlepszy rozdział ever. xd nie wiem co ćpałaś przy pisaniu ale ja też chceeeeem <3333 cały rozdział to było jegno wielkie hahaha xd jak Vanessa po pijaku przeszła po tej drabinie nie wiem i nie wnikam xd ale hahaha jak sie obudzili hahahaha <3333
    ide czytać dalej <33

    OdpowiedzUsuń