niedziela, 25 listopada 2012

BLOG MIESIĄCA: LISTOPAD 2012

Bierzemy udział w konkursie na blog miesiąca: listopad 2012. Jeśli czytacie nasze opowiadanie i podoba Wam się nasza praca, byłybyśmy bardzo wdzięczne, gdybyście zagłosowały/li. :) Nasz numerek, to 9 <3 Z góry dziękujemy za każdy oddany na nas głos. :) Tu macie link do konkursu: http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/2012/11/lista-blogow-zgoszonych-do-konkursublog.html Kochamy Was ! ♥

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 6



PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
~~~~~~

Obudziłam się u boku śpiącego chłopaka, który swoją drogą wyglądał całkiem słodko. Najpierw zdziwiłam się, gdyż nie pamiętałam, co robi ze mną na skórzanej, ciemnobrązowej sofie. Dopiero po jakiejś minucie, bardzo intensywnego myślenia, udało mi się przypomnieć, jak minął wczorajszy wieczór. Przewróciłam się na drugi bok z zamiarem ponownego uśnięcia.
Gdy już byłam bliska odpłynięcia do krainy Morfeusza, usłyszałam dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi.

- Kto to? - Zapytał Zayn przeciągając się.
- Ciszej człowieku - wypowiedziałam szybko, po czym napiłam się wody, która jakimś cudem znalazła się obok kanapy. - Skąd mam to wiedzieć?

Do salonu weszła niezadowolona Vanessa. Wyglądała jak obrażony pięciolatek, który nie dostał wymarzonej zabawki. Jej blond włosy, które wczoraj były związane w kłosa, teraz luźno spoczywały na ramionach. Była ubrana tak samo, jak ubiegłego dnia, lecz teraz, granatowo-czerwoną koszulę, miała w rękach, a nie na białej bokserce.

- Hej - przywitała się opadając na fotel stojący niedaleko sofy. - Kto to? - Wskazała palcem na chłopaka, który dalej leżał obok mnie.
- Kolega.- Przeniosłam się do pozycji siedzącej. Jak zwykle bolała mnie głowa. Już nigdy nie piję. Na brązowym stoliku, znajdującym się naprzeciw nas, dostrzegłam telefon, który podniosłam, by sprawdzić godzinę. - Co Ty tu robisz? Jest jedenasta. Gdzie byłaś całą noc? - Pytałam ziewając.
- A weź się mnie nawet nie pytaj. - Machnęła ręką z niesmakiem. - Od razu mówię, że nie mam pojęcia, jak się tam znalazłam, ale obudziłam się w tym domu obok, w jednym łóżku z jakimś chłopakiem, z mopem na głowie zamiast włosów. Kompletny idiota. Nawet nie chciał mi powiedzieć, gdzie jest wyjście, tylko błądziłam po tym domu w samej bieliźnie, a jakieś inne błazny, nabijały się ze mnie. - Wywróciła oczami do góry.

Starałam się być poważna, ale gdy tylko spojrzałam na Zayna, nie wytrzymałam i równo wybuchnęliśmy śmiechem. Blondynka popatrzyła na nas z udawanym oburzeniem. Mi udało się opanować po jakiejś minucie, jednak Malikowi zajęło to trochę więcej czasu.

- Mogę wiedzieć, co Was tak bawi? - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, wyczekując odpowiedzi. - Przecież każdemu mogło się zdarzyć. Zresztą wy nie lepsi.
- Śmiejemy się, bo spałaś z moim kolegą. - Wydusił w końcu Zayn.
- Jak to? Nie ogarniam. Skąd wy się w ogóle znacie?

Westchnęłam głośno, po czym zaczęłam opowiadać Van całą moją historię. Poczynając od poznania Liama, aż do akcji w sali gimnastycznej parę dni temu. Dziewczyna nic nie mówiła, do czasu, gdy Zayn nie wspomniał o drabinie.

- Ej! - Uniosła palec wskazujący do góry, żeby podzielić się z nami jej genialnymi przemyśleniami. - Bo tak mi się przypomniało, że chyba przechodziłam przez jakąś drabinę. - Dziewczyna intensywnie myślała, a my z Zaynem parzyliśmy po sobie. - Tak! Byłam później w takim szaro... chyba czerwonym pokoju. - Zamyśliła się na dłuższą chwilę. - Ale w pokoju tej owcy, to nie mam pojęcia, jak się znalazłam.
- Serio? -Zaczęłam się śmiać. - Co Cię podkusiło, aby włazić na tą drabinę, pijaku jeden?
- Oj tam. Ale tak ogólnie to macie super! Takie ukrywanie, że się znacie.
- Jasne, jasne. Tylko pamiętaj, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. - Uprzedził ją Zayn, a ona pokiwała głową.

Dokończyliśmy do końca opowiadać jej moją historię, po czym postanowiliśmy pójść zapalić. Podałam Malikowi kule, żeby mógł chodzić. Po chłodnych panelach przeszliśmy pod drzwi tarasowe. Otworzyłam je i już po chwili staliśmy na świeżym powietrzu. Było pochmurno, ale słońce i tak przebijało się przez białe chmury.

- Knight, wyciągaj fajki. - Zaczęła Vanessa.
- Czemu ja? To on - wskazałam głową na chłopaka - jest bogaty. - Wzruszyłam ramionami, na co on się zaśmiał.
- Tak... Najlepiej zaprzyjaźnić się z Zaynem Malikiem i naciągać go na fajki. Tak ogólnie, to nie powinienem wam dawać. Ile wy macie lat? 16? 17? No właśnie. Muszę się poważnie zasta...
- Zamknij się i daj to po prostu - przerwała mu Vanessa, po czym wyrwała z jego rąk paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Z kim ja się zadaję? - Rozłożył bezradnie ręce, a my się zaśmiałyśmy odpalając papierosy. - Ja, to w waszym wieku taki nie byłem... Chociaż... A, nie ważne.

Siedzieliśmy już z godzinę na tarasie i, popijając piwo opowiadaliśmy różne śmieszne historie. Najlepsze było, jak Zayn wyrzucił telewizor przez okno, albo jak Vanessa wpadła do kibla i nie mogła z niego wyjść.

- To jak już jesteśmy przy tych tematach, to idę się załatwić. - Blondyna zaśmiała się i udała do łazienki.
- Wiesz co Ci powiem? - Popatrzyłam na niego pytająco. - Fajne jesteście. Niby młodsze, ale dobrze się z wami dogaduję. Przynajmniej nie wypominacie mi, że palę.
- Jak mamy Ci wypominać, jak same palimy?
- No w sumie...

Po chwili wróciła Allen z jakimś dzwoniącym iPhonem w ręce.
- Już się załatwić nie można, bo cały czas słyszałam to "I wanna save you, save you... coś tam... coś tam". - Usiadła na swoim dawnym miejscu. Zayn chciał od niej wziąć telefon, ale nie zdążył, bo blondynka go uprzedziła. Pokazałam jej żeby dała na głośnik.
- No wreszcie! Gdzie Ty jesteś? Już 13, a Ciebie nie ma! A na dodatek nie odbierasz telefonu! - Od razu rozpoznałam głos Liama. Nie wiem czemu, ale teraz jakoś nie zrobiło mi się przykro. Zaśmiałam się pod nosem.
- Koleś, wyluzuj! - Odpowiedziała Van, popijając piwo.
- Yyy... Kim Ty jesteś i gdzie jest Zayn?
- Człowieku... Już poimprezować nie można? - Przyjaciółka starała się być poważna, ale jej to nie wychodziło.
Zayn chciał jej zabrać telefon, ale ta go odpychała, śmiejąc się jednocześnie. Postanowiłam pomóc Vanessie, więc rzuciłam się na Malika przyduszając go.
- Ej! Oddajcie mi telefon!
- Co się tam dzieje?! - Wypytywał tym razem jakiś inny głos.
- A takie Party Hard mamy!
W końcu udało mu się odebrać telefon. Zniechęcone usiadłyśmy na ławeczce, na której już wcześniej spoczywaliśmy.
- Zayn? Gdzie Ty jesteś?
- Ja? No ten, tutaj. Nie daleko. Za niedługo będę w domu.
- Zayn. Próbujemy się z Tobą skontaktować pół dnia, a Ty nawet nie chcesz nam powiedzieć gdzie jesteś.
- Nie słyszałem telefonu. Zresztą, co ja się będę tłumaczył? Zaraz będę.
Włożył telefon do kieszeni po czym podniósł się z tarasu, tak samo jak i kule. Wziął do ręki piwo, a następnie skierował się do wnętrza domu.
- Drogie panie. Chodźcie się pożegnać z seksownym Malikiem. - Powiedział nawet się nie odwracając.

Oby dwie westchnęłyśmy po czym poszłyśmy za nim. Gdy tylko weszłam do domu, poczułam chłód. Dzisiaj na polu było wyjątkowo ciepło. Przeszliśmy przez cały salon i przedpokój, po czym zobaczyłyśmy Zayna ubierającego buta na zdrową nogę.

- Koledzy się stęsknili? - Zapytała Van, a on bezradnie pokiwał głową. Gdy już był gotowy, otworzył drzwi przez, które wszyscy wyszliśmy na zewnątrz.
- To ja idę. Do zobaczenia - uśmiechnął się od uch do ucha, po czym pocałował Van w policzek. Mnie też próbował, ale odsunęłam się.
- Ogól się to pogadamy. - Puściłam mu oczko, jednak Malik, mimo wszystko mnie pocałował, drapiąc mnie tym zarostem i zaraz zaczął uciekać kuśtykając.
- I tak Cię dorwę - wykrzyknęłam za nim, po czym wróciłyśmy do domu.


*Zayn*

Nie śpiesząc się dotarłem pod posesję obok. Jedną ręką przytrzymałem przedmiot pomagający mi w poruszaniu się, a drugą otworzyłem drzwi. Nie zdążyłem dojść do salonu, a już usłyszałem głos Nialla.

- No wreszcie. Gdzieś Ty był?
Nic nie odpowiedziałem, tylko podszedłem do nich. Od razu popatrzyli na moją nogę i zaczęli wypytywać, co mi się stało. No tak... Miałem wymyślić jakąś historyjkę.
- Po prostu... Byłem wczoraj u znajomych i sobie skręciłem nogę. Później zostałem na noc. Sorry, że nie odbierałem, ale wszyscy siedzieliśmy na tarasie, a ja zostawiłem telefon w środku. Wiecie jak to jest. Dopiero później koleżanka mi przyniosła. - Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym usiadłem na fotelu.
- Słyszałem koleżankę - zaśmiał się Louis, czym zapewnił mnie w przekonaniu, że nie zorientowali się, iż kłamię.
- A tak w ogóle, to my też rano spotkaliśmy pewną tajemniczą blondynkę w pokoju Harrego. - Lou z chytrym uśmieszkiem, skierował wzrok na Hazzę, który wyglądał na dość zdenerwowanego.
- Mówiłem już, że nie mam pojęcia kim ona jest. - Loczek mówił przez zaciśnięte zęby.
- Oj już dobrze Hazziątko Ty moje, nie denerwuj się tak, bo jeszcze zmarszczek dostaniesz. - Tommo rzucił się na wyłożonego na kanapie Stylesa i czochrał jego bujną czuprynę.
- Wy dwaj - wskazałem głową na szatynów. - Jesteście nienormalni. A Ty Niall - zwróciłem się do blondynka. - Odłóż te ciastka i pomóż mi wejść po schodach.
- Sam nie dasz rady? - Gdy zobaczył moją minę, która mówiła stanowcze "NIE", bez protestów odłożył jedzenie i odbierając ode mnie kule, zaczął wnosić po schodach.
- Rany, Zayn myślałem, że jesteś lżejszy. - Marudził, za co dostał po głowie. - Ała! Niewdzięcznik. - Mruknął pod nosem.
- Niall, co Ty robisz? Zaraz się wywrócę przez Ciebie! - Złapałem się szybko poręczy, bo gdyby nie to, już dawno leżałbym na dole. - Zabiję... - Spojrzałem na niego spod byka.
- Yyy... - Horan zaczął schodzić tyłem. - Bo ja... - Odwrócił głowę w stronę pozostałej trójki domowników.
- No co Ty?! - Zareagowałem trochę za ostro, ale nie miałem już siły.
- Eee... Zostawiłem żelazko na gazie! - Szybko uciekł do kuchni, żebym nie zdążył już nic powiedzieć ani tym bardziej coś mu zrobić.
- Chodź tu, pomogę Ci. - Liam podszedł do mnie i, bez problemu wziął mnie na tzw. "barana". - Niall zanieś do pokoju Zayna, jego kule.

Gdy już byliśmy u mnie, Li położył mnie na łóżku. Trochę to śmieszne, że pomimo tego samego wieku, co ja i Nialler, jest naszym Daddym i opiekuje się nami nawet, gdy sam tego potrzebuje. Wraz z Horankiem opowiedzieli mi wczorajsze przesłuchanie płyty. Z tego, co się dowiedziałem, to wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Nim się zdążyłem spytać, do pokoju wpadł uradowany Hazza, ogłaszający, że zabiera nas do studia, by pokazać mi nowe kawałki, a później na pizzę, którą stawia Niall.

- Ej, to niesprawiedliwe. - Blondyn założył rękę na rękę. - Z jakiej racji, to ja mam stawiać?
- Bo to Ty zostawiłeś biednego Zayna w potrzebie. - Harry poklepał obrażonego Nialla po plecach, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
- Dobrze słyszałem, że Niall stawia pizzę? - Nagle bok nas pojawił się uradowany Louis, który zaraz potem znalazł się na plecach blondyna.
- Koniec tych wygłupów - zakomunikował rozśmiany Liam. - Harry, wyprowadź Nialla gdzieś z daleka od Louisa, a Ty - wskazał na chłopaka w koszulce w paski. - Zaprowadzisz ze mną Zayna do auta.

Wszyscy wykonali polecenia i po chwili byliśmy już w drodze. Nie mogłem się doczekać, kiedy usłyszę, to co wspólnie stworzyliśmy. Najbardziej intrygowało mnie, jak wyszły piosenki, których tekstów byliśmy autorami. Napracowaliśmy się, tworząc wszystkie utwory i włożyliśmy w ich pracę dużo serca oraz starań, więc mam nadzieję, że się nie rozczaruję.


*Harry*

Wczorajszy dzień zdecydowanie mogę uznać za udany. Było trochę problemów z Zaynem i jego nogą, ale nasz książę jakoś sam już sobie radzi. Podczas spożywania pizzy, którą Niall kupił, Louis był bardzo ciekawy, jak to Zaynster zrobił, że skręcił kostkę, gdyż wcześniej tylko wymijał odpowiedzi na ten temat. W końcu Malik przyznał się, że był ze znajomymi w skate-parku i się wywrócił na jednej z ramp. Gdy to usłyszeliśmy, zaczęliśmy się z niego naśmiewać, że jest sierotą.

Wieczorem zrobiliśmy męską imprezkę, na którą zaprosiliśmy naszych kolegów z zespołu, Eda i Andyego. Zaopatrzyliśmy się w alkohol, chipsy, jeszcze więcej pizzy i wszystko, co Nialler sobie zażyczył. Pograliśmy na konsoli, zrobiliśmy twittcama, jeszcze jak byliśmy trzeźwi, a gdy już byliśmy dobrze wstawieni, zaczęliśmy wydzwaniać do wszystkich, których mam zapisanych w telefonie. Chyba jednak nie jesteśmy aż tak lubiani, jak niektórzy myślą, bo nikt nas nie odwiedził. Dziwni Ci ludzie… Jak można nie chcieć się zabawić z Harrym Stylesem? W każdym bądź razie, w pewnym momencie urwał mi się film, a rano, gdy się obudziłem, leżałem w samych bokserkach na wycieraczce, pod domem tej dziewczyny od Liama. Chyba nawet nie chcę wiedzieć, jak się tam znalazłem.

Teraz już jest późne popołudnie, a chłopcy dalej odsypiają. Z racji, że jako jedyny jestem na nogach, wybrałem się na spacer do Starbucksa po świeżą kawę. Wracałem do domu z gorącymi napojami, dla mnie i reszty śpiochów, w kapturze na głowie, okularach przeciwsłonecznych i słuchawkach w uszach. Gdy skręcałem w prawo, nagle wpadłem na jakąś postać. Głośny krzyk dobiegł mych uszu, a zaraz potem leżałem na chodniku, na który wylałem wszystkie kawy podczas upadku.

- Idioto, patrz jak chodzisz! - Usłyszałem znajomy głos, więc powoli się podniosłem na łokciach, ściągając przy tym okulary z nosa. - O nie, to znowu Ty? - Brązowooka blondynka wykrzywiła twarz w grymasie. - Prześladujesz mnie, czy co?
- Czy ja Cię prześladuję? - Dałem nacisk na słowo “ja”. - Chyba sobie coś pomyliłaś ślicznotko. - Zrzuciłem ją z siebie i wstałem przecierając ubrudzoną koszulkę od jednego z napojów.
- Nienormalny jesteś?! - Dziewczyna poszła w moje ślady i popychając mnie, zgarnęła torbę z ziemi i poszła w wcześniej obraną stronę. - Idiota! - Dodała na odchodne.
- A co z moją kawą? - Odwróciłem się w jej stronę. - Musisz mi ją odkupić! - Wykrzyknąłem, gdyż już mi znikała z zasięgu wzroku.

Nie odwracając się nawet, wystawiła w moim kierunku środkowy palec, na co zaśmiałem się pod nosem. Pozbierałem puste już kubki i wyrzucając je do najbliższego kosza na śmieci, skierowałem się do domu. Całe szczęście, że zdążyłem wypić swoją porcję, przed zderzeniem. Chłopcy będą musieli się obejść bez tego.


*Rachel*

Od weekendu minął już jeden dzień. Dziś mieliśmy jakiś apel w szkole, związany z akcją charytatywną, po przez którą mamy uzbierać pieniądze przeznaczone dla chorych dzieci z hospicjum. Niestety, jak się dowiedzieliśmy, głównym prowadzącym akcję jest nie kto inny, jak ten laluś Tomlinson. Będzie chyba grał w jakimś meczu, czy coś i zapraszał nas na to widowisko do Doncaster za dwa tygodnie. Oczywiście ¾ uczniów w szkole, zgodziło się wziąć udział i zakupić bilety. Pomimo tego, że to członek One Direction jest organizatorem, zastanawiałyśmy się z Vanessą czy się nie wybrać tam. W końcu jest to szczytny cel, a te dzieci potrzebują pieniądze na leczenie.

Mama właśnie odwoziła mnie i Van do jej domu, gdyż była umówiona z Panią Allen. Zrobiłyśmy większe zakupy, a teraz planujemy zrobić seans filmowy. Ojciec Vanessy jest w pracy, z której ma wrócić dopiero jutro, a nasze mamy wychodzą, więc cały dom, będziemy miały do własnej dyspozycji. Podczas jazdy sprzeczałyśmy się z blondynką, o to, jaki horror wybrać. W końcu stanęło na tym, że najpierw oglądamy wszystkie części [Rec], a później Paranormal Activity.

- Rachel nie rozumiem, jak Ty możesz jeździć bez muzyki. - Oznajmiła rodzicielka i nie czekając na mą odpowiedź, włączyła radio.
- O, uwielbiam tą piosenkę! - Vanessa podkręciła głośniki na maksimum, gdyż siedziała na miejscu pasażera i zaczęła tańczyć do piosenki Ollyego Mursa -Troublemaker.
- Jesteś niemożliwa. - Pokręciłam głową z dezaprobatą, a następnie dołączyłam do przyjaciółki. Mama chichrała się z naszego zachowania.
- To był Olly Murs i jego Troublemaker. A teraz pora na dalszą część wywiadu z naszymi gwiazdami. - Reporter rozpoczął swe przemówienie, na co zaczęłam marudzić i mówić, by zmieniły stację.
- Co Ty taka niecierpliwa? Poczekaj, zobaczymy o kim mowa. - Odpowiedziała blondynka, wsłuchując się w jego słowa.
- Jeden z naszych gości ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Oddaję Ci głos. - Oznajmił mężczyzna z radia.
- Tak naprawdę, to nie mam za wiele do powiedzenia, ale jest jedna osoba, która zasługuje na przeprosiny. - Po głosie poznałam Liama, który mówił z przejęciem. - Nie będę mówił o kogo chodzi, bo ta osoba, bardzo dobrze wie, że to do niej kieruję swe słowa. Nie mam pewności, czy tego słuchasz, ale jeśli tak, to chcę Cię przeprosić za wszystko i, mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć. - Poczułam, jak w oczach zbierają się łzy. Mówił to tak szczerze, że aż zrobiło mi się TROSZECZKĘ żal.
- Aww… Jaki słodko - blondynka rozmarzyła się. - Chyba zaraz się porzygam od tej słodkości.
- Tę piosenkę dedykuję Tobie, o to The A Team - Eda Sheerana.

Rozbrzmiały dźwięki gitary, a zaraz potem usłyszałam ten hipnotyzujący głos Paynea, którego niegdyś mogłam słuchać godzinami. Zdawałam sobie sprawę, że się stara, ale nie jestem już jego małą Rachel, której wystarczyło zwykłe “przepraszam”.
Uważnie wsłuchiwałam się w każde wyśpiewane przez chłopaka słowo. Dobrze wiedział, że Ed Sheeran jest moim ulubionym piosenkarzem, a jego teksty są niesamowite. Nie znam chłopaka, mężczyzny, który, by tak dobrze znał się na kobietach. Śpiew Liama, sprawiał, że wydawało mi się, jakbym słuchała anioła. Czułam się jak zahipnotyzowana. Słyszałam, że Allen cały czas coś mówi, ale nie docierały do mnie żadne z jej słów. Jednak magia nie mogła trwać wiecznie i wraz z ostatnią nutą, poczułam jak po mym policzku spływa samotna łza. Jednak nie była to łza spowodowana smutkiem, lecz wszystkimi miłymi wspomnieniami i, tą jedną chwilą.

- Przepraszam. - Wyszeptał na koniec, ale nic więcej nie usłyszałam, bo Vanessa wyłączyła nadajnik.
- Knight proszę Cię, tylko nie mów, że będziesz płakać. - Marudziła przyjaciółka, a ja szybko przetarłam policzek.
- Coś Ty, po prostu się zaparzyłam i oko zaczęło mnie piec. - Skłamałam, co blondynka skomentowała głośnym “Jasne”, przeciągając samogłoski.

Mama nie odezwała się ani słowem, lecz widziałam, że była zadowolona z zachowania chłopaka. Szybko znalazłyśmy się w domu Allenów i zabrałyśmy się za przygotowania. Ciekawe, co się jeszcze wydarzy w tym tygodniu.

__________

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, gdyż miała go napisać Agnieszka, ale dostała karę i nie ma dostępu do komputera, więc póki co, będę pisać sama. Ze względu na to, że obiecałyśmy dodać rozdział, gdy wcześniejszy osiągnie 20 komentarzy, musiałam go dokończyć. Nie miałam kompletnie pomysłu na niego i nie podoba mi się, ale obiecuję, że następny będzie lepszy. :) 7 rozdział pojawi się pewnie gdzieś za dwa tygodnie, gdyż od wtorku mam matury próbne i nie będę miała czasu. No chyba, że będzie 20 komentarzy, to w weekend coś naskrobię, ale TYLKO WTEDY. Dziękuje w imieniu swoim i Agnieszki za wszystkie komentarze, kochamy Was! ♥ Asiek ;**

NASI DOJRZALI CHŁOPCY :D




czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 5



Siedząc w kuchni, w której zajadałem się kanapkami, wyjrzałem przez okno. Po mimo późnej pory, dostrzegłem postać dziewczyny o długich, ciemnych włosach, która kierowała się w stronę parku. Był to mój moment i musiałem go wykorzystać. Wpychając do buzi ostatnią kanapkę ruszyłem ku wyjściu. Chłopcy wypytywali, gdzie się wybieram, więc odkrzyknąłem im tylko, że zaraz wracam i, ubierając buty, wybiegłem z domu.
Po przejściu paru kroków stanąłem naprzeciw ciemnobrązowych drzwi z lustrem weneckim umieszczonym na środku. Jednym ruchem dłoni zaczesałem grzywkę do tyłu, a następnie nacisnąłem dzwonek do drzwi.
Nagle przypomniałem sobie, że zapomniałem jednej, bardzo ważnej rzeczy. Zanim zdążyły się otworzyć, uciekłem do naszego domu. Całe szczęście, że jestem wysportowany i, nie chwaląc się, bardzo dobry ze mnie piłkarz. Wbiegłem do pomieszczenia, w którym wcześniej spożywałem kolację i porwałem z blatu pudełko z świeżo upieczonymi ciasteczkami. Dobrze, że Harry jest dobry w te klocki, bo tak, to poszedłbym do nowych, jakby nie patrzeć sąsiadów, bez poczęstunku. Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, za to, że o nich zapomniałem i, nie czekając na reakcję przyjaciół, znów ruszyłem pod rezydencję obok. Wykonałem tę samą czynność, co poprzednio i przestępując z nogi na nogę, wyczekiwałem właścicieli posesji. Dmuchnąłem jeszcze w dłoń, by sprawdzić oddech, ale bez większego przerażenia uznałem, że jest w porządku.

W końcu drzwi zostały otwarte, a w ich progu stanęła dość młodo wyglądająca kobieta o przepięknych kasztanowych włosach opuszczonych luźno na ramiona i błękitnych oczach. Nie widzę jej pierwszy raz, ale muszę przyznać, że zdecydowanie jest w guście Harrego. Posłałem jej szelmowski uśmiech, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Wow, serio tak działam na kobiety? Ach, nikt się nie oprze zabójczemu Lou. Ale chwila... Tommo, myśl o swojej dziewczynie, pamiętaj o Eleanor.

- Dzień dobry Pani Knight. - Jestem Louis Tomlinson - powiedziałem dumnie. - Jak Pani zapewne już zauważyła, mieszkam w domu obok wraz z Liamem i naszymi kolegami z zespołu. - Wskazałem jej miejsce zamieszkania, a kobieta uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Miło mi Cię poznać, Louisie. - Podała mi dłoń, którą ująłem w swą i delikatnie ucałowałem. - Tylko proszę, żadna Pani. Mów mi Maggie.
- Ma się rozumieć, Maggie. - Posłałem jej uśmiech numer 3 - usta szeroko rozchylone i poruszanie brwiami. Rany, jaki ja jestem w tym dobry.
- Proszę wejdź - kobieta uchyliła drzwi, tym samym zapraszając mnie do środka.

Zrobiłem jak kazała. Podałem jej jeszcze pudełko z przysmakiem, a ona zaprowadziła mnie do salonu, gdzie na kanapie siedział ojciec Rachel. Przywitałem się z na oko 38 letnim mężczyzną. W międzyczasie Margaret udała się do kuchni. Po pewnym czasie wróciła z tacą, na której znajdowały się trzy filiżanki z herbatą oraz ciastka wyłożone na specjalnym talerzu. Zajęła miejsce u boku Willa, z którym dyskutowałem na temat dzisiejszego meczu Chelsea z Manchesterem United. Swoją drogą nie dziwie się, że każą mówić do siebie po imieniu. W końcu jestem prawie tak dorosły, jak oni. Czyż nie? Upiłem łyk gorącego napoju i zabrałem głos.

- Jak się zapewne domyślacie, nie przyszedłem tu bez powodu. - Odłożyłem filiżankę i, najpoważniej jak tylko potrafiłem, wpatrywałem się w nich.

Chyba mi nie za bardzo wychodziło, bo Maggie zaśmiała się pod nosem. Trochę to śmieszne, że wszystkie kobiety w moim towarzystwie zachowują się jak nastolatki. Dałbym sobie rękę uciąć, że błękitnooka na co dzień jest zapewne rozważną i przykładną matką. No, ale cóż poradzić na mój urok?

- W takim razie słuchamy, co masz nam do powiedzenia. - Odezwał się William, w pełni skupiony na tym, co ma zaraz usłyszeć.

Opowiedziałem im cały plan, który zamierzamy rozpocząć po weekendzie. Rodzice Rachel bez problemu zgodzili się pomóc, a nawet cieszyli się, na wieść, iż Liam chce odzyskać przyjaciółkę i kazali przekazać, że mu kibicują. Podziękowałem im w imieniu swoim i pozostałej czwórki, po czym pożegnałem się z nimi i wróciłem do chłopców, którzy czekali na mnie z niecierpliwością.


*Rachel*

Pływałam w basenie, który znajdował się na samym środku pustej przestrzeni. Wokół niego był sam piasek i nic, zupełnie nic więcej. Niespodziewanie rozległ się huk, który przemienił się w grzmoty piorunów. Słońce zostało przysłonięte ciemnymi chmurami, a niebo co chwilę dzieliły pojedyncze błyskawice. Głośne huki piorunów nie dawały spokoju i rozrywały mi głowę od wewnątrz. Nie miałam jak uciec, dokąd uciec. Wołanie pomocy nie miało sensu, gdyż nikt nie miał prawa mnie usłyszeć.
Jednak w pewnym momencie usłyszałam stłumione nawoływanie mojego imienia, jakby szept, który pieścił moje uszy. Gwałtowanie podniosłam powieki, a oczom ukazał się jasny pokój z srebrnymi dodatkami i fioletowymi zdobieniami. Uświadamiając sobie, że był to tylko sen, otarłam zaspane oczy. Jakimś cudem wciąż słyszałam uderzenia i ciche nawoływanie. Po paru sekundach zdałam sobie sprawę, że dźwięk dochodzi od strony okna.

- Co do...? - Spytałam samą siebie i podeszłam do obserwowanego przeze mnie miejsca. To co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. - Co Ty tu robisz?! - Śmiejąc się, otworzyłam okno na oścież, by wpuścić chłopaka kucającego na zewnątrz.
- Wreszcie... Ile można czekać? - Brunet szybko wskoczył do pomieszczenia i otrzepując się z niewidzialnego brudu zajął miejsce na łóżku.
- Eee... Zayn? - Niepewnie wyglądnęłam przez okno. - Co to jest, i co to tu robi? - Szczerze bałam się odpowiedzi, ale wolałam zaryzykować.
- Nie wiesz? - Ukazał swój chytry uśmieszek, na co pokiwałam głową z dezaprobatą. - A już myślałem, że jesteś mądrą dziewczynką. To czekaj, przeliteruję Ci. D-R-A-…
- Dobra, dobra. Wiem co to jest, głupku. - Uderzyłam go z pięści w ramię, na co zaczął udawać, że jęczy i rozmasował "obolałe" miejsce. - Tylko co ta drabina tu robi i to w dodatku przełożona z Twojego pokoju do mojego? - Usiadłam koło chłopaka, wciąż nie wierząc w to, co zrobił. Chłopak poruszał zalotnie brwiami.
- Louis, Niall i Harry wybili do Nandos, a Liam siedzi zamknięty w swojej jamie i jest podobno czymś bardzo zajęty. Nudziło mi się, więc postanowiłem ściągnąć drabinę, która swoją drogą bardzo ładnie ozdabiała ścianę mojego pokoju i rozłożyłem ją. Okazało się, że jest idealnej długości, więc ją oparłem o nasze parapety i przeszedłem po niej do Ciebie. Nie powiem, adrenalina była niezła zważywszy na to, że mam lęk wysokości, ale dałem radę. - Malik wymachiwał rękoma, próbując chyba pokazać mięśnie. - Ot cała historia. - Wzruszył ramionami, a ja się w niego wpatrywałam jak w jakiegoś wariata. - Ale warto było dla takiego widoku. - Wskazał na mój strój.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, a właściwie Zayn mi to uświadomił, że wciąż jestem w samych majtkach i za dużym podkoszulku. Rumieniąc się wzięłam do ręki poduszkę i zakryłam nią oczy chłopaka.

- Masz ją trzymać i nie puszczać dopóki tu nie wrócę. - Pogroziłam mu i wstałam z miejsca.
- Ale czemu? - Słychać było, że nie był zadowolony z rozkazu.
- Bo jak nie posłuchasz, to Cię powieszę, posiekam i porozrzucam Twoje szczątki po najbliższym bagnie. - Ironiczny ton głosu, sprawił, że brunet się zaśmiał.

Malik położył się na brzuchu i schował głowę w przedmiot, którego ani na chwilę nie ściągnął z wysokości oczu. Wyjęłam pierwsze lepsze ubrania z garderoby i udałam się z nimi do łazienki.

Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, wykonałam poranną toaletę, wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż. Ubrana w czarne rurki i szarą podkoszulkę weszłam do mojego królestwa. Chodziłam na bosaka, gdyż skarpetki są częścią garderoby, której unikałam od dziecka. Sąsiada zastałam w takiej pozycji, w jakiej go opuściłam. Na me usta automatycznie wstąpił uśmiech.

- No Malikson, spisałeś się. - Poklepałam go po plecach, zajmując miejsce obok niego.
- Czyli, że mnie nie pozbawisz narządów? - Spojrzał na mnie takim błagalnym wzrokiem, co wywołało falę śmiechów.
- Nie tym razem - poruszałam zabawnie brwiami, jak chłopak miał w zwyczaju robić. - A tak w ogóle, to czemu nie wszedłeś jak wszyscy cywilizowani ludzie drzwiami frontowymi?
- Eee... Yyy... No, bo ten... - Jąkał się jakby zrobił coś złego. - No Twoi rodzice zobaczyliby mnie i wszystko, by się wydało. - Dodał pospiesznie, dumny, z tego na co wpadł.
- Zayn, Ty to jednak jesteś głupi. - Przedłużyłam ostatnie słowo i znów chichrałam się z jego wyczynu.
- Co? Czemu? - Chłopak był zdecydowanie zaskoczony i zakłopotany.
- Moi rodzice wyjechali wczoraj wieczorem do babci, zaraz po moim powrocie do domu. Nie będzie ich cały weekend. - Wzruszyłam ramionami.
- Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?
- Mogłeś zadzwonić, nie wiem. - Wstałam z miejsca, by zamknąć okno.
- Jakbym miał Twój numer, to wszystko byłoby prostsze. - Marudził pod nosem, lecz i tak to usłyszałam.

Podeszłam do biurka i wahając się, czy właściwie postępuję ufając Zaynowi, zgarnęłam z niego iPhone'a i podałam go tej sierocie. Od razu się rozchmurzył i zapisał swój numer, robiąc zdjęcie z jakąś głupią miną. Następne co uczynił, to zadzwonił pod wpisany numer, by zapisać mój.

- To co planujesz robić? - Spytałam Malika, bo tak naprawdę nie miałam na nic ochoty, a Vanessa przychodzi dopiero koło 18.
- Jak to co? Planuję spędzić czas z przyjaciółką. – Oznajmił, obejmując mnie ramieniem.
- A to Ty masz takie?
- Z jedną właśnie rozmawiam, więcej to nie kojarzę. - Posłał mi szczery uśmiech.
- No chyba nie. - Zirytował mnie trochę tą swoją pewnością siebie. - To, że Cię jakoś toleruję, nie oznacza, że jestem Twoją przyjaciółką. - Zrzuciłam z ramienia rękę Zayna. Widziałam, że było mu przykro, chociaż starał się tego nie okazywać. - Ech... Niech będzie, że jestem dobrą sąsiadką, może być? - Nie byłam pewna, jak zareaguje, ale na nic więcej nie mogłam sobie pozwolić.
- Pewnie - uradowany szturchnął mnie w bok. - Na razie wystarczy. - Puścił mi oczko, na co wywróciłam swoimi.
- Jadłeś już coś? Bo zmierzam zrobić sobie śniadanie. - Skierowałam się w stronę schodów, by zejść do kuchni.
- W sumie to bym coś przekąsił. - Podążał za mną, ale schodząc po schodach zauważyłam, że przystanął na górze wpatrzony w nie, jak w obrazek. - Ale masz super schody - jego oczy robiły się wielkie jak pomarańcze, a wzrok spoczywał na krętych schodach.
- Tak, tak wiem. A teraz, możemy już iść?
- Mogę się przejechać po tej poręczy? Proszę, proszę, proszę. - Tym razem błagał mnie, czarując mnie na minę zbitego psiaka. Ugh... Jak ja tego nie lubię.
- Nie robiłabym tego. - Zdecydowanie to nie mogło się dobrze skończyć, ale wiedziałam, że nie ustąpi. - A zresztą, rób jak chcesz. - Machnęłam ręką na odchodne i po chwili przejechał koło mnie.

Śmiejąc się z tego wariata, schodziłam powolnym krokiem, nawet nie patrząc więcej w jego kierunku. Nagle usłyszałam donośny huk i jęk dobiegający z holu. Podbiegłam w tamto miejsce i nie mogłam się pohamować od śmiechu.

- Nawet. Nie. Chcę. Wiedzieć. Jak. To. Zrobiłeś. - Wymawiałam pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.
- A spróbuj powiedzieć "A nie mówiłam", a obiecuję, że jak wstanę, to nie chcę być w Twojej skórze. - Wyśmiałam go, więc zaczął się podnosić, ale nie szło mu to za dobrze. Pomogłam mu wstać, ale dalej nie mógł postawić lewej nogi na panelach.
- Nawet nie mów, że ją złamałeś. - Wykrzywiłam twarz w grymasie.
- Nie mówię, że ją złamałem? - Udawał niewiniątko, ale i tak wiedziałam, że nie pozostaje nam nic innego jak wizyta w szpitalu.
- No pięknie Malik, teraz dzwoń po tych swoich koleżków, żeby Cię zawieźli na pogotowie, łamago. -Podprowadziłam go do schodów, by na nich spoczął.
- No niby jak mądralo? Chyba nie chcesz, żeby wiedzieli, że jestem u Ciebie?
- Ty mnie kiedyś wykończysz.

Omijając chłopaka, wbiegłam z powrotem do swojego pokoju i wzięłam torbę, która była przewieszona przez krzesło. Włożyłam do niej portfel, telefon i klucze od samochodu. Założyłam tenisówki i wróciłam do poszkodowanego. Kazałam mu obwiesić rękę na moim ramieniu i wyprowadziłam nas przed dom.

- Módl się tylko, żeby nikt nas nie zobaczył, a już szczególnie Ci nachalni paparazzi. - Podprowadziłam go do mojego auta, a następnie wróciłam się, by zamknąć posiadłość.

Całą drogę zastanawiałam się co zrobić, by zostać nie zauważonym pod szpitalem. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie te przeklęte korki. Zaczynałam się już denerwować, a Malik wcale mi w tym nie pomagał, bo ciągle coś mu nie pasowało.

- A tak w ogóle, to Ty nie masz przypadkiem 16 lat? - Spytał w pewnym momencie uważnie mi się przyglądając.
- Mam, a bo co? - Nie odrywałam wzroku od jezdni, chociaż i tak się nie poruszaliśmy.
- No wiesz, nie wiem jak to jest, ale coś mi się wydaje, że prawo jazdy można zdać dopiero po skończeniu 18 lat.
- No i bardzo dobrze Ci się zdaje. A to coś dziwnego? - Nie wiedziałam zbytnio do czego dąży.
- W takim razie, jakim cudem masz własne auto i jeździsz nim, jak gdyby nigdy nic? - Kątem oka spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Dostałam cały spadek po dziadkach, od strony ojca i kupiłam go. Rodzice nie mają nic do gadania, więc sobie nim jeżdżę. Jak mnie policja złapie, to mi nie zabiorą prawa jazdy, bo takowego nie posiadam, a na zapłatę mandatu mnie stać. - Opowiedziałam mu i skupiłam się na jeździe, gdyż samochody ruszyły.

Po około 15 minutach dojechaliśmy pod szpital. 
Wysadziłam Zayna pod samymi drzwiami, tak by nikt nie dostrzegł, a sama odjechałam na parking. Zaparkowałam w pobliżu budynku, do którego zaraz potem się udałam. Chłopak czekał na mnie w poczekalni na jednym z krzeseł, ale gdy tylko podeszłam, ostatni pacjent wyszedł z sali i Zayn zajął jego miejsce. Pomogłam mu wejść do środka, a następnie wróciłam do poczekalni, w której wcześniej zauważyłam automat z gorącymi napojami. Kupiłam herbatę cytrynową i, popijając ją, zajęłam miejsce, na którym wcześniej siedział Malik. Dalej nie rozumiem, jak to się stało, że nie przeszkadza mi towarzystwo przyjaciela chłopaka, który mnie tak bardzo zranił. 
Nie miałam co robić, więc wzięłam ze stojącego obok stolika magazyn. Przeglądając kolejne strony czasopisma, doczekałam się w końcu powrotu Zayna z sali. Nie wyglądał najlepiej z kulami, które pomagały mu w poruszaniu się. Całe szczęście okazało się, że tylko skręcił kostkę, ale musiał odciążyć nogę. Nie komentując już nic, skierowaliśmy się pod rozsuwane drzwi, lecz chłopak zatrzymał się, by poczekać aż po niego podjadę. Podążając do pojazdu, zapaliłam papierosa. Gdy tylko skończyłam, uruchomiłam silnik i wyjechałam z parkingu. Chwilę potem brunet zajął miejsce pasażera, wcześniej chowając na szybko kule na tylne siedzenia. 
Tym razem ominęliśmy korki uliczne i szybko znaleźliśmy się pod naszymi domami. Powiedziałam Malikowi, żeby lepiej wymyślił jakąś dobrą historyjkę, którą sprzeda swym koleżkom. Poprosił mnie jeszcze, żebym schowała drabinę do siebie, bo przecież on jest tak poszkodowany, że nawet tyłka mu się nie chce po nią ruszyć. Podczas otwierania drzwi, do mych uszu dobiegł dziwny odgłos. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój brzuch domaga się pożywienia. Chcąc zaspokoić głód, pierwsze, co zrobiłam, to udałam się do kuchni, by przygotować sobie już obiad, gdyż na zegarze właśnie wybiła godzina 14. W czasie, gdy przyrządzałam spaghetti, poczułam wibracje w lewej kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiła się postać blondynki, która kierowała środkowy palec w moją stronę. Tak, to było zdjęcie z naszej ostatniej imprezy, na której nie byłyśmy zbytnio trzeźwe. 
Vanessa oświadczyła, że wpadnie koło 20. Po drodze planuje jeszcze, jak to stwierdziła zrobić małe zakupy na damską imprezkę. Porozmawiałyśmy jeszcze o tym, co będziemy robić i nie mogąc się już doczekać spędzenia weekendu z przyjaciółką, zajęłam się z powrotem przygotowanym daniem.


*Zayn*

Muszę przyznać, że jestem szczęściarzem. W domu nie zastałem nikogo. Chłopcy zostawili mi karteczkę na stole w kuchni. Dowiedziałem się z niej, że wszyscy pojechali do studia, by przesłuchać nowe kawałki, a później wybierają się na mecz do Eda Sheerana. Znając życie, to przed 2 nie wrócą, ale chociaż Liam się ożywi. Chyba nawet nie zauważyli drabiny, bo nic o niej nie wspomnieli. 
Przeniosłem wzrok z sufitu na zegar, wiszący na przeciwnej ścianie. Dobiegała godzina 23, a ja wciąż leżałem na kanapie w salonie, gdyż nie chciało mi się męczyć z wychodzeniem po schodach. Nie miałem co ze sobą zrobić, więc włączyłem pierwszy lepszy program, trafiłem na Ekipę z New Jersey. Wyłożyłem chorą nogę na stolik i pogrążyłem się w reality show. 
Powieki mi się już same zamykały i powoli zapadałem w sen, dlatego gdy usłyszałem głośne krzyki, które miałem ustawione jako dzwonek na telefonie, prawie spadłem na podłogę i to po raz drugi dzisiejszego dnia. Otrząsnąłem się z szoku i, nie spoglądając nawet na wyświetlacz, przyłożyłem urządzenie do ucha.

- Słucham? - Spytałem zaspanym głosem.
- O, hej Zaynie co porabiasz? - Myślałem, że padnę ze śmiechu, gdy usłyszałem rozbawiony i pijany bełkot dziewczyny.
- Chyba ktoś tu nieźle zabalował? - Zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna chichrała się, jakbym powiedział jakiś dobry suchar.
- Kto? Jest gdzieś impreza? Idziemy? - Rachel nie mogła przestać zadawać kolejnych pytań.
- Spokojnie, młoda. - Przerwałem jej rozbawiony całą sytuacją. - Na początek powiedz mi w jakiej sprawie do mnie dzwonisz, bo zapewne nie robisz tego bez powodu.
- Aa... No tak, byłabym zapomniała! - Wykrzyczała do słuchawki, na co odruchowo odsunąłem urządzenie od ucha. - Moooożesz mi pomóc? - Spytała niewinnym głosikiem, co było bardzo podejrzane. 
- Co się stało? 
- Przyjdź do mnie, to Ci powiem. 

I tak byłem sam w domu, więc zgodziłem się i podpierając się na kulach, poszedłem, a właściwie pokuśtykałem do sąsiadki. Bez pukania wszedłem do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to mega bałagan panujący w salonie: porozrzucane butelki z piwem, szampanem, chipsy, popcorn, żelki itd. Jak dwie, nastoletnie dziewczyny mogą tak zdemolować mieszkanie? Jednak wciąż rozbawiony natrafiłem w końcu na biegającą brunetkę. O mało nie wpadła na mnie, co mogłoby się źle skończyć dla naszej dwójki. Puszczając kule i utrzymując ciężar swojego ciała na jednej kończynie, złapałem dziewczynę za ramiona, by ta się uspokoiła.

- O, przyszedłeś! - Uradowała się i przytuliła do mnie, co było nie małym zaskoczeniem dla mnie. Ale za pewne było to spowodowane ilością procentów krążących w jej żyłach. 
- Wzywałaś pomocy, więc nie mogłem zostawić niewiasty w potrzebie - poruszałem zalotnie brwiami. - To powiesz mi w końcu, w jakiej ważnej sprawie mnie wzywałaś? 
- No, bo... - jej policzki zalał gorący rumieniec. - Bo Vanessa mi się gdzieś zapodziała. - Na jej twarzy pojawił się grymas. Wyglądała, jak małe dziecko, któremu rodzice nie chcą kupić nowej zabawki. 
- Zaraz, jak to Ci się zapodziała? - Mój wzrok spoczął na jej oczach, wyczekując wyjaśnień.
- Normalnie. - Założyła rękę na rękę. - Bawiłyśmy się w chowanego i nie mogę jej znaleźć. - Oczy powiększyły mi się dwukrotnie, a usta rozchyliły. W tym momencie mogłem jedynie wyobrazić sobie swoją minę.
- Dobra, nie będę wnikał. - Zaśmiałem się, co rozluźniło sytuację.

Wraz z Rachel rozpoczęliśmy poszukiwania jej koleżanki. W końcu nie mogła zniknąć. Rozdzieliliśmy się, ja zająłem się parterem, a Rachel piętrem. Zajrzałem chyba w każdy zakamarek. Nawet do szafek, co nie miało najmniejszego sensu. Po jakiś 40 minutach poszukiwań, Rachel uznała, że to nie ma sensu i, że pewnie Vanessa poszła do domu. Powiedziała mi jeszcze, że zapomniała o drabinie i dopiero teraz ją schowała. Obawiała się, że chłopcy ją zauważyli, ale dałem jej do zrozumienia, że tak się nie stało. Ale nawet to, że tak długo krzątaliśmy się po domu dziewczyny, ona dalej nie wytrzeźwiała i była w świetnym humorze. 
Po nieudanej akcji ratowniczej skierowaliśmy się do salonu, by pooglądać jakieś filmy. Rachel cały czas opowiadała, jaką to Vanessa jest wspaniałą znajomą i jakie odpały robią razem w szkole. Nawet się nie zorientowałem, a była już 3.23.

- Będę już się zbierał. - Oznajmiłem sąsiadce i podniosłem się z miejsca, lecz ona złapała mnie za rękę.
- Zostań, boję się być sama. - Spojrzała na mnie takim smutnym wyrazem, że aż mi się jej żal zrobiło.
- Jesteś pewna? - Spytałem niepewnie, na co ona pokiwała ochoczo głową. - W takim razie, przesuń się trochę. - Dziewczyna posłuchała i przykryła nas kocem, który leżał od początku na oparciu.

*Harry*

Spędzałem najlepszą noc w życiu, z nikim inny, jak z Emmą Watson. Wtuliła się we mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Do mych nozdrzy dotarł przepiękny zapach truskawkowego szamponu do włosy. Zacząłem się bawić kosmykami jej włosów, co wyraźnie się jej podobało, gdyż wydawała ciche pomruki. Już miałem zadać jej bardzo ważne pytanie, gdy oberwałem czymś w twarz.
Otworzyłem oczy i od razu wydałem z siebie przeraźliwy wrzask. Blondynka, która spała obok, a właściwie na mnie, obudziła się i wydarła się na cały głos.

- Kim Ty jesteś i co robisz w moim łóżku?! - Była rozebrana do samej bielizny, więc zaczęła się przykrywać kołdrą.
- Po pierwsze, to z tego co pamiętam to jest mój pokój! Mój dom! I moje łóżko! - Odkrzyknąłem jej i wskazałem na pościel. - A tego bym nie ruszał, bo od razu mówię, że śpię na waleta. - Wredny uśmieszek zagościł na mej twarzy, a dziewczyna wydała z siebie głośne "Fuuuj".
- Popierdolony jesteś czy jaki? Zresztą nieważne. Którędy do wyjścia? – Spytała, zbierając po drodze ubrania, które jednak się znalazły.
- Sama sobie poradź. - Wzruszyłem ramionami, by podenerwować nocną partnerkę. Ona natomiast ściągnęła gumkę, którą miała spięte włosy i naciągając ją, rzuciła prosto w moje oko. - Pożałujesz tego . - Zerwałem się z miejsca z kołdrą, by jednak nie pokazywać, co jest pod nią, ale blondynka roześmiana podeszła do drzwi i otwierając je wpadła na Louisa.
- O dzień doberek. - Przywitał się uśmiechnięty od ucha do ucha. - Widzę, że Harry poszarżował sobie w nocy.
- Spadaj, już się zbieram. - Mruknęła i ominęła go w drzwiach.
- Kto to był? - Lou wskoczył na moje łóżko, jak miał w zwyczaju robić.
- Żebym ja to wiedział. - Odpowiedziałem szczerze. Ciekawi mnie tylko, co to za dziewczyna i jak się tu dostała. Czyżby jakaś napalona fanka włamała się nam do domu? Ale przecież nie wyglądała nawet na taką, która by wiedziała kim jesteśmy. 


20 komentarzy = następny rozdział

__________

Hejka Misiaki tu Aśka. ;* Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział, który dla odmiany jest weselszy od wcześniejszych. :) Słuchałyście już Take Me Home? ♥ Jak wrażenia, która piosenka podoba wam się najbardziej? :D Piszcie w komentarzach. :) Ja, osobiście zakochałam się we wszystkich, ale moje dwie, takie naj naj, to Little Things i Over Again ♥ ! Jeśli chcecie, to wpadajcie do mnie na tt @asiek_xx :) x A teraz coś od mojego kochanego Louisa i Zayna ^^ My też was KOCHAMY <33 !


czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 4



Nie mogę patrzeć na to jak ona marnuje sobie życie. Nie ma nawet jeszcze siedemnastu lat. Zmieniła się nie do poznania. Gdzie zniknęła pogodna, wesoła, przyjacielska Rachel? Wiem, że w głębi duszy nadal jest taka sama. Powinna pokazywać ludziom, jaka jest naprawdę. Ale to wszystko przeze mnie. Przeze mnie na jej twarzy nie da się już dostrzec uśmiechu. Nie ukazuje już pięknych, śnieżnobiałych zębów i delikatnych dołeczków na policzkach. Nie słychać jej melodyjnego śmiechu, od którego wszystkim kąciki ust unosiły się do góry. Przeze mnie... Zraniłem ją. Chcę to naprawić. Chcę żeby dawna Rachel wróciła.
Siedzę na parapecie i wspominam nasze wspólnie spędzone chwilę. Pamiętam jak broniłem ją przed chłopcami, którzy jej dokuczali, jak pocieszałem gdy umarła jej rybka "Solo". Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Jest jedyną osobą, której mogłem powiedzieć wszystko, bez wyjątku. Nie musiałem się bać, że komuś rozpowie moje tajemnice lub wyśmieje moje problemy. 
Przyłożyłem policzek do zimnej szyby i patrzyłem co dzieje się na naszej ulicy. Nie działo się nic... Kompletnie nic. Co może się dziać o trzeciej w nocy, kiedy Liam Payne nie może spać?
Wtedy pod dom rodziny Knight podjeżdża taksówka, a z niej wysiadają dwie dziewczyny. Obserwuję dokładnie ich każdy, najmniejszy ruch. Są totalnie pijane i ledwo trzymają się na nogach. Brunetka i blondyna. Dobrze wiem kim jest brunetka. Jest to moja mała Rachel. Upita szesnastolatka. Gdybym mógł być z nią, nigdy nie dopuściłbym do czegoś takiego. Czy wolę moje nowe życie? Wśród fanów? Jeszcze tydzień temu tak mi się wydawało. Ale sześć dni temu zobaczyłem ją. Dziewczynę, bez której nie mogę funkcjonować, którą kocham i dla której zrobiłbym wszystko. Wszystko, bez wyjątku.
Pogaduszkę dziewczyn przerwała wybiegająca z domu pani Knight. Powiedziała coś do nieznanej mi blondynki, wzięła córkę i weszła do domu.
Gdy już zniknęły mi z oczu poczułem, że moje policzki są całe mokre, a nowe łzy dalej wypływają mi z oczu. Biorąc poduszkę, przytuliłem ją pochlipując co chwile, jak małe dziecko. Straszne jest życie ze świadomością, że osoba, którą kochasz nienawidzi cię.
Teraz dopiero czuję to, co ona czuła, gdy wyjechałem... Pustkę, samotność, strach przed każdym nowym dniem bez niej. Gdybym mógł cofnąć czas, zmieniłbym wszystko. Nie pozwoliłbym, żeby ktoś przeze mnie się tak pogorszył.
Po godzinie bezczynnego obwiniania się za wszystko co się stało, poszedłem spać. Denerwuję się. Denerwuję się, że Rachel mi nie wybaczy. Ale to musi zadziałać... Nie może coś nie wypalić. Chcę, żeby się udało. W tym momencie niczego nie pragnę bardziej. Plan A zadziała. Musi zadziałać.

*Rachel*

Rano obudził mnie budzik oznajmiając, że muszę się zbierać do szkoły. Kolejny nieprzydatny, stracony dzień. Z ogromnym bólem głowy zwlekłam się z łóżka i poszłam do szafy z ubraniami. Wyjęłam bieliznę, jakąś bluzkę, szarą bluzę i jasne jeansy. Następnie skierowałam się do łazienki. Gdy zobaczyłam się w lustrze momentalnie się skrzywiłam. Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu? Podpuchnięte oczy, rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. Zdjęłam ubranie z wczoraj i weszłam pod prysznic.
Półgodzinny prysznic trochę mi pomógł. Gdy wyszłam, ubrałam się, po czym wysuszyłam włosy. Nie chciało mi się ich prostować, więc związałam je w niedbałego koka. Jak każdego dnia pomalowałam się, po czym byłam gotowa do szkoły. Wyszłam z łazienki i z pokoju zgarniając przy okazji mój plecak. Na dole czekała już mama.

- Nie pytałaś się czy możesz gdzieś wyjść wczoraj. Wiesz jak się denerwowaliśmy? - Zaczęła oburzona.
- Wy też się mnie nie pytaliście czy chcę się przeprowadzić. Śpieszę się.

Nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z domu. Żeby dotrzymać tradycji musiałam dopiero za kilka minut wyjechać, żeby się spóźnić. Oparłam się o maskę samochodu i odpaliłam papierosa. Tego mi właśnie było potrzeba. Potrzeba mi tego kilka razy dziennie od ponad roku. Nie wiem co ma w sobie to świństwo, że tak uzależnia.

Przeżyłam już biologię, geografię, matematykę i historię. Jeszcze tylko dwa w-f'y i do domku. Na te ostatnie lekcje akurat się cieszyłam. Dzisiaj wreszcie będziemy ćwiczyć, bo w zeszłym tygodniu było gadanie o tych zasadach i w ogóle.
Już przebrane w nasze stroje, czyli niebieski koszulki i krótkie czarne spodenki weszłyśmy na hale sportową.

- Co to?! Mamy mieć razem lekcje?! - Pytałam oburzona nauczycielki, gdy tylko zobaczyłam chłopców.
- Tak. Coś nie pasuje panno... - spojrzała na kartkę - Knight?
- Wszystko ok. - uśmiechnęłam się. - To może piłka nożna?

Nauczycielka się zdziwiła, ale zgodziła. Oczywiście wolę siatkówkę, ale piłka nożna to moja mocna strona. Zawsze grałam z... Liamem. Byłam najlepsza z całej klasy, nawet lepsza od chłopców.
Podzieliliśmy się na drużyny. Większość dziewczyn nie ćwiczyła, bo uznały, że ten sport jest zbyt męski.
- Pokażemy im jak się gra! Nie Rachel?! - Zapytała mnie Vanessa, a ja przybiłam jej piątkę.

Po kilku minutach gra się zaczęła. Widziałam, ze wszyscy byli w szoku. Bez obrazy dla nich, ale w mojej dawnej szkole wszyscy grali lepiej. Gdy biegłam już do bramki i miałam strzelać, usłyszałam gwizdek.

- Co jest?! - Wydarłam się wkurzona.
- Cii... - Powiedzieli wszyscy.
Wtedy usłyszałam, że ktoś, coś gada przez radio szkolne.
- Hej... Tu Liam Payne.

To imię i nazwisko znowu wywołało ukucie w moim sercu. Ten głos... Sprawiał, że wszystkie wspomnienia wracały. Po samym przedstawianiu miałam łzy w oczach, ale nie pozwalałam im się wydostać.
Usiadłam na podłodze, tak jak większość z grających.

- Zastanawiacie się czemu przerywam wam lekcje. A więc... Zacznę od początku.
Popatrzyłam po klasie. Chłopcy byli zaciekawieni a dziewczyny podniecone.
- Jestem tutaj żeby prosić jedną osobę o wybaczenie. Nikt o niej nie wie. Poznaliśmy się, gdy miałem dwanaście lat, a ona dziesięć. Zaprzyjaźniliśmy się. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko. - zrobił długą pauzę.

Dziewczyny patrzyły po sobie zaciekawione, tak samo zresztą jak chłopcy i nauczycielka. Nie wiedziałam, co robić. Nie mam najmniejszej ochoty słuchać tego głosu...

- Ona namówiła mnie do występu w x factorze. To tylko jej mogę zawdzięczać, że jestem 1/5 One Direction. Obiecaliśmy sobie przyjaźń na zawsze. Tyle że... - z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, głos mu się coraz bardziej łamał. - Nie dotrzymałem obietnicy. Zostawiłem ją przez własną głupotę. Dopiero teraz dotarło do mnie, ile wycierpiała przez te dwa lata... - Albo mi się wydaje, albo Liam właśnie mówi przez łzy, których nikt nie widzi.
Zakryłam dłońmi twarz i zaczęłam cicho płakać. Wszyscy byli tak zaciekawieni, że nie zwrócili na mnie uwagi.
- Ona nie chce mnie wysłuchać na osobności, więc próbuję inaczej. Wiedz, że jeśli mógłbym cofnąć czas, nie zostawiłbym cię... nigdy. - Ostatnie słowo wypowiedział ledwo słyszalnie. - Był to największy błąd w moim życiu. Nie mogę teraz patrzeć jak przeze mnie cierpisz. Jak zmieniłaś się nie do poznania. Wybacz mi... Proszę... Rachel.
Cała klasa popatrzyła na mnie, a ja wstałam.
- To o Tobie? - Zapytał jeden z chłopców.
Nic nie odpowiedziałam tylko zaczęłam zmierzać ku wyjściu z sali.
- Rachel stój! - Wołała nauczycielka.
Wyszłam na korytarz, a ta biegła za mną. Nie myślałam o niczym innym, niż o wydostaniu się z tej szkoły.
- Nie łaź za mną! - Krzyknęłam do niej przez łzy.
- Jak ty się wyrażasz?! - Spytała zezłoszczona wuefistka.
Nic nie odpowiedziałam tylko szłam dalej.
- Rachel... Stój - Powiedziała już opanowanym głosem, a ja się do niej odwróciłam
- Nie rozumie pani? Ja go kochałam, był moim przyjacielem, a on mnie zostawił! I teraz wrócił.... Ja... nie potrafię.
Dławiłam się własnymi łzami. Zobaczyłam, że w naszym kierunku biegnie ten cały zespolik.
- Rachel! - Krzyknął Liam i próbował mnie przytulić.
- Zostaw mnie! Nie chcę cię znać! - Zaczęłam się szarpać i wyrywać z objęć chłopaka. - Czy Ty nie rozumiesz, że ja Ci NIE wybaczę?!

Wszyscy chłopcy patrzyli na mnie takim smutnym wzrokiem. Odwróciłam się do nich plecami i poszłam w kierunku wyjścia. Gdy znalazłam się już przed szkołą, usiadłam na betonowym murku. Było mi dość zimno i nie miałam ze sobą żadnych rzeczy. Jedyne czego teraz chciałam, to zapalić. Niestety nie miałam takiej możliwości.

Po kilku minutach usłyszałam, że ktoś wychodzi ze szkoły. Był to ten cały Zayn.
- Masz fajki ? - zapytałam na start
Nic nie mówiąc wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i podał mi jednego wraz z zapalniczką. Sam też zapalił.
- Jakby co, to nie ode mnie to masz. - Uprzedził mnie. - Chłopcy nawet nie wiedzą, że rozmawialiśmy. Zaraz namawialiby mnie, żebym cię prosił żebyś wybaczyła Liamowi.
- Tak właściwie to czemu tego nie robisz? - Otarłam spływające po twarzy łzy.
- To twoja decyzja i, to Liam musi zapracować na twoje wybaczenie. Nie będę ci mówił jak Liam się stara, bo to nie ma sensu... W sumie to i tak się dowiedzą, że rozmawialiśmy. - Brunet wyjął paczkę chusteczek, którą mi podał.
- Skąd? - Zdezorientowana otarłam policzki.
- Widzisz tamtego gościa? - Pokazał na jakiegoś faceta z aparatem. - To paparazzi.
- Ja pieprze. Ja tam idę do domu.
- A rzeczy?
- Nie wiem. Może Vanessa mi weźmie. Zresztą, nie obchodzi mnie to.

Poddenerwowana całą sytuacją zaczęłam iść przed siebie. Nie miałam przy sobie nic, nawet kluczy, by otworzyć drzwi. Mam nadzieję, że mama będzie.
Nie mogę uwierzyć, że Payne mógł się tak zachować. Chciałam ukryć moją historię przed wszystkimi, ale on mi to uniemożliwił. Nie chcę myśleć jak teraz wszyscy w szkole będą na mnie patrzeć.
Po około pół godziny szybkiego marszu doszłam pod dom. Powoli wchodziłam na każdy schodek prowadzący do wejścia. W końcu nacisnęłam dzwonek. Gdy miałam już odchodzić, usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka.

- Rachel? Co ty tu robisz? - Zapytała mama na start, lustrując mnie od stóp do głów. Nie odpowiadając na jej pytanie przeszłam obok niej i już po chwili zdejmowałam buty. - Jak ty w ogóle jesteś ubrana? Gdzie masz rzeczy? - Nadal nie doczekała się mojej odpowiedzi. Podeszła do mnie bliżej. - Płakałaś? Coś się stało?
- Zapytaj sąsiadów. Może ci odpowiedzą. - Syknęłam i odeszłam po schodach.
Gdy znalazłam się już w moim pokoju skierowałam się do łóżka, by spod poduszki wyjąć papierosy. Po chwili stałam w oknie paląc. Potrzebowałam tego, aby odreagować.

Myślę, a przynajmniej mam nadzieję, że nikt poza moją klasą nie dowie się, że chodzi o mnie. Nie chcę być wytykana palcami. Zgaduję, że teraz znajdzie się przypadkowo kilka dziewczyn, które będą chciały się ze mną zaprzyjaźnić.
Nie potrzebnie przyjeżdżaliśmy do Londynu... Nie potrzebnie zaprzyjaźniłam się z Liamem. Gdyby nie on, moje życie byłoby pewnie teraz wesołe, kolorowe i bez tylu problemów. Nie mogłam jednak przewidzieć, że on mnie zostawi. Gdy już przyjechaliśmy do Londynu, miałam nadzieję, że nie będę musiała z nim nawet rozmawiać. Przypuszczałam, że będzie udawał, że mnie nie zna, ale jednak jest całkiem inaczej. Może gdyby ktoś inny był na moim miejscu, to by mu wybaczył, ale ja nie potrafię. To on sprawił, że te dwa lata były najgorszym okresem w moim życiu. Po części miałam jednak w tym swój wkład. To ja kazałam mu jechać na przesłuchania do tego X-Factora. Gdyby nie to, pewnie siedzielibyśmy teraz w szkole i wyczekiwali przerwy, tylko po to, żeby się spotkać...
Znowu to robię... Zastanawiam się "Co by było gdyby?". Obiecałam, że nie będę tak już więcej rozmyślać, ale ciągle sama siebie na tym przyłapuję.
Gdy zakańczałam już papierosa, pod dom sąsiadów podjechał czarny van. Wysiadali z niego po kolei chłopcy. Payne od razu poszedł do domu, a inni szli za nim. Na końcu był Zayn, który właśnie odwrócił się w stronę mojego okna. Zaczął pokazywać jakieś dziwne znaki, z których nic nie rozumiałam. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi, więc pokazałam palcem na jego okno. Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo pokiwał głową.
Czekałam jakieś dziesięć minut, aż okno na wprost mnie, zostało otwarte, a w nim zobaczyłam Mulata.

- Co jest? Tak machałeś tymi łapskami. - Mówiłam dość oschle, gdyż dalej nie miałam ochoty, na żadne konwersacje.
- Mam twoje rzeczy. - Podniósł czarną torbę, szczrząc się przy tym, jak jakiś wariat.
- Skąd? Jak je wziąłeś? - Nie ukrywam, że byłam bardzo zaskoczona.
- Nie było łatwo, więc będziesz mnie jeszcze kiedyś po rękach całować... - Poruszał zabawnie brwiami.
- Tak serio, to po prostu poszedłem do tej babki od wf-u.
- Ale chłopcy nie wiedzą?
- Nie..

Zayn wziął się za przerzucanie torby. Ledwo ją złapałam, ponieważ ten chłopak nie ma zbyt dobrego cela. Podziękowałam mu, po czym znów zaczęliśmy rozmawiać.
Nasza pogawędka trwała jakieś pół godziny i trwałaby pewnie dłużej, gdyby nie jakiś chłopak, którego włosy przypominają mopa, wszedł do pokoju. Miałam szczęście, bo mnie nie zauważył.
Wyjęłam wszystkie rzeczy z torby, po czym wzięłam do ręki telefon. Jedna wiadomość od Vanessy. "Gdzie jesteś? Nie wiem o co chodzi i nic nie rozumiem...". Po chwili namysłu odpisałam "To wszystko jest strasznie skomplikowane i ciężkie dla mnie. Nie chcę z nikim o tym rozmawiać. Jestem w domu. Jak chcesz to przyjdź do mnie.". 
Van mi nie odpisała więc nie wiedziałam, czy mam się jej spodziewać czy nie.
Już z godzinę leżałam z słuchawkami w uszach, gdy zobaczyłam, że drzwi od mojego pokoju otwierają się. Zmieniłam pozycję na siedzącą i pokazałam blondynce, żeby się usadowiła obok mnie.

- Hej Knight. O co chodziło na tym wf'ie? - Zapytała na start, lecz słychać było, że wypowiada te słowa niepewnie.
- Przecież słyszałaś. Weźmy o tym nie gadajmy. - Posłałam jej udawany uśmiech.
Jak to zwykle my zaczęłyśmy się wygłupiać i wymyślać kolejne plany, jak zdenerwować nauczycieli. Znamy się lepiej dopiero od czterech dni, a już byłyśmy kilka razy u dyrektora. Po akcji ze szczurami zadzwonili nawet do naszych rodziców.

*Oczami Louisa*

Całą trójką zrezygnowani siedzieliśmy w salonie. Liam, jak to zwykle robi od tygodnia, siedział w pokoju i prawdopodobnie płakał. Jest mi go strasznie żal. Zayn chyba rozmawiał u góry z kimś przez telefon, bo co chwilę albo się śmiał, albo krzyczał różne głupoty. Ten, to człowiek wesoły i bez zmartwień. Wszyscy się strasznie przejmujemy Paynem, a on zachowuje się, jakby wszystko było w najlepszym porządku.

- Co robimy? - Zapytał ochrypłym głosem Harry.
- Plan B? - Wypaliłem, bo chyba musimy mój ostatni, swoją drogą nie mam pojęcia czemu, ale nieudany plan, kontynuować.

Chłopcy zgodnie pokiwali głowami. Każdy z nas starał się pomóc, by Liam pogodził się z tą dziewczyną. Szczerze mówiąc nie rozumiem jej. Wiem, że Li ją skrzywdził, ale przecież żałuje i próbuje ją odzyskać.
Po schodach zszedł Zaynster i poprawiając swoją grzywkę, usiadł na fotelu naprzeciwko mnie.

- Co uważacie o tej Rachel? - Zapytał nas blondynek zajadając się kanapką z tuńczykiem.
Bez zastanawiania się czy mam rację, zacząłem wygłaszać mój monolog.
- Denerwuje mnie. Zachowuje się, jak jakaś rozpieszczona księżniczka. Nie może wybaczyć, tylko jeszcze bardziej dobija Liama. Wiadomo, że jest zła... No, ale ile można? Oczywiście chcę, żeby się pogodzili, ale mam jej już dość. Chcę, żeby nasz przyjaciel był szczęśliwy, ale oni są całkowicie inni. Porównajcie ich zachowanie. Liam cichy, spokojny, a ona buntowniczka. Mi osobiście nie przypadła do gustu.

Hazza i Niall pokiwali głową na potwierdzenie, a Zayn zachowywał się jakoś dziwnie. Widać było, że w środku, aż go rozszarpuje, aby coś powiedzieć, jednak uporczywie siedział cicho. Po jakiś 30 sekundach nie wytrzymał.

- Nie mów tak. - Mówiąc to całkowicie spokojnie, zmierzył mnie groźnie wzrokiem. - Nie znacie jej, więc nie macie prawa tak mówić. Pomyślcie, jak wy byście się czuli, gdybym to ja teraz odszedł, nie odzywał się do was i nagle po dwóch latach domagał się, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi. Nic o niej nie wiecie, a ją oceniacie. Postawcie się w jej sytuacji, a nie, że księżniczka.

Zorientowałem się, że Zayn miał w stu procentach rację. Nie mamy prawa jej oceniać, bo jej nie znamy...
Zawstydzony słowami, które niedawno padły z moich ust, spuściłem głowę w dół i zawzięcie wpatrywałem się w moje bose stopy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Nawet nie miałem odwagi przyznać się, że Malik ma rację.

Usłyszałem, że Zayn wstaje, ale mimo to nadal siedziałem cicho.
- Gdzie idziesz? - Zapytał w końcu Styles, gdy ten już wchodził na schody.
- Do Liama. - Po jego głosie już wiedziałem, że jest trochę zdenerwowany.

Wstałem i poszedłem za nim, a za mną pozostała dwójka.
Liam leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Jego zaczerwienione oczy i jeszcze mokre policzki zdradzały, że chwilę przed naszym przyjściem płakał. Usiadłem obok niego i położyłem dłoń na jego ramieniu.

- Odzyskasz ją Liam... Uda się. Pomożemy Ci. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy.
- Ale.. Ja.. Nie...Widzieliście jak dzisiaj się zachowywała ? Ona... Ona się zmieniła i to przeze mnie... Nie uśmiecha się... nie śmieje się... Ja nie wiem co mam robić.
- Liam... - zaczął Zayn siadając obok - Jestem pewny, że ona się uśmiecha i śmieje jak zawsze, tylko my tego nie widzimy. Myślę, że w głębi jest taka sama tylko udaje inną. Po prostu boi się zaufać innym... Musisz przywrócić dawną Rachel, a my Ci w tym pomożemy.
Myślałem wcześniej, że Zayn się tym nie przejmuje... Znowu się myliłem. Sam nie wiem czemu, ale jego słowa mnie wzruszyły.
- Dokładnie... Jeśli plan B się nie uda, będziemy próbować, dopóki nie skończą się literki w alfabecie. - dopowiedział Niall wskakują przy tym na Payna i przytulając się do niego.

Jak zwykle zaczęliśmy się przepychać, co za skutkowało tym, że wszyscy leżeliśmy na podłodze. Dopiero po dwudziestu minutach udało nam się ogarnąć naszą głupawkę.
Harry objaśnił nam dokładnie plan. Jedna osoba musiała iść porozmawiać z państwem Knight, ale jakoś niezbyt mieliśmy odwagę. W końcu ja się zdeklarowałem do tego. Nasz plan mieliśmy zacząć za cztery dni.