wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 14



Siedziałam na mięciutkim dywanie w salonie i razem z mały Dylanem budowaliśmy, albo raczej próbowaliśmy budować, zamek z klocków, czemu Tiffany uważnie się przyglądała. Już od czterech dni pomagałam jej w opiece nad synkiem. Każdy dzień wyglądał tak samo: szkoła, opieka nad Dylanem, sen. W sumie nie miałam teraz żadnych innych, ciekawych zajęć, więc nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się, że mogę pomóc cioci. Okazało się, że Tiffany będzie u nas mieszkać jeszcze jakiś czas, póki nie wynajmie własnego mieszkania. Naprawdę współczuję tej kobiecie, że w tak młodym wieku została samotną matką. Po śmierci moich dziadków - jej i mojego taty rodziców - została w Irlandii i zamieszkała ze swoim chłopakiem. Mój ojciec był temu przeciwny, ale nie mógł nic zrobić, gdyż miała ukończone osiemnaście lat. Niemal od razu zaszła w ciążę. Żeby ojciec się nie dowiedział, całkowicie zerwała kontakt z całą rodziną. Na początku pomagał jej chłopak. Zarabiał na ich utrzymanie, ale po jakiś czasie stwierdził, że " go to przerasta" i zostawił ich samych. Logiczne, że Tiffany nie mogła sobie sama poradzić, więc poprosiła o pomoc ojca.

- Ładnie razem wyglądacie. - Stwierdziła brunetka z uśmiechem wymalowanym na twarzy.  - Strasznie Ci dziękuję za to, że mi tak pomagasz z małym. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, że poświęcasz mu tyle czasu. Mogłabyś spędzać ten czas z przyjaciółmi, a nie robisz tego.
- Nie ma sprawy. - Ukazałam zęby, tworząc przy tym szczery uśmiech i już chciałam kontynuować swoją wypowiedź, lecz usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Otworzę - poinformowała mnie Tiffany, po czym w błyskawicznym tempie opuściła pokój.
- To jak mały... Może pooglądamy bajki? - Chłopczyk uroczo się zaśmiał, a następnie pokiwał główką.

Wzięłam Dylana na ręce, usiadłam na kanapie, a malca posadziłam na swoich kolanach. W czasie kiedy ja przełączałam programy, aby znaleźć coś, co mogą oglądać małe dzieci, on bawił się moimi rozpuszczonymi włosami. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju, więc mój wzrok momentalnie skierował się w kierunku drzwi.

- Kolega do ciebie - ciocia puściła mi oczko, a ja momentalnie zlustrowałam postać stojącą za nią. Ciemnowłosy chłopak miał na sobie granatowe spodnie, białą bluzkę, a na niej jasną, jeansową kurtkę.
- Cześć Zayn - powiedziałam obojętnym głosem, odwracając się do telewizor.
- Możemy porozmawiać? - Spytał siadając obok mnie.
- Jeśli chcesz. - Wzruszyłam ramionami, a ciocia wyczuwając, że między nami jest napięta atmosfera, wyszła z pokoju.
- Chciałem cię przeprosić. - Wyznał patrząc na mnie, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Mój wyraz twarzy zmienił się tylko na chwilę, gdy Dylan zaczął mnie głaskać po policzku, co było bardzo słodkie. Zaśmiałam się cicho, a chłopczyk mnie przytulił, całując w policzek. - Nie chciałem, żeby tak wyszło - kontynuował Zayn, widząc, że nie mam zamiaru się odezwać. - Wiem, że powinienem ci powiedzieć i naprawdę żałuję, że tego nie zrobiłem. Nie mogliśmy nikomu mówić o tym, że jest to związek na pokaz, ale i tak to mnie nie usprawiedliwia, bo ty jesteś moja przyjaciółką i powinnaś była znać prawdę.
- Przyjaciółką? - Zakpiłam - Przyjaciół się cały czas okłamuje?  Nie wiedziałam, że na tym polega przyjaźń. Wtedy też bym tak robiła, a nie mówiła ci całą prawdę o sobie.
Ani przez sekundę nie spojrzałam na twarz Malika. Natomiast chłopczyk, który stał na moich udach, przechylał się w kierunku sąsiada, z próbą dotknięcia jego włosów.
- Rachel... Nie o to mi chodzi.
- A o co? Zaufałam ci. Opowiedziałam całą historię mojego życia, prosiłam cię o porady, sama też ci pomagałam. A ty? Najpierw mnie okłamałeś, że to przyjaciółka i gdyby nie chłopcy, dalej bym tak myślała. Jednakże po ponad miesiącu, co się dowiaduję? A to, że nie jesteście razem, tylko udajecie po to, aby wasze zespoły były popularniejsze. Ale wiesz o co mi w tym wszystkim chodzi? - Pierwszy raz od kiedy Malik przyszedł do mnie do domu, odważyłam się spojrzeć chłopakowi w oczy. - O to, iż myślałam, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Ufałam ci i miałam nadzieję, że ty mi też.
- Bo tak jest! - Odpowiedział pewnie. - Rachel, nie bądź na mnie zła. Naprawdę Ci ufam.
- Udowodniłeś to ostatnio. - Skwitowałam, ironizując swoją wypowiedź.

Zayn chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk, wydobywający się z kieszeni moich spodni, który oznajmiał mi, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Podałam mu małego chłopczyka, który od dłuższego czasu się wyrywał, aby móc robić to, co teraz - czyli rozwalać jego, jak zwykle idealną fryzurę. W tym czasie wyciągnęłam mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętego chłopaka, z podpisem "Liam". Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, co nie uszło uwadze Zayna, który łaskotał Dylana powodując, że po całym pomieszczeniu rozniósł się słodki śmiech.

- Cześć Li! - Przywitałam się z chłopakiem, już w znacznie lepszym nastroju.
- Hej. Co tam u ciebie? Słyszę, że wesoło. - Usłyszałam śmiech przyjaciela.
- To Zayn łaskocze Dylana. Tak to wszystko w porządku.
- To dobrze. Skoro Zayn jest u ciebie, to może przyszłabyś razem z nim? Oczywiście dopiero, gdy będzie się zbierał do nas - zaproponował. - Chciałbym z tobą porozmawiać, bo za dwa dni wyjeżdżamy do Stanów i może nie być okazji.
- No dobrze. To my tak właściwie zaraz będziemy.
- To czekamy. Pa!

Rozłączyłam się i powracając do niezbyt miłego tonu głosu, powiedziałam Zaynowi o co chodzi, po czym odebrałam od niego 2-latka, który nie był z tego powodu ucieszony.

- Tiffany! - Krzyknęłam, a już po chwili do pokoju wbiegła brunetka. - Wychodzę na chwile do sąsiadów, jakby co.
- Nie ma problemu. - Obdarowała mnie uśmiechem.
- A możemy wziąć Dylana? - Zapytał mój gość, czym trochę ją zadziwił.
- Amm... Jasne.
- Może chcesz iść z nami? - Zaproponowałam jej, bo w końcu jest prawie w tym samym wieku, co oni. - Oczywiście, jeśli Zayn nie będzie miał nic przeciwko. - Dodałam, patrząc na chłopaka.
- Jasne, że nie. Chętnie poznamy naszą nową sąsiadkę. - Wyszczerzył szereg ząbków.
- Może kiedy indziej, dobrze? - Widziałam, że mówi to tylko dlatego, że jest wstydliwa, ale postanowiłam jej nie namawiać.

Ruszyliśmy wszyscy na przedpokój, a ciocia wzięła ode mnie chłopca, w celu ubrania go. Sama też zaczęłam się ubierać, ponieważ, mimo iż idziemy tylko do domu obok, jest listopad i upału na zewnątrz na pewno nie ma. Zayn wsunął tylko na swoje nogi buty i było gotowy. Powiedziałam Tiffany, że za chwilę wrócę, po czym całą trójką wyszliśmy z domu. Nie udało nam się nawet wyjść przez furtkę, a już podbiegło do nas kilkanaście dziewczyn. Zaczęły tak głośno piszczeć, że Dylan się popłakał. Zayn wszystkie je zmroził wzrokiem, a następnie wziął ode mnie chłopczyka i totalnie je ignorując, zaczął go uspokajać. Widziałam jakie fanki były tym faktem zbulwersowane, ale nic nie mówiąc, podążałam za chłopakiem. Zayn wyjął klucze z kieszeni jego kurtki i otworzył bramkę. Idąc robił jakieś dziwne miny, czym spowodował, że mały chłopiec zaczął się śmiać, całkowicie zapominając, że kilka sekund wcześniej płakał. Pociągnęłam za klamkę, ale okazało się, że chłopcy zamknęli dom. Jestem z nich dumna. Chyba pierwszy raz to zrobili. Już po chwili usłyszeliśmy dźwięk, który oznajmiał nam, że ktoś od środka otwiera drzwi. Po kilku sekundach stał przed nami uśmiechnięty Harry.

- Hej! Widzę, że się pogodziliście. - Stwierdził, a my mu nic nie odpowiedzieliśmy, tylko w ciszy zaczęliśmy się rozbierać. - Czyli nie?
- Nie jesteśmy pokłóceni. - Odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. - Po prostu relacje między nami, nieco się pogorszyły. - Dodałam po czym zabrałam się za ściąganie kurtki małego.
- Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami i poszedł do salonu, zostawiając nas samych.
- Rachel... Nie chcę, żeby nasze relacje się pogorszyły.
- Za późno. - Skierowałam się do salonu, gdyż Dylan już tam biegł. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, zobaczyłam wstających z kanapy Liama i Louisa.
- Dylan! Chodź tu do wujka Tomlinsona! - Kucnął i wystawił ręce, a już po chwili był w uścisku z rozbawionym chłopczykiem.
- Cześć. - Liam podszedł do mnie i mnie przytulił. - Chodźmy do mnie, do pokoju, ok?
- Jasne. - Zgodziłam się bez problemu. - Zaopiekujcie się tu małym! - Krzyknęłam jeszcze do chłopców, co ucieszyło w szczególności Louisa.

Poszliśmy do pokoju Payna, po drodze zahaczając o kuchnię. Wzięliśmy z niej chrupki, czekoladki i picie, ponieważ, jak to stwierdził Liam, lepiej wziąć teraz, gdy Nialla nie ma, niż później nie mieć nic.
Już w pokoju przyjaciela, rzuciłam się na łóżko rozpakowując jakieś bekonowe chrupki. Liam położył się obok mnie, po czym zajadając się niezdrowymi chrupkami, opowiadał mi o wyjeździe do Stanów. Jadą tam pojutrze, na dwa tygodnie, czyli wrócą dopiero 24 listopada. Mają różne występy, wywiady, spotkania z fanami. Z tego co opowiadał, stwierdziłam, że naprawdę muszą mieć ciężko. Wiadomo... Robią to co kochają, ale to też nie jest łatwe. Sama dobrze widzę, jak muszą udawać przed kamerami. Przed fanami są całkowicie inni. Opowiadali mi kiedyś o tym. Nie mogą zachowywać się normalnie, bo od razu są jakieś plotki. Są przyjaciółmi, a ludzie wymyślają sobie że są gejami. Naprawdę podziwiam ich, że są tacy silni i sobie z tym radzą.

- No właśnie i jeśli chodzi o tą trasę, to chciałem cię o coś zapytać... - zaczął niepewnie.
- Słucham cię - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
- No bo wiesz... Jadą z nami Eleanor i Perrie, no i pomyślałem, że może chciałabyś z nami jechać. Oczywiście mogłaby też Vanessa. - Patrzył na mnie z wyczekiwanie, a ja szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Liam... Naprawdę wiele dla mnie znaczy, że mi to proponujesz, ale ja nie mogę.
- Czemu? - Widać było, że jest rozczarowany.
- Mam szkołę i nie mogę teraz tak po prostu do niej nie chodzić.
- Załatwimy ci zwolnienie. - Przerwał mi.
- Ale nie chodzi tylko o to. Nie myśl, że nie chcę jechać. Chodzi jeszcze o to, że muszę pomagać Tiffany, a poza tym, jakoś nie uśmiecha mi się codzienne widywanie Zayna.
- Rozumiem. - Westchnął.
- Obiecuję, że jeśli jeszcze kiedyś będę miała taką możliwość, to z wami pojadę.

Postanowiliśmy jeszcze wraz z Liamem powspominać dawne czasy, oglądając zdjęcia. Cały czas się śmialiśmy, co nie było normalne. W pewnym momencie Payne pokazał mi zdjęcie, na którym leżę na Liamie, i z łyżką pełną Nutelli smaruję mu włosy. Nieszczęściem było, że akurat wtedy piłam Pepsi. Oczywiście cała zawartość napoju była już teraz nie w mojej jamie ustnej, tylko na poduszce przyjaciela. Nie mogłam opanować śmiechu, tak samo, jak Liam. Po tej walce na Nutellę, którą zdecydowanie wygrałam, chłopak bał się łyżek. Gdy tylko widział je, krzyczał i uciekał. Pamiętam to wszystko, jakby zdarzyło się wczoraj. I pomyśleć, że było to aż sześć lat temu.
Przyciągnięci naszym śmiechem przyjaciele, weszli do pokoju. Harry momentalnie do nas podbiegł, a Louis szedł powoli z Dylanem za rączkę, z miną poważnego człowieka.

- Z czego się tak śmiejecie? - Zapytał lokowaty, kładąc się obok mnie.
- Chcecie wiedzieć czemu Liam boi się łyżek? - Poruszałam brwiami.
- Nie mów im! - Liam jedną ręką zamknął mi buzię, a w drugiej nadal trzymał zdjęcie. W tym czasie obok nas usiedli Dylan i jego "wujek".
- Lili - powiedział Dylan siedzący obok, na co wszyscy spojrzeliśmy na niego zaskoczeni. - Lili - powtórzył śmiejąc się i uderzając Liama po ręce.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, chłopczyk wyjął z dłoni Payna zdjęcie i położył na łóżku udostępniając jego widok, wszystkim zgromadzonym.

Gdy chłopcy już opanowali swoją głupawkę, stwierdziłam, że muszę się już zbierać. W końcu powiedziałam Tiff, że zaraz wracam, a już ponad dwie godziny tu siedzę. Chłopcy nalegali, żebym jeszcze została, ale nie mogłam. Ubrałam najpierw siebie, a następnie małego, po czym wyszliśmy.



Chłopcy wyjechali już kilka dni temu, ale mimo to, nie dają o sobie zapomnieć. Liam do mnie dzwoni przynajmniej po dwa razy dziennie, a reszta również, chodź rzadziej. Nawet Zayn raz odważył się zadzwonić. Nasza rozmowa skończyła się jednak po niecałej minucie, gdyż skończyły nam się tematy do rozmowy. W sumie, stało się to już po zadaniu pytania przez Malika "co u ciebie?" i mojej odpowiedzi, że wszystko jest w porządku. Chciałabym, aby relacje pomiędzy mną a chłopakiem były takie, jak jeszcze dwa tygodnie temu, ale boję się. Boję się, że po raz kolejny się przed nim otworzę, a on będzie mnie okłamywał. Wydaje mi się, że teraz po tych dwóch latach stałam się ostrożniejsza i ciężko jest sprawić, abym komuś zaufała. Sama nie wiem czemu tak jest... Może nie chcę, żeby ktoś mnie zranił tak, jak kiedyś Liam?

- Dylan, masz tu stać i się nie ruszać, dobrze? - Przykucnęłam przy małym chłopczyku, a on energicznie pokiwał główką. Będąc przekonana, że mały mnie posłucha, usiadłam na wielkiej czarnej pufie. Zdjęłam swoje buty i zaczęłam przymierzać pierwsze z brzegu. Cały czas obserwowałam Dylana, który dotychczas stał spokojnie, rozglądając się po całym sklepie. Gdy już założyłam jednego buta, chłopczyk coś dojrzał i zaczął biec w tamtym kierunku. - Dylan! - Krzyknęłam zwracając uwagę kilku osób w sklepie, po czym zaczęłam za nim biec. - Mały! Zatrzymaj się! - Krzyczałam na niego, gdyż nie mogłam go dogonić przez to, że biegłam w jednym bucie, ciągnąc za sobą drugiego.

Gdy malec już miał wybiegać ze sklepu, byłam gotowa zdjąć szybko buta i nie przejmując się pozostawionymi na pufie rzeczami, rzucić się w pogoń za nim. Nagle ktoś, kto stał prze wejściem do sklepu, wziął go szybko na ręce. Spanikowana, że jest to jakiś pedofil zrobiłam to, co miałam zrobić - wyskoczyłam ze sklepu w skarpetkach. Momentalnie stanął przede mną rozśmieszony chłopak. Od razu go poznałam, gdyż chodzi ze mną do klasy, a nawet siedzi tuż przede mną.

- Cześć. - Powiedziałam lekko speszona.
- Hej. - Odpowiedział, robiąc przy tym dziwną minę i wchodząc do sklepu, dalej Trzymał chłopczyka na rękach.
- Przepraszam za małego. - Mówiąc to, podniosłam z podłogi buty, gdyż ludzie patrzyli na mnie jak na jakiegoś intruza. Kładąc je obok pufy wzięłam chłopca. - Dziękuję, że mi pomogłeś.
- Nie ma problemu Rachel. - Jego uśmiech dalej nie znikał z twarzy. Było mi trochę wstyd, że nie znam jego imienia, mimo iż chodzimy już dwa i pół miesiąca do jednej klasy. "Superman" usiadł na pufie. - Jak ma na imię? - Zapytał wskazując na chłopca, który już stał na własnych nogach.
- Dylan. Tak trochę mi głupio, że nie wiem, ale jak masz na imię? - Podrapałam się nerwowo po karku.
- Jack. Jack Harries. - Puścił mi oczko - Kupujesz te buty?
- Właśnie byłam w trakcie przymierzania, ale Dylan mi przeszkodził. - Wyjaśniłam.
- To teraz nie przeszkodzi. Daj mi Dylanka - Zaśmiał się, a ja trochę zdziwiona tym, że chłopakowi się chce w ogóle poświęcać na mnie czas, podałam mu chłopczyka.

Przymierzałam kilka par butów, przy czym cały czas towarzyszył Jack. Nie wiem czy aż tak mu się nudzi, czy chce być miły, ale jeśli to drugie, to udaje mu się. W sumie to chłopak głównie wypytywał się o mnie, o moją rodzinę, o miasto, z którego pochodzę. Mimo iż było to dla mnie trochę niezręczne, odpowiadałam na pytania zgodnie z prawdą.
W końcu kupiłam buty, które przymierzałam jako pierwsze i całą trójką wyszliśmy z galerii. Wspólnie poszliśmy na przestanek autobusowy dalej rozmawiając. Właściwie to buzie nie zamykały nam się ani na chwilę.

- Może byś chciała teraz pojechać do mnie? - Zaproponował, co mnie szczerze bardzo zdziwiło. - Poznałabyś Finna. - Uśmiechnął się zachęcająco w moim kierunku, po czym zaczął bawić się z Dylanem.
- Prawie w ogóle się nie znamy. - Uniosłam brwi do góry, a chłopak lekko się zmieszał. - Może kiedy indziej. - Dodałam widząc jego zakłopotanie.
- Jasne. - Kąciki jego pełnych ust, minimalnie uniosły się ku górze. Po chwili zobaczyliśmy, jak autobus Jacka nadjeżdża na przystanek. - Amm... No to...
- Do zobaczenia w szkole? - Bardziej zapytałam niż stwierdziłam.
- Do zobaczenia. - Ostatni raz się na mnie popatrzył i wsiadł do pojazdu, machając do mnie i Dylana.

Usiadłam na ławeczce i oczekując na mój autobus, rozmyślałam o nowo poznanym chłopaku. Zastanawiam się czemu on w ogóle chciał ze mną rozmawiać. W szkole jesteśmy z Vanessą chamskie dla wszystkich, więc ludzie raczej nas unikają. Jemu też powiedziałam kilka razy coś niemiłego, ale mimo to, nie zniechęcił się... Może jakbym zachowywała się tak, jak dzisiaj, ludzie w szkole, by mnie nawet polubili?

__________________________________
Nasze strony:

twittery:

wspólny: https://twitter.com/TeamBromancePL
Agnieszki: https://twitter.com/Aga_Damian
Asi: https://twitter.com/Joan94x

facebook: https://www.facebook.com/pages/Larry-is-just-a-Bromance-bitch/128161984019682?fref=ts

tumblr: http://teambromancepl.tumblr.com/

ask: http://teambromancepl.tumblr.com/ask

__________________________________

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 13



Ledwo słyszalne krzyki odbijały się w głowie, niczym stado koni pędzących na wyścigach. Z mych ust, automatycznie wydobył się jęk niezadowolenia, a powieki ścisnęły się najmocniej, jak się tylko dało. Ręce, które swobodnie leżały na miękkiej pościeli, teraz zasłoniły przykryte naturalną zasłoną, obolałe oczy. Szybkim gestem zaczesałam do góry włosy, które spoczywały na policzkach. Chwilę przytrzymałam dłoń przy skroni, by uspokoić szum, który przynosił niemiłosierny ból. Powoli uniosłam powieki, a światło dzienne przyćmiło mi widok. Odczekałam chwilę, by przyzwyczaić się do jasności panującej w pokoju. Gdy w końcu oczy mogły spokojnie pochłonąć widok otaczającej mnie zieleni, rozejrzałam się po wnętrzu.
Na przeciw wielkiego łoża, w którym dochodziłam do siebie, po niezapamiętanej przeze mnie nocy, znajdowały się duże, szklane drzwi, prowadzące na balkon, jak mniemam. Po mojej prawej znajdowała się para ciemnobrązowych drzwi, które były dopasowane do paneli, pokrytych niedużym, zielonym dywanikiem. Na przeciw drzwi, pod oknem, stała biała szafa z lustrem na środku oraz białe biurko, które było przyozdobione fotografiami, w ramkach o różnych odcieniach zieleni. Trawiaste ściany zdobiły półki ze statuetkami oraz  innego rodzaju nagrody.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, gdzie się znajduję. Machinalnie przekręciłam głowę na drugą połowę łóżka. Dłońmi zakryłam usta, by przez doznany szok, nie zbudzić ze snu przyjaciela. Jak najciszej i delikatniej, odsłoniłam malachitową kołdrę z ciała, a przerażenie dopadło mnie po raz kolejny, w przeciągu jakiś pięciu minut. Moje ciało okrywała sama bielizna, która składała się wyłącznie z czarnego, koronkowego biustonosza oraz szortów od kompletu. Przypomniałam sobie o osobie lekko pochrapującej przy mnie i znów przyjrzałam się jej, tym razem dokładniej. Szatyn wtulał się w poduszkę, leżąc na brzuchu. Jego umięśnione plecy były odsłonięte, co nie ułatwiało sprawy.

Podniosłam się z łóżka, lecz zaraz musiałam się podeprzeć o ramę, gdyż zawirowało mi w głowie, a widok przesłoniła ciemność. Wzięłam kilka głębokich oddechów i już w lepszym stanie zaczęłam przeszukiwanie podłogi, w celu znalezieniu wczorajszego stroju. Jednak z negatywnym rezultatem, ruszyłam do drzwi. Otworzyłam jedne z nich i jak się okazało, był to zły traf, gdyż stanęłam przed niewielką łazienką. Nie chcąc budzić chłopaka, przekroczyłam próg, zamykając za sobą drzwi, by załatwić potrzebę fizjologiczną oraz w okrągłej umywalce, przemyć ręce, a następnie twarz. Zimna woda dała mi ukojenie, sprawiając, że odcisk po wczorajszej zabawie, nie był już tak bardzo uciążliwy. Oparłam dłonie o marmur i spojrzałam w lustro. Nie mogłam sobie przypomnieć nic z wydarzeń, które działy się po konkurencji z Niallem w piciu. Jeszcze ten dziwny sen o Tiffany i jakimś dziecku, który nie daje mi spokoju.
Poczułam chłód, który postawił dęba włoski na rękach, więc opuściłam pomieszczenie oraz przestronny pokój, w celu odnalezienia swej zguby. Przechodząc przez korytarz z głową spuszczoną na stopy, wpadłam na kogoś.

- Och serio? Znowu? - Poirytowałam się, lecz gdy tylko usłyszałam swój głos, zaraz przyłożyłam dłonie do uszu.
- Widzę, że kacyk męczy. - Usłyszałam roześmiany głos Hazzy, więc spojrzałam na niego odrywając dłonie. - Ładny strój. - Podniósł brwi do góry.
- Lepszy od Twojego. - Skwitowałam wystawiając przy tym język. - Kto normalny chodzi w butach po domu? - Skrzyżowałam ręce pod piersiami, a twarz Stylesa pokryła mocna czerwień.
- Możesz, proszę nie robić tego? - Wykrzywił twarz w grymasie. - Staram się traktować Cię, jak przyjaciółkę, a wcale mi nie pomagasz.
- O co Ci chodzi? - Chciałam go wyminąć, by zejść na dół, lecz Harry przytrzymał mnie za ramiona. - Mogę iść poszukać ubranie, czy to też Ci w czymś przeszkadza? - Rzuciłam zmęczona krótką wymianą zdań.
- Właśnie szedłem do was, by przynieść rzeczy, które wczoraj zostawiłaś w salonie. - Podał mi fioletowoczarne leginsy z wzorem w gwiazdy planetarne oraz czarną, dłuższą bokserkę. - Buty i płaszcz odstawiłem obok drzwi frontowych.
- Emm dzięki. - Wydusiłam z siebie i odbierając od niego skromny zestaw, chciałam się skierować do pokoju, w którym spałam. Jednak zatrzymałam się, przypominając sobie, że jest tam ktoś. - Jest tu gdzieś łazienka, która nie znajduje się w waszych pokojach?
- Oczywiście - Harry zaśmiał się lekko i zaprowadził mnie pod jedne z drzwi. - Przepraszam, że tak zareagowałem. - Dopowiedział zawstydzony swym zachowaniem.
- Zapomnijmy o tym. - Brunet chciał odejść, ale musiałam go o coś poprosić. - Harry?
- Tak? - Odwrócił się do mnie zmieszany.
- Poczekasz chwilę na mnie? Chciałam o czymś porozmawiać. - Właściwie, to nie wiem czemu nie ubrałam się przy nim. Zamierzałam wrócić do własnego domu, by się umyć i przerwać.
- Pewnie. - Zapewnił mnie, a ja zamknęłam za sobą drzwi.

Po chwili byłam w pełni ubrana, lecz nie czułam się odświeżona, a jedyne czego teraz pragnęłam, to ulżenie w męczarni spowodowanej kacem oraz prysznic. Na nadgarstku widniała czarna gumka do włosów, więc użyłam jej, by spiąć gęstą czuprynę w luźnego koka. Gotowa wyszłam na korytarz, gdzie czekał na mnie uśmiechnięty kolega. W jednej ręce trzymał szklankę, a w drugiej opakowanie z aspiryną. Podziękowałam mu, od razu połykając tabletkę i popijając ją napojem, ruszyłam z chłopakiem do salonu. Po drodze Harry ciągle wypytywał mnie czy aby nie jestem głodna, ale za każdym razem dziękowałam odmawiając.
Wchodząc do wielkiego pomieszczenia, dostrzegłam na sofie młodą kobietę, która łaskotała blond dziewczynkę. Chichot małej istotki sprawiał, że uśmiech sam wkradał się na usta.

- Zapomniałem Ci powiedzieć - Harry potarł kark dłonią. - Lou przyszła z Lux. - Uśmiechnął się niewinnie, a jego twarz przyozdobiły dołeczki.
- Wreszcie! - Lou, którą poznałam parę dni temu, podniosła się z miejsca, biorąc przy tym swe dziecko na ręce. - Co tak długo? - Podeszła do chłopaka i podała mu małą Lux, a do mnie się przytuliła. - Cześć skarbie - ucałowałam mnie jeszcze w policzek.
- Hej Lou - przywitałam się, odwzajemniając uścisk.
- Porozmawiałabym chętnie z wami, ale śpieszę się, a Harry obiecał zająć się dziś małą. - Pogłaskała czule córeczkę po główce. - Mam tylko nadzieję, że da sobie sam radę. Dodała puszczając oczko do mnie.
- Bardzo śmieszne, Lou. - Skwitował brunet. - Powinnaś się cieszyć, że masz takiego kochanego przyjaciela, który się zaopiekuje twoim dzieckiem, nie to co ta banda alkoholików.
- Tak, wiem, jesteś najlepszy. - Pocałowała go w policzek, a następnie Lux. - Pozdrówcie resztę! - Rzuciła na odchodne.
Harry zajął wcześniejsze miejsce stylistki, kładąc dziecko na nogach. Chciałam z nim porozmawiać, więc usiadłam na fotelu, z drugiej strony szklanego stolika, odstawiając na niego szklankę.
- Będę się streszczać, bo muszę wracać do domu. - Oznajmiłam, na co Harry pokiwał głową. - Nie wiesz może, jakim cudem znalazłam się w pokoju Liama? - Czułam jak mą twarz zalewa gorący rumieniec, więc skupiłam się na paznokciach.
- Zaniosłem cię do niego, gdy przyszłaś do nas denerwowana tym, że jest u Ciebie jakaś ciotka. - Lux pociągnęła kilka loków chłopaka, przez co musiał przechylić głowę. - Nie byłaś w stanie sama chodzić.
- O rany, to jednak Tiffany jest u nas? - Podniosłam się z miejsca.
- Nie wiem kto to, ale pewnie tak. - Chłopak zaczął podrzucać blondyneczkę, którą bardzo to cieszyło.
- A tak w ogóle, to gdzie są wszyscy? - Nawet nie wiedziałam, która jest godzina, ale nie spodziewałam się, żeby było zbyt wcześnie.
- Właściwie, to wszyscy już wyszli oprócz ciebie i Liama, który, jak mniemam nadal śpi. - Pokiwałam głową i wyminęłam stolik.
- W takim razie, będę się już zbierać, bo nie wiem, co mnie czeka w domu.

Pomachałam do Lux, która z małą pomocą Hazzy, odmachała mi. Przy drzwiach wejściowych, tak jak mówił Harry, były moje buty i płaszczyk. Założyłam je i wyszłam z ich posesji. Przemierzając kostką brukową, miałam głęboką nadzieję, iż fanki chłopców, które dzień w dzień wyczekiwały ich przed ogrodzeniem, nie staranują mnie. Przechodząc przez furtkę, zostałam napadnięta piskami i innymi odgłosami wydobywającymi się z ust dziewczyn. Chciałam uniknąć tego, gdyż lek jeszcze nie zaczął działać i ciążyło mi to bardzo. Jak najszybciej było to możliwe, przedarłam się przez tłum, który ciągle wypytywał mnie o chłopców, czy jestem z Liamem, Harrym bądź z Niallem. Nawet zostałam proszona o to, bym zrobiła sobie z nimi zdjęcia, co wprawiło mnie w osłupienie. Moim celem było dostać się do domu, a nie chwalić się znajomością ze znanym na całym świecie zespołem.

Stojąc już przed drzwiami, przeszukiwałam płaszcz z nadzieją, że schowałam do niego klucze, jednak ogarnęło mnie niemiłe rozczarowanie. Już miałam zamiar wrócić się do sąsiadów, ale jakaś siła mnie podkusiła, abym sprawdziła czy nie ma nikogo w domu. Delikatnie ścisnęłam klamkę, a drzwi uchyliły się, zapraszając mnie do sporej wielkości holu. Zamykając posesję na zamek, przeszłam do kuchni, gdzie spotkałam zabieganą 21-letnią kobietę w czarnej, eleganckiej sukience sięgającej jej ponad kolana.
Piękna, długowłosa szatynka z refleksami, o wielkich, piwnych oczach zaparzała kawę, a gdy mnie ujrzała, podeszła i uściskała.

- Wreszcie - przywitała się w jakże kulturalny sposób.
- Co Ty tu robisz? - Spytałam zmieszana, na co ciotka wykrzywiła usta w grymasie. - I powiedz, błagam, że jesteś tu sama.
- Później Ci wyjaśnię, bo teraz się śpieszę na rozmowę kwalifikacyjną. - Nalała gorący napój do kubka termicznego i wyszła z kuchni. - Dylan bawi się w salonie klockami. - Dodała ubierając przy tym buty. Wyglądała, jakby miała się przewrócić.
- Jak Dylan? Kto to? - Nie wiedziałam, co się działo, szczególnie, że działo się do w zaskakującej szybkości.
- Mój syn. Proszę cię, zajmij się nim parę godzin.
- Ale... - głos zawisł w powietrzu.
- Kocham Cię! - Wykrzyknęła i już jej nie było.

Zrezygnowana udałam się do pomieszczenia, gdzie miał czekać młodzieniec. Rodzice nigdy nie wspominali, że Tiffany ma dziecko. Wchodząc do salonu, zaburczało mi w brzuchu i to na tyle głośno, że na około dwuletni chłopiec, zaczął się śmiać i rzucać we mnie klockami. Broniłam się przed ciosami, ale nie mogłam sobie poradzić z maluchem. Nie miałam czasu na zabawianie go, gdyż musiałam się zająć sobą. Muszę spożyć jakieś śniadanie, umyć się i przede wszystkim odpocząć. Całe szczęście dziś jest sobota.
Zastanawiałam się, co zrobić z tym blond łobuzem, który urodę musiał odziedziczyć po swym ojcu.  W końcu, niewidoczna żarówka zaświeciła się nad moją głową. Jakimś cudem udało mi się wziąć chłopca na ręce i trzymając go w ramionach, opuściłam dom.


*Harry*

Wszyscy dookoła wykorzystują mnie, jakbym był chińskiej roboty zabawką. Wczoraj jako kierowca, dziś, jako niańka do dziecka. Mieliśmy całą piątką zająć się Lux, to wszyscy, oprócz śpiącego wciąż Liama, gdzieś wyszli. Właściwie, to nie wiem tylko, gdzie jest Niall, bo Zayn i Louis wybrali się do salonu tatuażu, a później mieli jechać na wywiad. W każdym bądź razie, po raz kolejny zostałem wrobiony. Oczywiście kochałem córeczkę Lou, jakby była moją własną siostrzyczką, ale dzieciom niekiedy ciężko dogodzić.
Mała ściągała właśnie ze stópek różowe, puchate skarpetki z kokardką. Dziecięcy chichot sprawiał, że w pomieszczeniu nie panowała nużąca cisza. Jednak lepiej, by było, gdyby Lux potrafiła mówić. Posadziłem ją na swych kolanach, twarzą do mnie. Blondyneczka uśmiechała się uroczo, starając się przy tym złapać garść moich loczków.

- Lux, co ty na to, żeby nauczyć cię mówić? - W odpowiedzi usłyszałem, to co wcześniej, czyli słodki chichot. - W takim razie zacznijmy od czegoś prostego. Powiedz wujek Harry.
 Czekałem aż powtórzy, ale zamiast tego usłyszałem niezrozumiałe gaworzenie.
- Wujek Harry - wypowiedziałem głośno i powoli, by zrozumiała.
- Mama - zmarszczyła czółko, robiąc dziwną minkę.
- Tyle to ja też wiem, że umiesz powiedzieć. - Świstem wypuściłem powietrze z ust. - Wujek Harry.
-  Dadadada mama.
- Nie mama, tylko wujek Harry!


Lux zareagowała automatycznie na mój krzyk i zaczęła płakać. Biorąc ją na ręce, podniosłem się z kanapy i starałem się ją uspokoić. Jednak ani śmieszne miny, ani włączenie naszej płyty nie pomagało. Nie miałem pojęcia, co robić.
Całe szczęście po schodach zszedł Liam, który widząc, co się dzieje, podszedł do mnie.

- Co jest? - Spytał biorąc ode mnie dziewczynkę.
- Nie wiem, nagle zaczęła płakać i nie mogę jej uspokoić. - Nagiąłem prawdę, ale wstyd było mi przyznać, że podniosłem głos.
- Brawo geniuszu - oddał mi Lux. - Może zmienisz jej śmierdzącego pampersa, to przestanie płakać. - Pogłaskał mała po główce i ruszył do wyjścia.
- To TO tak śmierdziało? - Zmarszczyłem nos i wyciągnąłem ręce z trzymaną w nich Lux, jak najdalej od siebie.
- Czy ja wam muszę wszystko tłumaczyć? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, gdy wiązał białe Converse.
- Tak, a w ogóle, to gdzie się wybierasz? Masz mi pomóc w opiece. - Zrezygnowany odłożyłem Lux na podłogę.
- Umówiłem się z Andym i chłopakami.

Już chciałem coś dodać, ale wyszedł z szybkim "Pa" na odchodne. I znów jestem sam. Wzdychając odwróciłem się do dziewczynki z dwoma kitkami na głowie, która wsadzała sobie gołą już stópkę do buzi. Teraz to potrafiła siedzieć cicho.

- No to chodź słońce, mama zostawiła całą torbę z pampersami. Pewnie wiedziała, co się święci.
Nie miałem pojęcia, jak się w ogóle za to zabrać. Rozłożyłem jakiś kocyk na podłodze w salonie, na niego... chyba pieluchę. Sam nie wiem, co to jest. Położyłem już rozbawioną Lux i ściągnąłem z niej kolorowe getry. Następnie zabrałem się za to, z czego bił straszny odór. Gdy tylko otworzyłem "prezent", wykrzywiłem twarz, zatykając przy tym nos palcami. Myślałem, że się pozbędę dzisiejszego śniadania.
- Och Lux, serio?! Aż taka wielka niespodzianka?
Znalazłem w torbie od Lou paczkę z mokrymi chusteczkami. Przykładając nos do ramienia, miałem wytrzeć pupę Lux, ale wpadłem na genialny pomysł.
- Lux, nie ruszaj się stąd. - Zarządziłem. - Co ja gadam, przecież ty nie rozumiesz. - Mała chichrała się na podłodze podnosząc nóżki do góry.

Wybiegłem szybko przed dom i tak, jak myślałem, stało przed nim kilka fanek. Podszedłem do nich i przywitałem się. Dziewczyny strasznie się ucieszyły.

- Mam głupią prośbę. - Potarłem dłonią kark. - Ma może któraś z was młodsze rodzeństwo?
- Ja mam roczną siostrzyczkę. - Zgłosiła się jedna, na co głupkowaty uśmieszek wstąpił na mą twarz.
- Bo widzisz, potrzebuję pomocy przy Lux. - Dziewczyny zaczęły piszczeć, jakby córeczka naszej stylistki, była jeszcze większą atrakcją ode mnie. - Pomożesz? - Spytałem z nadzieją.
- Pod warunkiem. - Mogłem się spodziewać, że to nie będzie takie proste, ale przechyliłem głowę, czekając na to, co zamierza powiedzieć. - Gdy ci pomogę, nawet domyślam się w czym - puściła perskie oko - wrócisz tu ze mną i zrobisz sobie z nami zdjęcia i rozdasz autografy wszystkim dziewczętom.

Przystanąłem na prośbę i chwilę później siedziałem na kanapie w salonie, obserwując poczynania niejakiej Kate, która przedstawiła mi się, gdy zmierzaliśmy do mojego domu. Liam pewnie byłby wściekły, gdyby się dowiedział, że wpuszczam do domu obce osoby, ale nie było go, więc mogłem robić, co mi się żywnie podobało.
Gdy Kate przewinęła Lux, podziękowałem jej i zrobiliśmy sobie wspólnie zdjęcie oraz poprosiłem ją o nick na Twittera, by ją zaobserwować. Następnie ruszyliśmy przed ogrodzenie, gdzie czekało znacznie więcej fanek niż wcześniej.

Spełniłem obietnicę i uradowany skierowałem się z Lux do willi. Jednak nie było nam dane znaleźć się w niej, gdyż usłyszałem nawoływanie mojego imienia. Odwróciłem się w stronę głosu i dostrzegłem Rachel z dzieckiem na rękach. Dobiegła do mnie cała zmachana. Kondycji to ona nie ma. Przecież mieszka zaledwie dom obok.

- Dobrze, że jesteś. - Rachel wyprzedzając mnie, przeszła przez drzwi frontowe.
- Co to za dzieciak? - Spytałem znajdując się już przy sąsiadce.
- To jest Dylan, później ci wyjaśnię. A teraz przejdźmy do rzeczy. - Postawiła chłopca na podłodze.
- Nie pytam się, jak ma na imię, tylko co on tu robi. - Lux wymachiwała rączkami i nogami, więc postawiłem ją koło kolegi.
- Tak, wiem. - Rachel zrobiła jakąś dziwną minę. - Nie wierzę, że mi to przejdzie przez język, ale... - nabrała powietrza do płuc. - Proszęmożeszsięnimzająćjakiśczas? - Spytała na jednym tchnie, co wyglądało przekomicznie. - Tak? Dzięki! - Poczochrała mi fryzurę i wybiegła z domu, zanim zdążyłem zaprotestować.
- Odpłacisz mi się! - Krzyknąłem w jej stronę. - Ech... Co ja mam z wami zrobić?

Wziąłem dwójkę dzieci za rączki i ruszyłem z nimi do salonu. Rozłożyłem zabawki i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni, by wezwać pomoc. Dzieciaki wyglądały tak słodko, że postanowiłem zrobić im zdjęcie i wstawić na Instagram. Podpisałem "Czy wszystkie dzieci wyglądają tak samo? " i udostępniłem, również na Twitterze. Ciekawe czy tym razem, ktoś zrozumie, o co mi chodzi.
Przejrzałem całą listę kontaktów i z okolic Londynu nie było za wiele osób, które mogłyby mi pomóc. Jednak zabrałem się za wydzwanianie po znajomych, nawet do Josha zadzwoniłem. Jednak wszyscy nagle znaleźli sobie jakieś zajęcie. Czy mnie naprawdę nikt nie lubi? Ostatnią osobą na liście była Vanessa... Boże, nie wierzę, że to robię.


Godzinę później

- Styles, Ty idioto! Zniszczyłeś mój rysunek! - Vanessa się wściekła, gdy wróciła z łazienki i zobaczyła, co się stało z jej dziełem. - Obiecuję ci, że kiedyś zakradnę się w nocy do twojego pokoju i ci zetnę ten busz z głowy!
- Daj spokój, to był Dylan! - Sprzeczałem się z nią.
- Ja ci dam Dylana... - zaciągnęła rękawy bluzy i wolnymi krokami zbliżała się do mnie.
Szybko wziąłem Lux na ręce i wystawiłem ją tak, by sprawiała wrażenie tarczy obronnej.
- Och serio? Będziesz się dzieckiem zasłaniał? - Usiadła obok bawiącego się lalką Niall, Dylana, więc uczyniłem to samo.

Pobawiliśmy się chwilę, a gdy Vanessie się znudziło, uznała, że się pobawi w stylistkę i przebierała Lux w stroje, które mała miała na zapas. Zmierzając do kuchni, po szklanki i sok, rozmyślałem nad tym, co Allen kombinuje. W końcu, gdy do niej zadzwoniłem, by przyjechała, od razu się zgodziła, ale powiedziała, że kiedyś będzie mi kazała COŚ zrobić, a ja będę musiał grzecznie wykonać zadanie.

Wyjąłem z lodówki karton z sokiem pomarańczowym i położyłem go na tacce ze szklankami. Wchodząc do salonu przeraziłem się. Vanessa siedziała rozłożona na kanapie, a Lux i Dylan dawali sobie całusa. Odstawiłem tacę na półce i podbiegłem do biednej dziewczynki.

- Dylan, nie wolno tak! Ona jest za młoda! - Wrzeszczałem biorąc Lux na ręce.
Chłopiec rozpłakał się, a Allen podeszła do niego, czyniąc to, co ja z blondyneczką.
- Myślałam, że tylko udajesz takiego idiotę, ale widzę, że to prawda! - Wydarła się na mnie, uspakajając dziecko.
- Ona jest za młoda, żeby się całować - powtórzyłem.
- Och daj spokój. To są tylko dzieci. Nie będą zaraz się rozbierać i szukać łóżka, żeby się po bzykać, jak ty zapewne masz w zwyczaju robić. - Stałem i patrzyłem na nią w zupełnym osłupieniu.

Miała rację. W końcu to tylko dzieci i sam nieraz dawałem Lux buziaka. Uspokoiliśmy się i wspólnie z moim wrogiem - Vanessą - nakarmiliśmy dzieci jakimiś wstrętnymi papkami w słoiczkach. Spróbowałem, żeby sprawdzić czemu nie chcą tego jeść, ale gdy to zrobiłem, od razu pozbyłem się tego z buzi. Tego nie dało się przełknąć.
Koło godziny 14.30 udało nam się ułożyć dzieciaki do snu. Nie wiedziałem zbytnio, gdzie można by było je położyć, więc zanieśliśmy je do mojego pokoju. Ułożyliśmy je na wielkim łóżku, a następnie wziąłem laptopa i zająłem miejsce, na drugim końcu łoża. Vanessa kręciła nosem, aż w końcu usiadła obok mnie, podciągając kolana do klatki piersiowej. Przypomniałem sobie o live streamie chłopców, więc włączyłem Twittera i tam już były podane linki.
Liam z Zaynem udzielali wywiadu, odpowiadając również na pytania z Facebooka i Twittera. Vanessa widząc to, zabrała mi urządzenie i założyła jakieś fake'owe konto i wysłała swoje pytanie, zmieniając swoje dane. Twierdziła, że i tak się nie przebije przez spamujące fanki, ale zaryzykowała.

- Dobrze chłopcy, a teraz część, na którą czekają wszystkie wasze fanki. - Reporter wziął do ręki tablet i zaczął przeglądać tweety.
Zadał chłopcom kilka pytań typu kiedy przylecimy całym zespołem do danego kraju? Czy ich kochają, itd.
- A teraz trochę z innej paczki. - Reporter uśmiechnął się chytrze do kamery. - Zayn, Rachel chce wiedzieć, jak często uprawiasz seks?


Malik zrobił się cały czerwony na twarzy i niestety, gdy zadawano mu to pytanie, popijał wodę i wszytko, co miał w buzi, wylądowało na biednym Louisie, który nie mógł się powstrzymać od napadu śmiechu.
Popatrzyliśmy z Vanessą po sobie i wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Przybiliśmy sobie piątki i dalej śmialiśmy się z zachowania Zayna.

- Rachel, jesteś zboczona. - Podsumował Malik, gdy już się uspokoił. - I niestety, ale nie odpowiem na to pytanie. - Uśmiechnął się zawstydzony do rozbawionego reportera.


*Rachel*

Nie wiem jak to możliwe, ale, gdy poszłam odebrać Dylana, w domu chłopców była Vanessa. Umówiłam się z Harrym, że wpadnę do nich o 20.00, więc siedzę teraz w salonie z całą piątką One Direction. Van wymigała się jakąś ważną sprawą, którą miała załatwić z mamą. Nie chciałam jej namawiać, gdyż wiedziałam, ile ją kosztowało przebywanie i to tyle czasu, w jednym domu z Harrym, i to praktycznie sam na sam.  Louis z Harrym opowiedzieli nam, co dziś wydarzyło się na wywiadzie, gdyż gdy tylko spotkałam Zayna, ten zaczął mnie obwiniać za pytanie podane na Twitterze. Być może bym tak zrobiła, jednakże nie posiadam nawet konta na tym portalu. Muszę przyznać, że miałam niezły ubaw, gdy chłopcy tłumaczyli, o co chodzi i pokazali mi filmik prezentujący plującego wodą Zayna, który już się pojawił na Youtube.
Wracałam właśnie z łazienki, gdy usłyszałam głos dziewczyny Malika.

- Menadżerowie zdecydowali, że musimy udawać parę jeszcze tylko przez dwa tygodnie. - Mówiła uradowana.
Stanęłam sparaliżowana tym, co właśnie dotarło do mych uszu.
- Tylko dwa tygodnie? - Zayn wyraźnie posmutniał, ale nie na tyle, by ktoś inny to dostrzegł. - No, to bardzo dobrze się składa. - Dodał szybko.
- Co tu się dzieje? - Spytałam wciąż nie wierząc w to, co właśnie zaszło, a spojrzenia wszystkich zgromadzonych w salonie, zostały skierowane prosto na mnie.


__________

Przepraszam, że tak długo zwlekałam z napisaniem tego rozdziału, ale nie miałam aż tyle czasu. :) Dziękujemy Wam kochane za tyle komentarzy. Jesteście najlepsze! ♥ Mamy strasznie dużo obserwatorów, za co również dziękujemy i miło by nam było, gdyby liczba komentarzy była równa liczbie osób, które czytają tego bloga. :) Ale oczywiście do niczego nie zmuszamy. Jak Wam się podoba/nie podoba rozdział? Następny poświęcony będzie Rachel, Liamowi i Zaynowi. xx





niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 12



Po ponad godzinnej rozmowie z rodzicami na temat tego, jaka to jestem leniwa i nie przykładam się do nauki, wróciłam do swojego pokoju. Zdenerwowali mnie, więc z całej siły trzasnęłam drzwiami, przez co poczułam pod nogami lekki wstrząs. Gotowało się we mnie i musiałam to jakoś odreagować. Co z tego, że już połowa semestru za mną? Co z tego, że mogę być nieklasyfikowana z trzech przedmiotów, a z dwóch innych mogę nie zdać przez oceny? Od dwóch lat tak było i nic się nie odzywali, a teraz nagle zaczęli się mną przejmować.

Gdzie byli, gdy byłam młodsza i potrzebowałam ich miłości? Gdzie byli, gdy czekałam na nich wieczorem, by poczytali mi książkę i ucałowali na dobranoc? Na pewno nie było ich przy mnie. Zamiast rodziców, zajmowała się mną ciocia Judith, która pełniła ich funkcję. Oni natomiast albo siedzieli do późna w firmie, albo wychodzili na różne bankiety, czy inne, durne spotkania snobów z naszej, jakże bogatej okolicy. Mimo iż bardzo kochałam ciocię, to nie mogła mi zastąpić rodziców, którzy z pewnością nie kochali mnie tak, jak ona. Jednak Judith odeszła trzy lata temu. Jej śmierć była najgorszym, co mi się przydarzyło w życiu. Od tego czasu zostałam kompletnie sama. Zawaliłam szkołę, zajęłam się imprezowaniem i wydawaniem pieniędzy rodziców. Nie interesowało ich nic. nawet to, że kupiłam sobie auto i jeżdżę nim bez prawa jazdy. Zawsze byli zajęci tylko sobą i rozwojem firmy. A teraz co się stało? Olśniło ich, że mają córkę i powinni się nią opiekować? Trochę za późno.

Rozwścieczona rzuciłam się ku garderobie. Zmierzając do niej, wyciągnęłam z kieszeni jasnych jeansów, najnowszy model BlackBerry, by napisać wiadomość do przyjaciółki. "Bądź gotowa za półtorej godziny pod Twoim domem. Jedziemy porządnie zaszaleć!" Wysłałam i położyłam urządzenie na szafce, którą mijałam. Nie zamierzałam się jakoś specjalnie szykować, więc z jednej półki zabrałam czarne szorty z ćwiekami, z innej biały podkoszulek z napisem Nirvana, z wieszaka ściągnęłam czarną kurtkę, a z szuflady wyciągnęłam rajtki. Z tym zestawem ruszyłam do kolejnego pomieszczenia. Napuściłam wodę do wanny i wlałam relaksujący płyn o zapachu kwiatu wiśni. Ściągnęłam stare ubranie i wrzuciłam je do wiklinowego kosza na pranie. W samym ręczniku wróciłam na chwilę do pokoju, by sprawdzić czy, nie dostałam odpowiedzi na sms'a. Nacisnęłam na jeden z przycisków i okazało się, że czeka na mnie wiadomość, którą od razu odczytałam. Przyjaciółka zgodziła się bez problemu i napisała, że nawet jej rodzice nie mają nic przeciw, a nawet jeśli, i tak by pojechała. W końcu niepierwszy raz wychodzimy od czasu poznania. Zadowolona udałam się z powrotem do łazienki, by wciąć kąpiel. Zakręciłam kurki i powoli zanurzyłam ciało w gorącej wodzie. Przyjemne ciepło rozgrzało mnie i spowodowało, że na suchych jeszcze ramionach, pojawiła się tak zwana gęsia skórka. Przymknęłam powieki i totalnie się rozluźniłam.

Gdy już byłam umyta i ubrana, wzięłam się za makijaż. Czarnym eyelinerem zrobiłam dłuższe kreski, na górnych powiekach, a rzęsy pomalowałam tego samego koloru tuszem. Na usta nałożyłam czerwoną szminkę i byłam już prawie gotowa. Zostało mi jeszcze pomalować paznokcie czerwonym lakierem. Gdy miałam się już zająć drugą, gorszą dłonią, na szafce rozbrzmiał dźwięk wibracji telefonu. Leniwie zwlekłam się z łóżka i wzięłam telefon do ręki. Odblokowałam klawiaturę. Wiadomość od nieznanego numeru. Wracając na łóżko, odczytałam treść. "Hej Vanessa, tu Niall. Wychodzimy z chłopcami do klubu, bo mamy ostatnie dni wolnego i za tydzień wylatujemy do USA. Nie chciałybyście wyskoczyć z Rachel z nami? Daj znać x." Skąd ten blondynek ma mój numer? Nie przypominam sobie, żebym mu podawała. Odpisałam adres klubu, do którego planuję zabrać brunetkę i rzuciłam urządzenie na drugi koniec łóżka, wracając do przerwanej czynności.

Zostało mi jeszcze 20 min, więc założyłam buty i kurtkę. Jednak coś mi nie pasowało w moim stroju. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam z jednej z szuflad nożyczki, którymi porozcinałam nowiutkie rajstopy. Zadowolona z efektu, spakowałam portfel i telefon do torby. Ze stolika wzięłam klucze od samochodu i bez słowa opuściłam dom. Rodzice nawet nie zauważyli, że wyszłam, gdyż już siedzieli pochowani w swoich gabinetach. Ruszyłam z podjazdu srebrnym Audi TT, które było moim oczkiem w głowie. Do Rachel miałam niedaleko, ale i tak wolałam wyruszyć wcześniej, bo pomimo później godziny, londyńskie ulice bywały często zakorkowane.
Oczywiście nie pomyliłam się i pod domem Rachel byłam 2 minuty po czasie. Dziewczyna czekała na mnie przed furtką. Czekając, aż wejdzie do pojazdu, spojrzałam w stronę domu One Direction. W niektórych pokojach świeciło się jeszcze światło, co oznaczało, że jeszcze się nie zebrali.

- Hej. - Rachel zajęła miejsce pasażera i zapięła pasy. - To gdzie się dziś wybieramy? - Dziewczyna cała promieniała.
- No siemka Knight. - Odpaliłam silnik i obrałam znany mi kierunek. - Dziś zaszalejemy, wybieramy się do klubu The Clapham Grand! - Wykrzyknęłam unosząc jedną rękę do góry.
- Am okej. - Odrzekła rozbawiona brunetka. - A może wytłumaczysz mi, jak się dostaniemy do klubu nie mając skończonych osiemnastu lat? - Spytała podejrzliwie wpatrzona w drogę. - Miejmy nadzieję, że nas policja nie zatrzyma. - Dodała zamyślona.
- Po pierwsze Rachel, to wejdziemy bez problemu. - Odwróciłam głowę w jej stronę, robiąc przy tym chytry uśmieszek. - Twoi sąsiedzi będą, więc nas wpuszczą bez problemu. - Odrzekłam zadowolona. - A po drugie, mam CB radio.
- Czyli, że będzie Harry, tak? - Na te słowa zakrztusiłam się własną śliną. - Allen uważaj, prowadzisz! - Upomniała mnie, więc się szybko ogarnęłam. - No nie przesadzaj już tak, chyba się polubiliście. - Szturchnęła mnie w bok, na co odpowiedziałam jej grymasem.
- To, że kazaliście mi ostatnio siedzieć z nim na jednej kanapie i cały czas się mnie o coś czepiał, wcale nie oznacza, że się lubimy, a wręcz przeciwnie. Nie uważasz? - Wbrew sobie zaczęłam myśleć o tym idiocie.
- No wiesz, w końcu te jego dołeczki w policzkach i zielone oczy. - Mówiła to rozmarzonym głosem specjalnie, żeby mnie nakręcić.
- A no tak, ta deformacja twarzy jest taka seksi, że aż w ogóle. - Odrzekłam spokojnie. - A te zielone oczy, jak jakieś jaszczurki, na samą myśl mam ochotę zwrócić obiad. - Udałam, że pozbywam się jedzenia z żołądka, a Rachel się tylko zaśmiała.
- Kto się czubi ten się lubi, huh? - Podsumowała zadowolona.
- Tak tak. Lepiej zadzwoń do Zayna lub Liama i spytaj, kiedy będą, bo szybko się napijemy w aucie na rozgrzewkę i chcę iść na parkiet. - Ponagliłam przyjaciółkę, by zakończyć ten nieprzyjemny dla mnie temat o Stylesie. - Swoją drogą, ciekawe kogo dziś wyrwiesz. - Poruszyłam brwiami, a po Rachel można było zauważyć, że nie domyśla się, o co mi chodzi. - Co się tak patrzysz? Zastanawiam się, z którym dziś skończysz. Czy z Paynem, czy z Malikiem. - Stałyśmy właśnie na światłach, więc mogłam się przyjrzeć reakcji przyjaciółki, która chciała coś powiedzieć, lecz się powstrzymała i zaczęła nad czymś myśleć.
- Oni są moimi przyjaciółmi. - Odpowiedziała twardo, po namyśle. - A Zayn ma dziewczynę. - Dodała szybko.
- Dziewczyna nie ściana. - Zaśmiałyśmy się. - Nie no, ta cała Perrie wydaje się spoko, po tym jak musiałyśmy z nią ostatnio pilnować tę bandę kretynów, którzy nawet dzieckiem nie potrafią się zająć, jak należy. Swoją drogą biedna ta Lux, że już od urodzenia musi patrzeć na ten krzywy ry...
- Van, daj spokój. - Rachel przerwała mi w najlepszym momencie, co skomentowałam pomrukiem niezadowolenia.
- Ech no dobra. Ale przyznasz, że dobrze mi idzie zapamiętywanie imion. - Pochwaliłam się wyczynem.
- No tak, jesteś lepsza ode mnie.

Rachel zadzwoniła do Liama, by ten poinformował nas, o której możemy się ich spodziewać w umówionym miejscu. Mieli problem, bo oczywiście Pan Wszyscymniekochajciebojestembogiemseksu, miał problem z tym, żeby być kierowcą i starali się go przekonać. Jeszcze go dziś nawet nie widziałam, a już zdążył mi popsuć humor.

Zaparkowałam samochód na jakimś parkingu, by nie mieć jutro problemu ze znalezieniem mojego skarbu.
- To co, Rachel? Coś na rozgrzewkę? - Uniosłam jedną brew do góry.
- Jeszcze pytasz? - Odpowiedziała energicznie, więc wyszłam z pojazd, by z bagażnika wyjąć połówkę czystej wódki i Pepsi, po czym wróciłam do przyjaciółki.
- Będziemy musiały sobie poradzić bez kieliszków. - Pomachałam jej przed oczyma, butelkami. - Ale my byśmy nie dały rady? - Zaśmiałyśmy się jak wariatki, a Knight odebrała ode mnie trunek.
- To nasze zdrowie Van! - Wykrzyknęła, po czym upiła dość spory łyk alkoholu.

Wykrzywiając twarz w grymasie, przepiła szybko napojem gazowanym. Następnie była moja kolej, więc biorąc przykład z przyjaciółki, zaczęłam od wódki. Poczułam jak po gardle przepływa nieprzyjemnie mocna i gorzka ciecz. Usta automatycznie wykrzywiały się na ten smak, a po ciele przeszły mnie dreszcze. Ale tak było zawsze, po dwóch czy trzech łykach mi przechodziło i alkohol zaczynał mi nie tyle smakować, co przyzwyczajałam się do smaku

Już kończyłyśmy butelkę, gdy w aucie rozbrzmiał dźwięk telefonu Rachel. Nie wiem, jak to zrobiła, ale po jakimś czasie udało jej się odebrać połączenie.

- O hej Liam! - Zadowolona wydzierała się do słuchawki, a ja śmiałam się z niej w najlepsze. - Strasznie się stęskniłam, gdzie wy jesteście? - Marudziła, a ja myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu, gdyż nagle wszystko stawało się zabawne.
- O, to my jesteśmy na parkingu, zaraz do was dojdziemy. - Rachel rozłączyła się i  wyjrzała za szybę, a gdy zobaczyła znajome postacie, z rozmachem otworzyła drzwi samochodu.
- Knight! Czekaj na mnie! - Rozbawiona opuściłam pojazd i zamknęłam go pilotem.

Zdziwiona tym, że jeszcze jesteśmy w stanie mówić nie bełkocząc i chodzić w miarę prosto, przeszłyśmy pod wejście do klubu. Wszyscy na nas czekali. Oprócz chłopców, były również dziewczyny dwóch z nich oraz jacyś dwaj, inni koledzy. Przywitałyśmy się ze wszystkimi, których już znamy. Jeśli można to nazwać przywitaniem, gdyż Rachel rzuciła się na każdego i przytulała się do nich. No ładnie dziewczyną zawładnęły procenty. Ja natomiast pomachałam im wszystkim i powiedziałam zwykłe "cześć", na które wszyscy mi odpowiedzieli.

- A to - Liam wskazał na kolegów. - Są nasi przyjaciele, Andy - chłopak w farbowanych, dłuższych, blond włosach uśmiechnął się do mnie przepięknie i wystawił dłoń w moją stronę, którą uścisnęłam.
- Miło poznać tak piękną dziewczynę. - Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam, gdyż mi się spodobał i zamierzałam go dziś wyrwać.
- Ciebie również. - Odrzekłam wciąż szczerząc się do niego.
- I Darren - Payne wskazał na drugiego, ale z nim się tylko przywitałam.
- To skoro wszyscy się już znają, bo Rachel, to nawet nie liczę... Ta to już odpłynęła. - Louis nabijał się z przyjaciółki, za co dostał z otwartej ręki w tył głowy od swojej dziewczyny. - Żartuję przecież! - Bronił się unosząc ręce w geście poddania. - Chodzi mi o to, że możemy już iść zaszaleć! - Zaczął odstawiać, jakiś nikomu nieznany taniec.

Wszyscy się zebraliśmy i ruszyliśmy do wejścia. Cały czas prowadziłam konwersację z Andym, który wydaje się być naprawdę śmiesznym i normalnym chłopakiem. A co najważniejsze, jest męski w porównaniu do tego całego Stylesa. Dowiedziałam się, że jest najlepszym przyjacielem Liama, ma 20 lat i przeprowadził się jakiś czas temu do Londynu, co mi się bardzo spodobało.

Mieliśmy trochę problemów z wejściem, ale po namowach chłopców, ochroniarze dali się przekupić. Zajęłyśmy z dziewczynami miejsce w największej loży, a chłopcy poszli po drinki. Rachel poprosiła o shoty, na co Liam nie był zbytnio zadowolony, ale się zgodził. Zachowuje się, jakby był jej niańką, dlatego postanowiłyśmy z Eleanor, że upijemy tego sztywniaka.

Już po jakiś dwóch godzinach picia, ruszyłyśmy z El na parkiet, gdzie znajdowali się aktualnie Andy z Louisem. Muszę przyznać, że bardzo dobrze się dogadywałam z dziewczyną Tomlinsona. Może dlatego, że najlepiej się trzymała, a najwięcej wypiła, zaraz po mnie. Perrie wypiła tylko jednego drinka, gdyż jutro z samego rana ma jakiś ważny wywiad ze swoim zespołem, więc siedziała z Zaynem, który upił się totalnie i już nie kontaktował. Knight natomiast tańczyła na stole z Liamem, Niallem i Darrenem. Tylko Harriety nigdzie widać. Zmusili go, żeby był kierowcą i nic nie robił, tylko marudził cały czas, więc mu powiedziałam grzecznie, żeby poszedł się żalić gdzieś indziej, bo psuje nam zabawę.
Wreszcie do tarłyśmy do naszej upragnionej dwójki i popłynęłyśmy w dzikim tańcu. Tak, dzikim, bo normalnym, to tego nazwać nie można. Teoretycznie tańczyłyśmy z chłopcami, ale praktycznie wywijałyśmy ciałami przy sobie. Jedno jest pewne. Ani ja, ani El, nie jesteśmy i nigdy nie będziemy zawodowymi tancerkami, w przeciwieństwie do Andyego, który był niesamowity. W końcu pozwoliłam mu pomóc sobie w tańcu i była to dobra decyzja. Bawiliśmy się niesamowicie. Nawet polubiłam Tomlinsona, który i tak ostatnimi czasy przestał mi przeszkadzać.

Gdy straciłam już czucie w stopach, wróciłam z El i Lou do naszego stolika, by wyciągnąć z torby paczkę papierosów. Byli tam wszyscy oprócz Andyego, który udał się do toalety. Harry siedział dalej naburmuszony i jedynie odpowiadał, co jakiś czas na pytania Rachel i Nialla, którzy teraz brali udział w konkursie, kto pierwszy wypije sześć Kamikadze.
Wzięłam, to po co przyszłam i starając się przekrzyczeć muzykę, oznajmiłam wszystkim, że wychodzę na zewnątrz.

- Harry idź przypilnować Vanessę. - Usłyszałam głos Perrie, więc automatycznie odwróciłam się w ich stronę.
- A co ja to jestem? - Wydarł się na nią, jakby zrobiła coś strasznie złego.
- Harry! - Dziewczyna nie dawała za wygraną.
- No dobra! - Styles wstał od stołu, przepychając się przez towarzystwo. - Ale jedno macie gwarantowane! - Wydzierał się jak oszalały. - Nigdy więcej nie namówicie mnie, żebym był kierowcą! Patrzcie jak to się kończy! Nawet Liam jest pijany!

Nie czekając na bruneta, udałam się do wyjścia. Nie zamierzałam wysłuchiwać jego narzekań. Mógł się nie dawać wyrolować, a że jest frajerem, to niech cierpi. Gdy wyszłam na zewnątrz, nieprzyjemny chłód listopadowej nocy, ogarnął całe me ciało. Odeszłam parę kroków od wejścia i drżącymi dłońmi, odpaliłam papierosa. Nim się obejrzałam, obok mnie stał Harry, który oparł się o budynek. Zaciągnęłam się dymem nikotynowym, który spowodował, że zakręciło mi się trochę w głowie, od nadmiaru alkoholu krążącego w żyłach.

- Czy wy musicie mi to robić i tyle pić? - Harry wpatrywał się gdzieś przed siebie, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jak możemy, to pijemy. - Nie wiem po co, ale włączyłam się do rozmowy, pocierając przy tym ramiona, by się rozgrzać.
- Ehm jest Ci zimno? - Brunet patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, co mnie speszyło.
- Nie. - Odpowiedziałam może zbyt szorstko, ale przebywanie w jego towarzystwie mi nie służyło.
- Przecież widzę, że się cała trzęsiesz. - Odwróciłam się do niego tyłem, wypuszczając z ust dym. - Chcesz kurtkę? - Znów byłam naprzeciw niego. W ręce trzymał brązową, skórzaną kurtkę, którą jeszcze parę sekund temu miał na sobie.
- Nie. - Opowiedziałam od razu, chociaż było mi strasznie zimno.
- JAK CI DAJĘ TO MASZ TO WZIĄĆ! - Harry zirytował się trochę, co nie było normalnym zachowaniem. - Co Ty romantycznych filmów nie oglądasz?! - Dopaliłam papierosa i wzięłam od niego okrycie.
- Ale nie myśl sobie, że Ci podziękuję! - Założyłam kurtkę, która biła ciepłem chłopaka. Od razu zrobiło mi się przyjemniej. - Wzięłam ją tylko dlatego, żebyś w końcu przestał marudzić, bo robi się to już irytujące.
- Tak tak, jasne. - Podsumował i już chciał wracać do środka, ale ja miałam inny plan. - Zamierzasz wrócić do reszty, czy chcesz tu stać całą noc?
- Nie, chcę gdzieś pójść. - Nie czekając na jego reakcję, ruszyłam w moje ulubione miejsce.
- Możesz chociaż powiedzieć, gdzie idziemy? - Styles dobiegł do mnie zszokowany moim zachowaniem.
- Zobaczysz. - Uśmiechnęłam się i skręciłam we właściwą ulicę.

Całe szczęście salon jest otwarty całą noc, więc spokojnie weszłam przez drzwi. Widziałam, że Harry był zdziwiony tym, gdzie się znajdujemy, ale nie przejęłam się tym. Przywitałam się z Dylanem, którego rozbawił mój stan nietrzeźwości. Przedstawiłam mu Harrego i powiedziałam, że chcemy sobie zrobić tatuaże. Harry wywalił na mnie oczy, ale nic się nie odzywał. Był to jedyny salon, gdzie mogłam sobie pozwolić na zrobienie tatuażu w wieku niższym niż 18 lat, a to dlatego, że miałam tu swoje znajomości. Dylan wraz z Nickiem poszli przygotowywać sprzęt, a ja oznajmiłam Stylesowi, by wybrał szybko jakiś tatuaż. Sama już wiedziałam, co chcę sobie wytatuować.


2 godziny później...

- No to chwal się, co tam masz. - Harry podszedł do mnie, a ja odsłoniłam kawałek materiału bluzki, by pokazać mu jaskółkę widniejącą pod lewym obojczykiem.
- I jak? - Spytałam przyglądając się dziełu.
- Chyba sobie jaja ze mnie robisz. - Harry wpatrywał się w mój tatuaż, jak zahipnotyzowany.
- O co Ci chodzi, Styles? - Podeszłam do Dylana, by ten zabezpieczył świeżą ranę.
- O to! - Stanął obok mnie i zniżył dekolt podkoszulka, by pokazać dwie jaskółki skierowane w stronę mostka.
- Podglądałeś i zrobiłeś taki jak ja! - Wydarłam się na niego i, gdy Dylan skończył swoją robotę, zapłaciłam mu pieniędzmi, które miałam w kieszeni, a następnie wybiegłam z salonu.

Co on sobie wyobrażał? Nawet nie będę się mogła nikomu pochwalić nowym tatuażem, bo ten idiota ma taki sam. No może nie taki sam, ale też ma jaskółki. Miałam tylko nadzieję, że mnie nie dogoni. Było mi zimno, gdyż z tego wszystkiego zostawiłam kurtkę Stylesa w salonie. Całe szczęście szybko przeszłam drogę dzielącą mnie od klubu i wściekłam wróciłam do znajomych, którzy ledwo trzymali się na nogach. Jedyną trzeźwą i starającą się ogarnąć całe to towarzystwo była Perrie, więc usiadłam obok niej. Przez te dwie i pół godziny zdążyłam wytrzeźwieć na tyle, by jej pomóc.

Po jakimś czasie przybył zielonooki i chciałam zadać mu cios, ale się powstrzymałam. W trójkę pozbieraliśmy całą ekipę i ruszyliśmy do samochodu Harrego, który jakimś cudem pomieścił nas wszystkich. Musiałam siedzieć na przednim siedzeniu, więc całą drogę przebyliśmy w ciszy, gdyż reszta już dawno zasnęła.
Najpierw odwieźliśmy Perrie do jej domu, a następnie ruszyliśmy na Courtenay Ave, gdzie znajdowały się posesje chłopców i Rachel. Gdy już dojechaliśmy i pomogłam Lokowatemu z doniesieniem tej bandy do ich domu, chciałam się pożegnać i pójść na nogach do siebie, lecz ten mi na to nie pozwolił i kazał zostać u nich pod pretekstem, że jest za mnie odpowiedzialny. Marudziłam chwilę, aż w końcu się zgodziłam i położyłam się w pokoju Tomlinsona, gdzie spała już Eleanor. Jej chłopak spał u Harrego, który miął go pilnować.

Głowa mnie bolała, co się łączyło z tym, że miałam problem, by zasnąć. Gdy już prawie mi się to udało, usłyszałam dźwięk domofonu. Wyjrzałam z pokoju. Harry schodził po schodach, by sprawdzić, kto próbuje się dostać do nas. Po chwili usłyszałam głos Rachel dobiegający z holu. Mówiła coś o jakiejś ciotce i dziecku w jej pokoju, ale niezbyt przejęta, wróciłam do pochrapującej Eleanor.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 11



- Nie rozumiem tego! - Mój głos rozniósł się po całym domu. Byłam sama, więc mogłam sobie pozwolić na wyrażenie zdenerwowania.

Po raz kolejny przekartkowałam ostatnie, kilka stron zeszytu do matematyki. Wszędzie tylko jakieś cyferki i literki, które nie miały żadnego sensu. Wiedziałam dobrze, że sama sobie z tym nie poradzę, więc leniwie podniosłam się z łóżka, po czym wzięłam z niego książkę i zeszyt. Jedyną osobą, która teraz mogła mi pomóc, był Liam. Minęły już cztery dni odkąd się pogodziliśmy i muszę przyznać, że Payne bardzo się stara. Z odnowienia naszej przyjaźni, najbardziej chyba cieszą się moi rodzice, którzy jak się okazało, pomagali Liamowi od samego początku. 
Wychodząc z domu, zamknęłam drzwi na klucz, gdyż pomimo tego, że mieszkam zaledwie posesję obok, nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Skierowałam się w kierunku domu sąsiadów przy, którego furtce, stało kilka dziewczyn. Zaczęły mnie o coś pytać, ale zignorowałam je i zadzwoniłam domofonem.

- Tak? - Słysząc głos, którego sama nie kojarzyłam, wszystkie fanki zaczęły piszczeć, jak oszalałe. 
- Amm... Hej, tu Rachel. - Powiedziałam niepewnie, gdyż nie wiedziałam z kim rozmawiam.
- O hej. Wchodź. - Po tych słowach usłyszałam dźwięk oznaczający, że mam otworzyć bramkę.

Zrobiłam to, ale kilka dziewczyn chciało wejść ze mną, więc szybko zamknęłam furtkę i, stąpając po ścieżce z kostki brukowej, podeszłam pod drzwi. Nie zdążyłam nawet nacisnąć dzwonka, a drzwi się otworzyły. Ujrzałam w nich uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.

- Jest może Liam? - Spytałam, dalej stojąc na zewnątrz. Chłopak nic mi nie odpowiedział, tylko złapał mnie   za ramię i wprowadził do środka.
- Chodź do salonu. - Poinstruował mnie. 

Zdjęłam buty, po czym przechodząc przez wielki korytarz, doszłam do ogromnego salonu. Rozglądałam się po nim, w poszukiwaniu szatyna. Na jednej kanapie leżał Tomlinson z jakąś dziewczyną, a na drugiej chłopak w loczkach. Całą trójką oglądali, jakiś bardzo interesujący program w telewizorze, który zajmował pół ściany. Na stolikach przed nimi były wyłożone różnego rodzaju napoje i słodycze. Gdy tylko mnie zobaczyli, podnieśli się i podeszli do mnie.

- Cześć - uśmiechnęłam się do nich, starając się by wyszło mi to, jak najlepiej, aby zrobić dobre wrażenie.
- Hej! Wreszcie do nas przyszłaś. - Ucieszył się Louis. - Wszyscy chcą Cię poznać, ale Ciebie nigdy nie ma. Ale fajnie, że przyszłaś. - Nawijał, jakby ktoś go nakręcił na taśmę. - A co to jest? - Wskazał na książkę. Pewnie mówiłby coś dalej, ale ciemna szatynka, która wcześniej na nim leżała, odchrząknęła donośnie. - A no właśnie, poznajcie się.
- Jestem Eleanor - dziewczyna, która sprawiała wrażenie bardzo miłej, wyciągnęła dłoń w moją stronę, którą oczywiście uścisnęłam. - Dużo o Tobie słyszałam. Cieszę się, że wreszcie mogę Cię poznać. - Mówiąc to, uśmiech nie schodził jej z twarzy, dodając jej przy tym uroku. 
- Rachel. - Odwzajemniłam uśmiech, po czym odwróciłam się do blondyna, który wpuścił mnie do willi. 
- Cześć, jestem Niall. - Chłopak wyszczerzy do mnie zęby, na których znajdował się aparat ortodontyczny. 
- Rachel. Miło poznać. - Teraz odwróciłam się do lokowatego. - A Ty to...
- Harry. - Uśmiechnął się, jak każdy z nich. - Poznaliśmy się, gdy Steven Cię odwiedził. - Poruszał śmiesznie brwiami.
- No tak, zapomniałam. Czyli to Ty jesteś nocnym partnerem Van? - Zaśmiałam się, a twarz chłopaka poczerwieniała.  
- Nie wspominaj mu o tym, bo znowu się biedny podenerwuje. - Louis poklepał po plecach naburmuszonego Harrego. - Co to w końcu jest? - Znów wskazał na przedmiot trzymany przeze mnie w rękach.

Wytłumaczyłam im na czym polega mój problem i, w jakim celu przyszłam. Oczywiście musieli mnie wyśmiać. Jedynie Eleanor mnie zrozumiała i pocieszała mówiąc, że sama też nie umie matematyki.

- To jak, jest ten Liam? - Ponowiłam pytanie, gdyż dalej nikt mi nie udzielił odpowiedzi.
- A tak... Liam, Zayn! Rachel przyszła! - Wydarł się na cały głos Tomlinson, za co dostał w ramie od swojej dziewczyny. - A to za co? - Zaczął udawać, że płacze.
- Że niby on ma 20 lat? - Zapytałam załamana dziecięcym zachowaniem chłopaka.

Nie musieliśmy długo czekać, chłopcy momentalnie pojawili się na schodach, zbiegając z nich, jak szaleni. Zayn prawie by się wywrócił, ale pomińmy ten fakt. Obaj rzucili się na mnie, jakby mnie nie widzieli co najmniej rok. Gdy już się ogarnęli, podniosłam książkę i zeszyt do góry. Spojrzałam na Liama błagalnym wzrokiem, na co oczywiście musiał się zaśmiać.

- Zgaduję, że mam Ci pomóc. - Stwierdził zabierając ode mnie to, co kurczowo trzymałam w dłoniach. Reszta w tym czasie usiadła przed telewizorem. - Czego tam się uczysz? - Zapytał przeglądając mój zeszyt. Po jakiejś minucie smutny pokiwał głową. - No niestety, ale w tym, to ja Ci nie pomogę... Ale może ktoś inny to umie.
- Kto? - Wzięłam od niego zeszyt i uniosłam do góry. - Ej... Ludzie, umie może ktoś matematykę? - Oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. Zayn gestem ręki pokazał, abym podała mu notes.
- Eee... Nie mam pojęcia - stwierdził niemalże od razu, podając zeszyt dalej, do Eleanor. Dziewczyna, jednakże pokiwała głową, udzielając negatywnej odpowiedzi i rzuciła zeszyt do Nialla. On nawet nie zerknął do środka, tylko podał Tomlinsonowi.
- Hmm... Ogółem mówiąc, to to jest łatwe, ale ja nie umiem dobrze tłumaczyć. - Udawał głosem jakiegoś nauczyciela, co strasznie nas rozbawiło.
- Debile! Przecież to musi być banalne. - Zaczął się z nich nabijać nocny partner Vanessy, którego imienia niestety nie zapomniałam, po czym brutalnie wyrwał swojemu koledze zeszyt z rąk. Gdy zobaczył co jest w nim zapisane, mina mu trochę zrzedła. - No... To jest proste. - Oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Mimo iż nie byłam przekonana, co do tego, że chłopak umie matematykę, zgodziłam się, aby mi pomógł. Zielonooki zaprosił mnie do swojego pokoju, ponieważ oboje stwierdziliśmy, że w towarzystwie całej tej bandy, na pewno nie będziemy mogli się skupić. Niepewnie stąpałam po ciemnobrązowych schodach, podążając za osobą, której w ogóle nie znałam. Jego pokój znajdował się na końcu obszernego korytarza. Gdy weszliśmy, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to niepościelone łóżko, na którym pościel była zwinięta w kłębek. Mimo tego, w całym pokoju panował porządek. Na prawie czarnych panelach, widniał biały, puchaty dywan. W rogu pokoju stało szare biurko, na którym znajdował się laptop, telefon i zdjęcie szatyna z jakąś kobietą, jak podejrzewam jego mamą. Obok ogromnego łóżka, postawione były szafy i komody. Po całym pokoju, na ścianach, które były pomalowane różnymi odcieniami niebieskiego koloru, widniały różne obrazy i fotografie, przedstawiające właściciela pomieszczenia wraz z przyjaciółmi.

- Przepraszam za bałagan. Nie zdążyłem pościelić. - Oznajmił Loczek, zaścielając dwuosobowe łoże.
- Nie ma za co. - Posłałam mu szczery uśmiech. - W ogóle, to dziękuję, że mi pomagasz. Nie każdemu chciałoby się tracić czas na pomoc w nauce i to osobie, której się nawet nie zna.

Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, a na jego policzkach pojawiły się dołeczki. Ciekawe czy wie, że to oznacza, iż ma zdeformowane mięśnie twarzy. Gdyby nie był przyjacielem Liama, pocisnęłabym mu, że ma krzywą twarz.
Usiadłam na skraju jego łóżka, a on zaczął przeszukiwać szuflady biurka. Po chwili wydobył z nich dwa długopisy. Siadając przy moim boku, podał mi jeden, który nie był jeszcze rozpakowany.

- Serio? Macie nawet własne długopisy? - Zaśmiałam się próbując rozerwać opakowanie.
- Tak jakoś wyszło. - Odpowiedział pod nosem, czytając tym razem książkę.
- Jak nie macie co z nimi robić, to możecie mi dawać, a ja będę je sprzedawać w szkole. - Otworzyłam zeszyt na ostatniej stronie i zaczęłam rozpisywać długopis.
- Naprawdę? - Zaśmiał się podnosząc głowę z nad książki.
- Przecież te laski pozabijałyby się o to... - wreszcie na kartce pojawiły się nic nie oznaczające, czarne kreski. - A tak w ogóle, to mógłbyś mi przypomnieć jak masz na imię? - Zapytałam lekko zawstydzona tym, że mam tak krótkotrwałą pamięć.
- Harry...

Zielonooki zaczął mi wszystko tłumaczyć. Nic z tego nie rozumiałam, ale potakiwałam głową, aby nie wyjść na idiotkę. Najważniejsze rzeczy pisał mi w zeszycie, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Na początku atmosfera była trochę niezręczna, jednak po niecałej godzinie, rozluźniła się. Muszę przyznać, że Vannesa trochę przesadzała, bo jak się okazało, Harry jest bardzo mądry. Po jakimś czasie, sama zaczęłam rozumieć, o co chodzi w tym wszystkim. Razem zrobiliśmy wszystkie zadania, co łącznie zajęło nam prawie dwie godziny.

- Masz coś jeszcze czy to wszystko? - Widać było, że był dumny z siebie.
- Tyle... Łeb mi pęka. Za dużo tego. - Oklapnęłam na jego łóżko, na co zareagował śmiechem. - Strasznie Ci dziękuję.
- Proszę. Masz u mnie dług wdzięczności i wiedz, że ja to kiedyś wykorzystam. - Pokiwał zabawnie palcem wskazującym, po czym podniósł się z łóżka. - Idziemy na dół? - Odwrócił głowę w moją stronę, a ja skinęłam na zgodę.

Zamiast schodzić, jak normalni ludzie po schodach, zaczęliśmy się ścigać. Niestety przegrałam, ale przynajmniej żyje.
W salonie, na trzech kanapach byli rozłożeni chłopcy i El. Było tylko jedno wolne miejsce, które szybko zajął Hazza.

- Chodź. - Zayn pokazał na swoje kolana. Wszyscy, oprócz Liama zareagowali głośnym "uuu", na co zaczęliśmy się śmiać.
- Tak właściwie, to ja już idę do domu. Jest już późno i rodzice na pewno wrócili z pracy. Nie chcę, żeby się denerwowali, a nie wzięłam telefonu. - Tłumaczyłam się przed nimi, gdyż nie chciałam, aby pomyśleli, że nie chcę spędzać z nimi czasu.

Wszyscy odprowadzili mnie pod drzwi, gdzie ubrałam buty i pożegnałam się z nimi. Gdy tylko Louis zamknął za mną drzwi, kierując się po ścieżce prowadzącej do furtki, czytałam to, co zapisał mi Harry. Dziwiło mnie tylko to, że w szkole tłumaczyli nam wszystko całkiem inaczej. Jednak sposób jakiego nauczył mnie szatyn, jest logiczny i łatwiejszy.

Nie patrząc na to, gdzie idę, po raz kolejny zderzyłam się z jakąś postacią. Była to jakaś blondynka, schylająca się właśnie po telefon, który musiał upaść podczas naszego, jakże bliskiego spotkania. Podniosła od razu moją książka, która jakimś cudem, już nie znajdowała się w moich rękach.

- Strasznie Cię przepraszam. - Zabrała głos, podając przy tym moją własność. - Tak się kończy, jak człowiek pisze sms-y, a nie patrzy, jak chodzi. - Uśmiechała się do mnie unosząc ręce do góry.
- Nic się nie stało. To też moja wina. - Zaśmiałyśmy się w tym samym czasie. - Jestem Rachel - wyciągnęłam do niej rękę.
- Perrie. Jesteś tą przyjaciółką Liama, tak? - Zapytała, by się upewnić, a ja pokiwałam głową. - Szkoda, że właśnie wychodzisz i się mijamy.
- Niestety. Pewnie się jeszcze zobaczymy.
- Mam nadzieję. To ja Cię jeszcze raz bardzo przepraszam. - Uśmiechnęła się szczerze, co odwzajemniłam.
- Naprawdę nic się nie stało. - Powtórzyłam kolejny raz, by utwierdzić ją w mych słowach. - To do zobaczenia. - Pomachała mi jeszcze na odchodne, więc uczyniłam to samo tyle, że używając podręcznika.

Wyszłam przez furtkę, a dziewczyna odeszła w przeciwną stronę. Tym razem pod bramą nie stały już piszczące dziewczyny, więc udało mi się w spokoju dojść do mojego domu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i czekając na to, aż ktoś mi otworzy, poprawiłam mojego kucyka. Już po chwili stała przede mną mama, w fartuchu i z masłem w ręce. Weszłam do domu i zdjęłam buty.

- Gdzie byłaś? - Rodzicielka skierowała się do kuchni, więc podążyłam za nią.
- U chłopców. - Odpowiedziałam obojętnym tonem głosu.
Zegarek na kuchence wskazywał już dość późną godzinę, bo już 21. Usiadłam przy stole i przyglądałam się mamie, która buszowała po kuchni, poszukując czegoś.
- To fajnie. - Podeszła do mnie na sekundę i, z matczyną troską, pogłaskała mnie dłonią po głowie. - Cieszę się, że wszystko jest już tak jak dawniej. - Na te słowa zareagowałam lekkim śmiechem, gdyż powtarza je cały czas, odkąd pamiętnego poranka, wraz z Paynem wróciliśmy z Wolverhampton. - Co tam robiliście, że wróciłaś z zeszytami? - Wreszcie odnalazła poszukiwany mikser i zajęła się tym, co znajdowało się w misce.
- Nie mogłam sobie sama poradzić z zadaniem z matematyki. - Wytłumaczyłam jej, bez większego przejęcia.

Postanowiłam pomóc mamie w robieniu ciasta, na co bardzo się ucieszyła. Zapewne spowodowane to było tym, iż dawno razem nie spędzałyśmy czasu. Podczas wspólnej pracy, opowiedziałam jej o tym jacy są chłopcy, jak wygląda ich dom oraz o tym, jak spędziłam cały dzień.
Gdy włożyłyśmy szarlotkę do piekarnika, mama stwierdziła, że dalej już sobie sama poradzi, a ja mam iść spać.

Znajdując się już w swoim pokoju, postanowiłam zapalić przed snem. Chciałam się jeszcze zobaczyć z Zaynem, aby dowiedzieć się, kim była dziewczyna, z którą spotkałam się już półtorej godziny temu. "Okno. Teraz. Czekam. Masz minutę" i wyślij. Spod poduszki wyjęłam paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym otworzyłam okno. Nawet nie zdążyłam zapalić, a już zobaczyłam twarz Malika. Muszę przyznać, że jest dość szybki.
Zaczęliśmy rozmawiać o moim zadaniu domowym, jakbyśmy nie mieli innych tematów.

- Tak ogólnie to szkoda, że tak szybko poszłaś. - Powiedział po jakiś dziesięciu minutach. - Przyjdź jeszcze jutro. Wszyscy Cię bardzo polubili. - Ukazał rząd swoich białych pereł. - Chociaż w sumie, to nie mam pojęcia czemu. - Uderzał się palcem wskazującym w brodę, z zamyślonym wzrokiem.
- No bardzo śmieszne, Malik. - Rzuciłam w niego pierwszym, lepszym przedmiotem, jaki miałam pod ręką. Dopiero, gdy Zayn to złapał, okazało się, że był to mój telefon.
- No to teraz masz przechlapane. - Brunet zaśmiał się złowieszczo. - Do kogo by tu napisać? - Zastanawiał się, przeglądając coś w urządzeniu.
- No chyba sobie żartujesz - spiorunowałam go wzrokiem, na co zakrztusił się dymem podczas śmiechu. - Oddawaj ten telefon. - Rozkazałam głosem, który nie znosi sprzeciwu.
- Nie dasz się człowiekowi niczym nacieszyć. - Pokręcił głową z dezaprobatą, ale grzecznie wykonał polecenie, przerzucając białego iPhone'a prosto w moje ręce.
- A co do mojej obecności u was, to jak mogli mnie polubić, skoro cały czas byłam u Harrego? - Zaśmiałam się, a chłopak wzruszył ramionami. - Raczej nie przyjdę, chyba, że znowu nie będę mogła poradzić sobie z zadaniem. - Puściłam mu oczko.
- Wszyscy jesteśmy chętni do pomocy. - Przekonywał mnie, ale po dzisiejszym, niebardzo mu wierzyłam.
- Jasne, jasne. - Uśmiechnęłam się. - A tak ogólnie, to chciałam Cię o coś spytać i prawie bym zapomniała przez te Twoje wygłupy. -Uświadomiłam sobie w końcu, po co pisałam do niego.
- Słucham Cię. - Zrobił jakąś dziwną minę, której nawet nie da się opisać.
- Kim jest ta dziewczyna, która przyszła, gdy wyszłam od was? Am... - Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, jak się przedstawiła. - Perrie... - W końcu wypowiedziałam jej imię, chociaż nie byłam pewna czy nie pomyliłam.
- Eee... - Chłopak ewidentnie się zmieszał. - To jest... Ee... - Starał się znaleźć odpowiednie określenie, ale nie wyglądało, by był pewny swych słów. - Nasza przyjaciółka. - uśmiechnął się. - Właściwie to muszę już iść, Niall mnie woła. - Dodał pośpiesznie, po czym dopalił papierosa. - To do zobaczenia. - Uśmiechnął się krzywo, co mnie bardzo zdziwiło, ale wzruszyłam tylko ramionami.
- Pa? - Powiedziałam sama do siebie, gdy okno naprzeciwko mnie było już zamknięte.
Nie rozumiejąc zachowania Zayna, zeskoczyłam z parapetu. Nie zamykałam okna, gdyż noc była wyjątkowo ciepła. Po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka i zastanawiając się tym, co przyniesie jutro, zasnęłam.


Następnego dnia...

- Wstawaj! - Ktoś mną potrząsał, lecz nie miałam zamiaru dawać tej osobie satysfakcji i ani śmiałam otworzyć oczy.
- Pięć minut. - Odpowiedziałam zaspana, przewracając się na drugi bok.
- Zaspałaś! Za dziesięć minut zaczynają się lekcje. - Usłyszałam poddenerwowany głos taty, który musiał właśnie wejść do pokoju. - Wstawaj, to Cię podwiozę! - Jednak, gdy zdał sobie sprawę, że nie reaguję na jego pobudkę, dał sobie spokój, zostawiając mnie samą w moim królestwie.

Podniosłam się z łóżka zaraz po tym, gdy drzwi zostały zamknięte. Żeby nie denerwować rodziców, starałam się zebrać jak najszybciej. Ostatecznie o 8.07 byłam na dole. Pośpiesznie pożegnałam się z mamą całując ją w policzek, po czym wybiegłam na zewnątrz. Szybko wsiadłam do samochodu, w którym czekał już tata.
Całą drogę panikował, że nauczycielka będzie zła o moje spóźnienie. Jakby to była jakaś nowość, to może też bym się tym przejęła.

Po 20 min byłam na miejscu. Lekcją, która już trwała, był angielski, więc nie śpiesząc się, weszłam do klasy, gdzie znajdowało się większość uczniów mojej klasy.

- Znowu? - Kobieta patrzyła na mnie załamując ręce. - Nie pamiętam dnia, w którym byś nie spóźniła, a przynajmniej na mój przedmiot. - Zrezygnowana spuściła wzrok na biurko. - Jaki był, tym razem powód? - Spytała pisząc coś w dzienniku, co było rutyną.
- Zaspałam. - Odpowiedziałam szczerze. - Uczyłam się do późna i tak wyszło. - Skierowałam się do ławki, nie czekając nawet na odpowiedź ze strony nauczycielki.
Można powiedzieć, że prawie jej nie okłamałam. Uczyłam się do późna, a jeszcze później pomagałam mamie.

Jakiś czas później...

Wreszcie czas na ostatnią lekcję. Wraz z Vanessą siedziałyśmy pod salą matematyczną i oczekiwałyśmy na dzwonek. Pochwaliłam się, że zrobiłam nawet zadanie domowe, co lekko ją zaskoczyło.

- Jak Ty to zrobiłaś? - Jej oczy poszerzyły się dwukrotnie ze zdziwienia. - Przecież to jest nie do rozwiązania, a Ty mądra raczej nie jesteś.
- Dzięki. - Odparłam sarkastycznie, na co zareagowałyśmy głośnym śmiechem, a ludzie przechodzący korytarzem, dziwnie się na nas patrzyli. - Twój, jak to mówisz "wróg", mi pomógł. - Na te słowa dziewczyna wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
- Ten bezmózgi kalafior? - Dalej nie mogła się uspokoić. - Masz gwarantowane, że to jest źle.
- Nie przesadzaj. Nie jest aż taki zły. - Dziewczyna poparzyła na mnie, jak na jakąś idiotkę, lecz dalej była rozbawiona. - Naprawdę, a poza tym, nawet Zayn mi mówił wieczorem, że to Harry jest zdecydowanie tym najmądrzejszym. Zobaczysz, że jeszcze się pogodzicie.

Rozśmieszona przyjaciółka chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek, więc tylko machnęła ręką. Wzięłam torbę i wraz z Vanessą weszłam do sali. Zajęłyśmy nasze miejsce pod oknem i czekałyśmy, aż reszta klasy się zjawi.

Po tym jak nauczycielka sprawdziła obecność, zaczęła czytać ponownie listę klasy, aby sprawdzić, kto odrobił zadanie domowe.

- Rachel Knight. - Wyczytała moje imię i nazwisko ze znudzeniem, gdyż spodziewała się pewnie, że byłam nieprzygotowana.
- Mam. - Powiedziałam zadowolona, szczerząc się jak mysz do sera.
Nauczycielka, jak i wszystkie osoby z klasy, patrzyli na mnie z nie do wierzeniem i otwartymi ustami. Być może dlatego, że to właśnie ja byłam jedną z nielicznych, którzy zrobili zadanie, a może byli w szoku, że w ogóle zrobiłam jakiekolwiek.
- To może niech wyniki przeczyta Rachel. - Zarządziła nauczycielka, aby się upewnić, czy abym jej nie oszukała.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, po czym odważnie przeczytałam wszystkie wyniki.
- Pokaż ten zeszyt. - Kobieta wskazała gestem ręki, bym do niej podeszła, więc to uczyniłam i wręczyłam jej upragniony przedmiot. - Dziecko... Skąd Ty wynalazłaś takie wyniki? W ogóle, co to za sposób? - Zadawała pytania przeglądając strony. - Cóż to za wskazówki są tu popisane? To wszystko jest źle. - Teraz popatrzyła na początek zeszytu. - Rachel, kto Ci to robił? To nie jest Twoje pismo.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam przeraźliwie, głośny śmiech Vanessy. Tak jak i reszta klasy, popatrzyłam na nią.
- Mówiłam, że ten Styles to kompletny tępak. - Wypowiedziała, gdy się uspokoiła. - Ale nie. "Zayn powiedział, że jest najmądrzejszy". - Zaczęła mnie przedrzeźniać.
Wszystkie dziewczyny w klasie zaczęły coś do siebie gadać, ale zignorowałam to.
- Kolega mi pomagał. - Też się zaśmiałam patrząc wciąż na roześmianą Vanessę.
- Niech kolega się lepiej nauczy, a Ty masz chodzić na zajęcia dodatkowe. - Powiedziała oschle nielubiana przeze mnie nauczycielka wręczając mi zeszyt.

Nagle podbiegła do mnie przyjaciółka i wyrwała mi zeszyt. Mimo rozkazów kobiety, abyśmy wróciły na miejsca, Van otworzyła zeszyt na stronach wypisanych przez zielonookiego. Sama nie wiedziałam co chce zrobić, więc patrzyłam na nią zaciekawiona.

- Drogie dziewczyny.` - Zaczęła oficjalnie, zwracając się do osób w ławkach. - Jesteście fankami One Direction? - Zapytała, a część z nich energicznie pokiwała głowami. - To bardzo dobrze się składa, bo mam tu kilka stron z zeszytu, na których są obliczenia matematyczne napisane przez nikogo innego, jak przez samego Harrego Stylesa!
- Vanessa! Rach.. - Nauczycielka chciała coś powiedzieć, lecz nie zdążyła.
- Chwila! - Przerwała jej jakaś podekscytowana dziewczyna.
- Więc... Czy chce to ktoś kupić? Sprzedam tanio! - Kontynuowała Vanessa.

Dziewczęta zaczęły coś mówić, na co tylko zaśmiałam się i ruszyłam do ławki. Żeby nie słyszeć tej licytacji, włożyłam słuchawki to uszu i włączyłam muzykę.

Oglądałam całe to zdarzenie, śmiejąc się pod nosem. Nagle odwrócił się do mnie jakiś chłopak, siedzący przede mną. Miał włosy bardzo podobne do Nialla, tyle że ciemne. Mimo iż minął już miesiąc szkoły, nie znam prawie niczyich imion. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha i czekałam, aż brunet coś powie, ale ten się odwrócił z powrotem w stronę tablicy.

- Vanessa! Do dyrektora! - Usłyszałam zdenerwowany głos nauczycielki.
- No chwila, tylko pieniądze wezmę! - Odkrzyknęła, biorąc pieniądze od jakiś dziewczyn.

Oczywiście wszyscy, łącznie ze mną śmiali się z mojej przyjaciółki. W końcu blondynka podeszła do naszej ławki. Śmiejąc się, oddała mi zeszyt, schowała pieniądze do torebki i zabierając ją, wyszła do dyrektora.
Przez to zdarzenie, nauczycielka była już zdenerwowana do końca lekcji, której zostało tylko 20 minut.

Gdy tylko wyszłam ze szkoły, podeszły do mnie jakieś dwie dziewczyny z klasy. Rozmawiałam z nimi już na początku roku szkolnego, jeśli można nazwać to rozmową. Oczywiście zaczęły się mnie wypytywać o One Direction. Nie odpowiadałam im albo w ogóle, albo jak już, to półsłówkami.

- Chcę iść spokojnie do domu. - Straciłam cierpliwość, gdy po ponad dziesięciu minutach drogi, nie odstępowały mnie na krok. - Czy nie możecie sobie pójść?
- Czemu nas tak nie lubisz? - Zapytała słodkim głosikiem czarnowłosa.
- Nie znam was. - Odpowiedziałam spokojnie. - Co z tego, że znam One Direction? - Zapytałam skręcając już we właściwą ulicę.
- My marzymy o tym, żeby oni nam powiedzieli chociaż cześć, a Ty to masz na co dzień. - Nie mówiła tego z wielkim przejęciem, ale mimo tego, dalej kurczowo się mnie trzymały.
Podeszłam pod furtkę moich sąsiadów, aby opieprzyć Harrego za to, że mnie źle nauczył. Pod domem nie stały żadne fanki.
- Jak powiedzą wam cześć, to odczepicie się ode mnie? - Na to pytanie pokiwały głowami, więc leniwie zadzwoniłam domofonem.
- Tak? - Już po chwili usłyszałam dobrze znany mi głos. Moje "koleżanki" przyłożyły dłonie do ust, aby zapobiec piszczeniu.
- Hej Liam, to ja, Rachel. Mógłbyś na chwilę wyjść?
- Jasne. - Usłyszałam w odpowiedzi, a dwie przyjaciółki zaczęły poprawiać włosy.

Już po chwili drzwi się otworzyły, a na zewnątrz wyszedł Payne. Szybko pokonał drogę pod furtkę, którą otworzył, a następnie mnie przytulił. Dziewczyny nie wytrzymały i zaczęły piszczeć.

- Zamknijcie się. - Warknęłam na nie, co zdziwiło Liama. - A Ty powiedz im "cześć". - Uśmiechnęłam się do przyjaciela, odsuwając się od niego.
- Cześć? - Bardziej zapytał niż powiedział, marszcząc przy tym czoło.
- Liam, Liam! O rany, nie wierzę! Możemy zdjęcie?! - Blondyna wrzeszczała, jak opętana.
- Pewnie. - Uśmiechnął się szeroko, co spodobało się dziewczyną. Ja natomiast dobrze wiedziałam, co to za uśmiech. Mówił on: "Błagam, nie zjedzcie mnie!"
- Miało być tylko "cześć". - Byłam już nieźle podirytowana, ale uznałam, że im szybciej będziemy mieli to za sobą, tym szybciej sobie pójdą. Wzięłam iPhona od brunetki i zrobiłam im zdjęcie. - Zadowolone? Mam nadzieję, że tak.
Nie czekając na ich odpowiedź, ani na Liama, poszłam do jego domu. Gdy już otwierałam drzwi, on mnie dogonił. Był taki jakby smutny i lekko zły.
- Co się dzieje Li? - Zatrzymałam się w progu i przyglądałam się przyjacielowi.
- Dlaczego się tak zachowałaś? - Odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
- Liam... - Szczerze mówiąc nie wiedziałam, co powiedzieć. - Wiem, że to są wasze fanki, ale ja już tak nie potrafię. Staram się być miła dla Twoich przyjaciół, ale nie potrafię się zmienić w jeden dzień. - Przytuliłam się do Liama - Przepraszam. - Wyszeptałam cicho.
- Masz rację. Nie mogę wymagać od Ciebie, abyś zmieniła się w grzeczną dziewczynkę, w tak krótkim czasie. - Pogłaskał mnie od tyłu po głowie, po czym lekko odsunął od siebie.

Już razem weszliśmy do domu, gdzie było słychać jakieś krzyki. Szybko zdjęliśmy buty i pobiegliśmy do salonu, aby dowiedzieć się, co jest ich przyczyną. Liam rzucił się na kanapę, jak gdyby nic nadzwyczajnego się nie działo, natomiast ja, stałam z szeroko otwartą buzią. Na środku salonu, na podłodze leżał Harry, Zayn trzymał go za ręce, Niall za nogi, a Louis siedział na nim okrakiem, trzymając w dłoni prostownicę do włosów.

- Liam! Ratunku! - Harry krzyczał, rzucając się po podłodze. Zrobiło mi się go strasznie żal, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Poradź sobie sam. - Liam ani myślał ruszać się z miejsca, a zamiast tego, tylko się śmiał.
- To jak, gotowy? - Zapytał z wrednym uśmiechem Tomlinson.
- Nie! Rachel! Proszę! Pomóż mi! - Wykrzykiwał spanikowany, gdy prostownica zbliżała się już do jego włosów.
- Rachel? - Niall momentalnie zapomniał o koledze i wstał z podłogi, uwalniając w pewnej części kolegę, w celu przywitania mnie.
- O, hej Rachel. - Zayn zrobił to samo, na co Louis tylko westchnął i wstał.

Gdy Harry tylko miał możliwość ucieczki, próbował to zrobić. Jednak nie udało mu się to, gdyż tarasując mu drogę, poinformowałam go o tym, iż zaraz sobie poważnie porozmawiamy. Przywitałam się z chłopcami, po czym wszyscy usiedliśmy na kanapie. Po mojej lewej siedział Niall, a po prawej Tomlinson, któremu musiało się bardzo nudzić, gdyż dźgał mnie palcem po ramieniu. Zielonooki zaś, wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem, czekając na to, co mam mu do powiedzenia. Natomiast Liam z Zaynem wyrywali sobie paczkę cebulowych chipsów, która jak mniemam, zaraz się rozerwie.

- Ty! - Wskazałam palcem na szatyna z lokami. - Przez Ciebie muszę chodzić na dodatkową matematykę. A zgadnij czemu? - Założyłam ręce pod biustem, robiąc przy tym groźną minę.
- Zadanie było źle? - Zapytał z miną niewiniątka, na co w odpowiedzi pokiwałam głową. - Niemożliwe! - Oburzył się, co spowodowało, że wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Pokaż mi ten zeszyt! - Chłopak poderwał się z miejsca, jak oparzony, a Niall tylko się śmiał z niego, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
- Eee... Tak właściwie, to ja muszę już iść. - Starałam się wymigać, aby nie denerwować jeszcze bardziej Harrego. Wiadomość, że Vanessa na nim zarabia, mogłaby go do końca rozwścieczyć.
- Nie idź jeszcze, chwila Cię nie zbawi, a my się pośmiejemy z Stylesa. - Liam nabijał się z kolegi, który za tę uwagę, sztrchnął go w ramię.
- Ale mam torbę pod drzwiami, a nie chce mi się po nią pójść. - Wymyśliłam kolejną, niezbyt wiarygodną wymówkę.

Niall nic nie mówiąc podniósł się z miejsca i pobiegł gdzieś, by za chwilę wrócić z moją torbą. Razem z Zaynem zaczęli w niej grzebać, wyjmując wszystko, co w niej było. W końcu wyjęli zielononiebieski zeszyt z napisem "Matematyka". Ucieszyli się, jak małe dzieci, które właśnie dostały balonika. Przygryzłam wargę, denerwując się tym, jak zachowa się mój, jakże genialny "nauczyciel". Malik zaczął przeglądać wszystkie strony, aż popatrzył po nas ze zdziwieniem i niewymówionym pytaniem. Harry nie wiedząc o co chodzi, wziął to, co przyjaciel dotychczas trzymał w ręce i zaczął przeglądać.

- Amm... Rachel? Gdzie jest to wszystko, co napisałem? - Zdezorientowany i skupiony, po raz kolejny przekartkował zeszyt.
- Yyy... Uznałam, że jak jest źle, to nie ma sensu, żeby marnowało mi miejsce w zeszycie. - Wyjąkałam, ale oni chyba mi nie uwierzyli, bo wszyscy popatrzyli na mnie jak na jakąś idiotkę. - No dobra. Ale od razu mówię, że ja na to nie wyraziłam zgody i Vanessa zrobiła to na własną rękę. A więc... - starałam się jak najdłużej przeciągać wyjaśnienia. - Tak ogólnie mówiąc, to zjadłabym coś. - Zaczęłam się podnosić, na co Liam, jako jedyny zareagował śmiechem. Resztą wciąż wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem.
- Mów! - Louis popchnął mnie lekko, co skutkowało tym, że ponownie znalazłam się na kanapie.
- Ok.. Vanessa wyrwała te strony i sprzedała waszym fanką. - Wypowiedziałam z uśmiechem, po czym szybko zakryłam oczy.

Usłyszałam głośny śmiech, więc zdjęłam ręce z twarzy, by dowiedzieć się czy w grupce rozbawionych jest również zielonooki. Z całą resztą, śmiałam się z przezabawnej miny Harrego. Stał w bezruchu, z szeroko otwartą buzią. Było widać, jak jego policzki robią się coraz bardziej czerwone, a żyły na szyi stają się widoczniejsze. Brał głębokie wdechy i wydechy, które miały go rzekomo uspokoić. Blondynek i Tommo mieli już taką głupawkę, że leżeli na podłodze z nogami podwiniętymi pod brodę.

- Ja z nią nie wytrzymam! - Wkońcu wyrzucił coś z siebie, bezwładnie opadając przy tym na kanapę. - Za ile je sprzedała? Ciekawe, ile jestem dla niej wart? - Mówił kpiącym głosem.
- W sumie to nie wiem. - Wzruszyłam ramionami, dalej śmiejąc się z reakcji chłopaka. - Gdy tylko wzięła pieniądze, poszła do dyrektora. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co w odpowiedzi usłyszałam głośny ryk śmiechu Niallera.

Po jakiś dziesięciu minutach słuchania, jak to Harrego bardzo denerwuje moja przyjaciółka, postanowiłam zmienić temat na ten, o którym wczoraj Malik nie chciał zbytnio rozmawiać. Chciałam zobaczyć, jak teraz się zachowa.

- Chłopcy, mam do was pytanie. - Niepewnie rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych, a Liam pokazał gestem ręki, abym kontynuowała. - Kim jest Perrie? Wczoraj ją poznałam, ale w sumie nic o niej nie wiem. - Wydusiłam z siebie, to co mnie intrygowało. Brunet podrapał się po głowie, po czym zaczął pokazywać jakieś niezrozumiałe dla mnie gesty do chłopców.
- To dziewczyna Zayna. - Odpowiedział, jak gdyby nigdy nic Niall, prawdopodobnie nie widząc, że Zayn chce to zachować w tajemnicy przede mną.
Popatrzyłam na chłopak, który jeszcze wczoraj mnie okłamywał. Siedział lekko zawstydzony, patrząc na swoje skarpetki. Reszta chłopców patrzyła na nas smutnym wzrokiem, gdyż musieli się zorientować, że coś się stało.
- Wydaje się miła. - Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, po czym wstałam. - Będę się już zbierać. - Zaczęłam pakować moją torbę, gdyż wszystkie książki, nadal były porozrzucane na stoliku.
- Ale to nie tak. - Zayn podszedł do mnie, lecz jego głos mnie nie przekonywał.
- Spokojnie. Nie gniewam się na Ciebie. - Zaśmiałam się nerwowo, unikając jego spojrzenia. - Powodzenia z dziewczyną, której jeszcze wczoraj nie miałeś. - Dodałam otwarcie, po czym szybko skierowałam się do drzwi, ubrałam buty i wyszłam.
Zastanawiałam się, czemu Zayn mi nie powiedział prawdy. Wydawało mi się, że mi ufa, tak samo jak ja jemu. Może tu nie chodzi o zaufanie, tylko o coś całkiem innego...

__________

A ten rozdział dedykujemy naszemu kochanemu Stylesowi, który wreszcie jest szczęśliwy, mając przy sobie dziewczynę. ♥