piątek, 26 października 2012

Rozdział 3



Od ich powrotu minęły już trzy dni. Były przyjaciel codziennie podejmował próby skontaktowania się ze mną. Nie chciałam go widzieć, a tym bardziej rozmawiać. Gdy tylko widziałam jak idzie w moim kierunku, od razu przyśpieszałam kroku i wbiegałam do domu. Nic nie dało wykrzykiwanie mojego imienia, w celu zatrzymania mnie. Miałam tego już powoli dość. Miałam dość i jego, i zespołu, a także tych fanek stojących całymi dniami pod ich domem.
Po męczącej pobudce, powolnym krokiem podeszłam do auta, by ruszyć na lekcje, które i tak już trwają od kilku minut. Jednak jakoś niezbyt przejęta tym faktem zajęłam miejsce kierowcy uchylając okno, by wprowadzić do pojazdu promienie słoneczne i świeże powietrze. Już odpalałam silnik, gdy usłyszałam ten głos.

- Rachel! Poczekaj! - Zacisnęłam dłonie na kierownicy i dodając gazu odjechałam, a w bocznym lusterku zdążyłam zauważyć zasmuconego bruneta.

Nie chcę z nim rozmawiać, nie jestem w stanie. To, co zrobił dwa lata temu, zostawiło bliznę po sobie. Zresztą co on może mi powiedzieć? Że przeprasza? Że nie chciał? A może, że to dla mojego dobra? Ta... Takie teksty to tylko w jakiś dennych serialach. Jak można zostawić drugą osobę, twierdząc, że tak będzie lepiej? Lepiej dla kogo? Na pewno nie dla mnie. Moje serce wystarczająco wycierpiało przez tę rozłąkę. Te dwa lata bez niego były najgorszym okresem w moim życiu. W moim... Dla niego to były najpiękniejsze chwile, spełnienie najskrytszych marzeń.
Zostawiłam jak zwykle samochód na parkingu szkolnym i skierowałam się w stronę wejścia do szkoły. Znów musiałam tu wejść tylko po to, by podenerwować nauczycieli i posłuchać muzyki. Przez te trzy dni nauki nie robiłam nic innego. Dyrektora odwiedziłam dopiero raz, ponieważ nauczyciele myślą, że jestem niemiła ze względu, iż boję się nowej klasy i otoczenia. Jasne, jasne.
Spóźniona jak zwykle, weszłam powolnym krokiem do sali matematycznej. Krótkie pouczenie, że nie powinnam się spóźniać i tyle. Jak każdego dnia usiadłam w ostatniej ławce i nie przejmując się gadką nauczyciela na temat funkcji liniowej, włożyłam słuchawki do uszu. Muzyka działała na mnie uspokajająco i pozwalała zamknąć się w swoim własnym świecie.

Gdy wreszcie wybiła godzina 15:30, po całej szkole rozbrzmiał dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Szybko pozbierałam książki do torby i czym prędzej wybiegłam z budynku. Droga powrotna do domu zajęła mi nieco więcej czasu niż zwykle, a to wszystko spowodowane londyńskimi korkami. Wchodząc do domu, poczułam piękny zapach, więc udałam się w kierunku, z którego się wydobywał. Ku mojemu zaskoczeniu przywitał mnie obraz krzątającej się po kuchni mamy, która zawzięcie kuchciła jakąś potrawę.

- Co robisz? - Zajęłam miejsce przy stole, przyglądając się poczynaniom rodzicielki.
- O, hej skarbie - przerwała czynność i posłała czuły uśmiech w moją stronę. - Przyrządzam dania na kolację. - Usiadła naprzeciw mnie i objęła moje dłonie swoimi. - Rachel mam do Ciebie ogromną prośbę. - Wpatrywała się we mnie tym przenikającym wzrokiem i już zaczęłam się obawiać, co mogła wymyślić.
- Mam się bać? - Zmrużyłam oczy, na co kobieta zareagowała perlistym śmiechem.
- Oczywiście, że nie, córciu. Po prostu zaprosiłam do nas koleżankę z pracy wraz z mężem i ich córką. - Moja pierwsza reakcja? Skwaszona mina na wieść, że po naszym domu będzie paradował jakiś bachor, który pewnie szaleje za gwiazdkami Disney'a.
- W takim razie bawcie się dobrze, a ja spędzę ten czas w swoim pokoju. - Już miałam wstać od stołu, lecz mama w ostatniej chwili złapała mnie za nadgarstek.
- Rachel, proszę Cię, zrób to dla mnie i spróbuj chociaż grzecznie zjeść kolację. Wiem, że Cię stać na to - kąciki jej ust uniosły się lekko do góry. - Allenowie to naprawdę bardzo sympatyczni ludzie, a ich córka chodzi do Twojej szkoły. Może się już znacie? - Allen... Coś mi świta, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć o kogo chodzi.
- Możliwe - odparłam beznamiętnie. - To, o której planują się tu zjawić? - Słysząc te słowa mama rozpromieniła się i pocałowała mnie w policzek.
- Umówiliśmy się na 19, także masz jeszcze 2 godziny na przygotowanie się.
Skinęłam głową i, biorąc jabłko z miski, skierowałam się na piętro.
- A! Jeszcze jedno... - stanęłam na schodach i odwróciłam się w stronę kuchni z pytaniem wymalowanym na twarzy. - Przygotowałam Ci ubranie, zostawiłam je na łóżku.
- Jeśli jest to sukienka, to możesz mieć pewność, że mnie w niej nie zobaczysz.
- Spokojnie kochanie. Wiem, że nie chodzisz w sukienkach od czasu... - mama się zasmuciła na moment, ale i tak nie dałam jej dokończyć.
- Nieważne... - Nic więcej nie dodałam.

Gdy już znalazłam się w pokoju, rzuciłam torbę na wielkie łóżko, które bez problemu pomieściłoby ze cztery dorosłe osoby. Tak jak uprzedziła mnie mama, znalazłam na nim przygotowany wcześniej przez nią zestaw. Tak naprawdę to nie miałam najmniejszej ochoty męczyć się z tymi ludźmi, ale przynajmniej sprawię radość rodzicom.
Wyjęłam z szuflady czystą bieliznę, z którą udałam się do mojej własnej łazienki, by wziąć orzeźwiający prysznic. Po skończonej czynności założyłam koronkowe figi i stanik. Paradując w samej bieliźnie, wysuszyłam włosy, które później wyprostowałam i zrobiłam lekki makijaż. Następnie ubrałam na siebie białe szorty, czarny top z zamkiem i tego samego koloru balerinki. Na koniec wyjęłam z szkatułki znajdującej się na biurku kolczyki i pierścionek. Muszę przyznać, że całość prezentowała się nawet nie źle, chociaż nie jest JUŻ w moim stylu
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, według którego zostało jeszcze 36 minut do przyjazdu znajomych mamy. Mój organizm domagał się dymu nikotynowego, ale musiałam wytrzymać, aż do końca kolacji. Nie mając nic do roboty zeszłam do jadalni, by pomóc w przygotowaniach. Gdy już wszystko było gotowe, przeszliśmy z tatą do salonu, by spędzić ostatnie minuty przed telewizorem.

- Jak Ci się podoba w nowej szkole? - Zagadnął ojciec wpatrując się w jakiś durny program o nastoletnich matkach.
- Umm... Może być - skłamałam z nadzieją, że o nic więcej nie spyta.
- A jak relacje z Lia...
- Jeśli zamierzasz o nim rozmawiać, to nic tu po mnie. - Zdenerwowana wstałam z sofy i wbiegłam po schodach do mojego królestwa.

Czemu oni mi nie dadzą świętego spokoju? Czemu im tak zależy na nim? Rzuciłam się na łóżko i spod poduszki wyciągnęłam paczkę papierosów. Nałóg pomagał mi odreagować i uspokoić myśli z NIM związane.
Już miałam otwierać okno, gdy ujrzałam bruneta z blond pasemkiem na środku tej, jak dla mnie za idealnej fryzury. Co on, chce się upodobnić do szopa, czy jakiejś innej wiewióry? Wychylał się za okno, co chwilę to wypuszczając kłęby szarego dymu. Coraz bardziej żałowałam, że dostałam pokój z widokiem na ich dom.
Zrezygnowana odłożyłam opakowanie na stare miejsce. Trudno, będę musiała się jeszcze pomęczyć.
Słysząc dzwonek ogłaszający przybycie gości, wzięłam parę głębokich oddechów. Powoli zeszłam na korytarz, gdzie rodzice witali już gości.

- Dobrze, że już jesteś kochanie - mama objęła mnie ramieniem jak małe dziecko, co nie bardzo mi się spodobało, ale przybrałam na ustach wymuszony uśmiech. - Poznajcie naszą córkę... - z za pleców pani Allen wyłoniła się ciemnooka blondynka.
- Rachel?!
- Vanessa?! - Wykrzyczałyśmy równocześnie zdziwione swoją obecnością. - Co Ty tu robisz? - Nie wiedziałam jak zareagować. Co prawda chodzimy razem do klasy, ale nie znamy się. Zamieniłyśmy ze sobą chyba jedno zdanie pierwszego dnia szkoły i to by było na tyle.
- Zostałam zmuszona przez o tą tu dwójkę - wskazała niechętnie na swych rodziców - do przyjścia tutaj i poudawania kochającą się rodzinkę. - Wywróciła oczami, co mnie rozbawiło.
- Skoro się już znacie, to może zasiądźmy do stołu. - Tata zakomunikował, a wszyscy udali się za nim do jadalni.

Kolacja minęła nawet ciekawie. Na szczęście miałam miejsce koło Vanessy, która ciągle odpyskiwała swojemu ojcu lub bawiła się jedzeniem, co było nawet śmieszne. Gdyby nie ona, zanudziłabym się na śmierć.

- Patrz - wskazała na pulpecika, z którego uformowała głowę przyozdobioną warzywami. - Jestem Barack Obama, głosujcie na mnie to oddam wam ziemniaka. - Próbowała naśladować głosem prezydenta.

Zareagowałam niepohamowanym śmiechem, do którego Van zaraz dołączyła. Muszę przyznać, że polubiłam tę dziewczynę. Nie udaje nikogo kim nie jest, robi co chcę i na pewno nie da sobą pomiatać. Po zjedzeniu rodzice udali się z państwem Allen do salonu na pogaduszki, a ja zakomunikowałam im, że posprzątam po kolacji. Vanessa, nie chcąc słuchać nieciekawych tematów dorosłych, zgłosiła się do pomocy w kuchni.

- To jak Knight jutro jakiś mały odpalik w szkole? - Uniosła zadziornie brwi wycierając umyte przeze mnie naczynia.
- Kusząca propozycja - zaśmiałyśmy się jednocześnie.
- Pomyślmy, jakie są jutro lekcje... - podrapała się palcem wskazującym po brodzie z zamyślonym wzrokiem.
- Z tego co pamiętam, jutro jest matematyka ze starą jędzą - Van w odpowiedzi otrząsnęła się jakby była przerażona.
- Ach... Wymyśliłam ! –Podskoczyła, przy czym uderzyła głową w szafkę. Walnęłam się otwartą dłonią w czoło, a zaraz potem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- To teraz mnie oświeć tym genialnym planem, dzięki któremu nabiłaś sobie guza. - Podałam dziewczynie worek z mrożonkami, by przyłożyła do obolałego czoła.
- Przyjdź jutro punktualnie na lekcje, a ja się troszkę spóźnię. Wpadnę do klasy, przepraszając za spóźnienie. Po jakiś 10 minutach wypuszczę z torby moje cztery szczury, które będą miały przyczepione karteczki z numerkami 1, 2, 4, i 5. - Wpatrywałam się w blondynkę wywalając na nią oczy. - A teraz najlepsze - wyszczerzyła się w zabawnym uśmiechu. - Gdy we dwie już pozbieramy zwierzaki, oznajmimy tej starej flądrze, że nie ma numeru 3, a szczurów było pięć. - Nie wytrzymałam i wyobrażając sobie ten widok zaniosłam się śmiechem.
- Hahaha, jesteś… hahaha … nie hahaha … możliwa.
- Możliwe, ale flądra będzie przerażona i nas zwolnią z tej ostatniej lekcji - zaśmiała się złowieszczo, co wywołało kolejną falę śmiechu.

Posiedziałyśmy jeszcze chwilę w kuchni, rozmawiając o różnych błahostkach. Dowiedziałam się, że dziewczyna także pali i ma swoje specjalne miejsce w szkole przeznaczone do tego. Po jakimś czasie państwo Allen oznajmili, że muszą się już zbierać, więc pożegnałam się z nimi, a z Van wymieniłyśmy się numerami telefonu.

Od tej nagłej ilości humoru zrobiłam się śpiąca, wiec życzyłam rodzicom dobrej nocy i udałam się do swojego pokoju. Nie spodziewałam się, że kogoś polubię w nowej szkole, a już tym bardziej tego, że będę jeszcze wstanie śmiać się tak, jak kiedyś. Sama już zapomniałam, jakie to wspaniałe uczucie. Byłam wdzięczna mamie za ten pomysł z gośćmi. Będę musiała z nią jutro o tym porozmawiać.
Wchodząc do pokoju, pierwsze, co zrobiłam, to wyjrzałam przez okno, by ukradkiem sprawdzić czy nie ma tam przypadkiem chłopaka sprzed niecałych 3 godzin. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że w oknie nikogo nie ma i mogę spokojnie zaciągnąć się upragnionym dymem. Wyjęłam paczkę z kryjówki i, wyciągając jednego papierosa, usiadłam na parapecie. Otworzyłam okno na oścież i wypuściłam szary dym z płuc. Poczułam przyjemną ulgę rozchodzącą się po całym ciele. Zamknęłam oczy i byłam już w swoim własnym świecie.

- Bad girl hm? - Prawie wypadłam przez okno, gdy usłyszałam męski głos.
- Coś masz z głową ?! - Wykrzyczałam krztusząc się przez to nagłe pojawienie się bruneta. - Mogłam spaść idioto. - Chłopak wzruszył ramionami, a ja już chciałam się zbierać, chociaż nawet nie dokończyłam papierosa.
- Czekaj - zawołał członek znienawidzonego przeze mnie zespołu. - Nie gryzę - posłał zapewne firmowy uśmiech, który miał zrobić na mnie wrażenie.

Biłam się z myślami. Zostać i skończyć palić, czy dać sobie spokój i położyć się spać? Trudno, zaryzykuję, w końcu mam dobry humor i nawet ten chłoptaś mi go nie zepsuje. Wyłożyłam się wygodnie na parapecie, zaciągając się na nowo. Sąsiad poszedł w moje ślady i, trzymając papierosa w ustach, szukał czegoś po kieszeniach.

- Masz może zapalniczkę? - Wzruszając ramionami, rzuciłam poszukiwany przez niego przedmiot.
- Bad boy huh? - Skopiowałam jego pytanie unosząc jedną brew ku górze. Czemu ja się w ogóle włączam w konwersację z tym lalusiem?
- Tak wyszło - oddał mi tak zwanego "ognia" - Dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Długo palisz? - Spytał po pewnym czasie.
- Niecałe dwa lata. Jak dużo palisz? - Nie powiem, to pytanie mnie ciekawiło, gdyż dopiero co, widziałam go z papierosem.
- Paczkę dziennie - zamyślił się chwilę. - W gorsze dni do trzech. - Wywaliłam na niego oczy. Nawet ja tyle nie potrafię wypalić.
- Wow. No nieźle... Zły chłopaczek w skórze, z papierosem i tatuażami?
- Tak wyszło - ponowił odpowiedź, puszczając mi oczko, a na policzkach poczułam piekący żar. - Tak w ogóle to jestem Zayn - posłał uśmiech w moją stronę.
- Rachel - mimowolnie kąciki ust uniosły się lekko do góry.

Chłopak opowiedział mi, jak to się stało, że popadł w nałóg. Mówił, że manager i chłopcy ciągle go namawiają do rzucenia tego "świństwa", ale nikt go nie rozumie. Rozmowa przeszła nam zadziwiająco przyjemnie, a ja nawet prawie zapomniałam, że Bad boy jest z TEGO zespołu. Miał farta, że miałam zadziwiająco dobry humor, bo gdyby nie spotkanie z Vanessą i spędzenie wspólnie tych paru godzin, nie chciałabym być na jego miejscu. Całe szczęście nawet nie próbował podejmować zakazanego, jak dla mnie tematu. Nawet nie użył ani razu jego imienia, za co byłam mu wdzięczna. Powieki odmawiały mi już posłuszeństwa, więc oznajmiłam, że idę spać, na co Zack, czy jakoś tak, życzył mi kolorowych snów. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic, by zmyć zapach nikotyny, wykonałam jeszcze ostatnie czynności przed spaniem i w piżamie, składającej się z podkoszulka i damskich bokserek, odpłynęłam do krainy snów…



Vanessa Allen

Urodzona: 13.02.1995
Znak zodiaku: Wodnik
Miejsce urodzenia: Bristol
Aktualne miejsce zamieszkania: Londyn
Rodzeństwo: brak
Wzrost: 172 cm
Waga: 56 kg
Zainteresowania: Rysowanie
Lubi: Imprezy, tatuaże, chłopców
Nie lubi: Nauczycieli, nudziarzy i plastikowych lasek
Inne: Od trzech lat nałogowo pali, nie ma dobrych kontaktów z rodzicami, jest bogata
__________

Dziękujemy za wszystkie komentarze oraz zapraszamy do zakładki Bohaterowie i Zwiastun do oglądnięcia filmików :)
Informacje o nowych rozdziałach na tt: 
@Joan94x i @Aga_Damian

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 2



Odjechała zalana łzami. Łzami, które były spowodowane moją obecnością. To co wykrzyczała sprawiło, że czułem ucisk w klatce piersiowej. Nigdy nic tak bardzo mną nie wstrząsnęło. Wiedziałem, że Rachel będzie zła na mnie. Jednak nigdy bym nie pomyślał, że znienawidzi mnie do tego stopnia. Chłopcy wpatrywali się we mnie wyczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Nie rozumieli, co właśnie się zdarzyło, gdyż nigdy im nie mówiłem o niej. Nie chciałem im mówić. Wolałem nie myśleć o przyjaciółce, tak było łatwiej.
Teraz wszystkie wspomnienia wróciły. Każda spędzona razem chwila, jej piękny uśmiech oraz drzewo, w którym wyryliśmy nasze inicjały. Poczułem jak w oczach zbiera się słony płyn, który chciał spłynąć po mych policzkach, lecz toczyłem z nimi wewnętrzną walkę, by nie pozwolić im się wydostać. Jednak one nie dawały za wygraną. Spojrzałem po wszystkich zgromadzonych i gdy mój wzrok napotkał smutny wyraz twarzy pani Knight, nie dałem rady. Powiedziałem ciche przepraszam i udałem się do naszej posesji, tak aby nikt nie zauważył co się ze mną dzieje.
Gdy już przeszedłem te parę kroków, zamknąłem za sobą drzwi i opierając się o nie dałem upust emocjom. Pozwoliłem, aby łzy spłynęły gęstymi falami. Kochałem ją. Co ja bredzę?! Dalej ją kocham, przecież jest moją najlepszą przyjaciółką. Jak mogłem ją aż tak zranić?! Nigdy nawet mi nie przeszło przez myśl, że ona może się okaleczać i to z mojej winy, przez moją nieobecność. Z przemyśleń wyrwały mnie głosy chłopców podążających do naszego domu.

- Słyszeliście kiedyś o tej dziewczynie? - Po głosie rozpoznałem, że był to Niall. W odpowiedzi usłyszał krótkie "nie".
- Spokojnie chłopcy. Liam musiał mieć powód, by nie wspominać o niej, ale gdy będzie gotowy na pewno nam wszystko wytłumaczy. - Louis bronił mnie, a zarazem dawał wsparcie tymi słowami.

Z Tommo zdecydowanie najlepiej się dogadywałem. Zawsze wiedział w jakim jestem nastroju i wspierał mnie w każdej podjętej decyzji. Zanim 4/5 1d zdążyli wparadować przez drzwi, podniosłem się z miejsca i pobiegłem do swojego pokoju.
Przetarłem spływające łzy i podszedłem do szafy z ubraniami, by z jej dna wyciągnąć pudło z podpisem Liam i Rachel ♥. Spocząłem na łóżku i ostrożnie otworzyłem przedmiot kryjący moje skarby. Moim oczom ukazał się album ze zdjęciami, scyzoryk oraz okrągły breloczek z wygrawerowanym imieniem przyjaciółki. Podarowała mi go, gdy wybierałem się na kasting do programu x-Factor. Był i dalej jest moim talizmanem, który przyniósł mi szczęście wtedy, jak i podczas najważniejszych występów, już z zespołem. Przypinałem go do spodni tak, aby nikt nie mógł go dostrzec, gdyż nie chciałem, by ktokolwiek dowiedział się, że widnieje na nim imię Rachel. Wiem jakie są media. Nie dawaliby jej spokojnie żyć, a do mnie by padały pytania typu: Kim jest Rachel? To twoja dziewczyna? Czemu ją ukrywasz? To by mogło źle na mnie podziałać. Wystarczy, że podczas jednego z wywiadów zostałem spytany o moją miłość. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, bo na myśl od razu rzuciła mi się przyjaciółka, więc grzecznie spławiłem reporterkę i spuściłem wzrok starając się odgonić myśli o NIEJ.
Przeglądałem zdjęcia, które przedstawiały radosnych przyjaciół. Z naszego parominutowego spotkania przed domem zdążyłem zauważyć, że Rachel zmieniła się nie do poznania. Kiedyś tryskała energią, cieszyła się każdym nadchodzącym dniem. Uwielbiała się wygłupiać i często wpadała na zwariowane pomysły, które natychmiast wcielała w życie. Można powiedzieć, że przypominała żeńską wersję Tomlinsona. Jednak dziś, gdy ją spotkałem, wyglądała jakby całe życie z niej wyparowało. Sukienki i barwne ubrania, na których występowała na większości zdjęć zamieniła ciemnymi bluzkami i jeansami. Nie taką ją zapamiętałem, lecz to z mojej winy stała się inną osobą.
Mój wzrok spoczął na zdjęciu, które przedstawiało uśmiechniętą dziewczynę wśród kwiatów na NASZEJ łące. Nikt oprócz naszej dwójki nie znał tego miejsca, naszej oazy spokoju. Kąciki moich ust automatycznie uniosły się ku górze, na ten przepiękny widok i wspomnienia z nim związane. Ostatni raz spojrzałem na fotografię z chłopcem, który obejmował ramieniem ciemnowłosą i szczerzył się do obiektywu z twarzą wymalowaną farbami.
Zamknąłem mój skarb i schowałem na miejsce, a breloczek przypiąłem do przedmiotu, który zawsze noszę przy sobie, czyli kluczyka od auta. Kładąc się z powrotem na łóżku nadałem sobie postanowienie, a mianowicie muszę za wszelką cenę odzyskać Rachel i to tą, którą była przed moim wyjazdem i zniszczeniem wszystkiego. Teraz jestem przy niej i muszę wszystko naprawić. Już miałem obmyślać plan działania, lecz ktoś zapukał do drzwi, więc zaprosiłem go do środka. W progu stanął Louis uśmiechając się niepewnie. Przesunąłem się na koniec łóżka, tym samym wskazując przyjacielowi, żeby spoczął przy mnie. Lou wskoczył na swoje miejsce tak, że jego stopy wylądowały na poduszce, a głowę miał zwróconą w moją stronę.

- Wszystko w porządku? - Pasiasty merdał nogami na prawo i lewo, a ja się zastanawiałem czy powiedzieć prawdę.
- Yyy tak tak, jest ok. - Lou zmrużył oczy przyglądając mi się.
- Liam, Liam, Liam - pokręcił głową zaciskając usta. - Myślałeś, że przede mną coś ukryjesz? Dobrze wiesz, że to jest niemożliwe. - Teraz już wiedziałem, że muszę się mu wyżalić, tak jak to bywa z każdym problemem.
- Dobrze - spuściłem wzrok na dłonie. - Chodzi o Rachel.
- To ta dziewczyna z podwórka? - Skinąłem lekko głową na tak. - No to zamieniam się w słuch.

Opowiedziałem przyjacielowi całą historię, od pierwszego spotkania, aż po dzisiejsze zdarzenie. Gdy skończyłem, zrobiło mi się chociaż trochę lżej na sercu. Dziękowałem Bogu, że zesłał mi takiego przyjaciela jakim jest Louis Tomlinson. Zawsze, gdy coś mnie gryzło, on był pierwszą osobą, która to zauważała. Przychodził do mnie, żeby mnie wysłuchać i dać dobrą radę tak, jak i teraz. Ani razu mi nie przerwał i jedynie mi przytakiwał lub posyłał szczery uśmiech, gdy wspominałem jeszcze te dobre czasy.

- Kochasz ją - podsumował całą moją wypowiedź szczerząc się jak głupi do sera.
- No oczywiście, że ją kocham Lou, to moja najlepsza przyjaciółka. - Ostatnie słowo wypowiedziałem prawie szeptem.
- Nie nie Li, źle się zrozumieliśmy- poklepał mnie po nodze i wlepił wzrok w moje oczy. - Ty ją kochasz - dodał, specjalnie akcentując ostatnie słowo.
- Ale, że co? Jak? - pytałem sam siebie. Czy to możliwe, żebym był zakochany w Rachel, jak chłopak w dziewczynie, a nie w przyjaciółce?
- Oj dzieciaczki, jak wam trzeba wszystko tłumaczyć - pasiasty zaniósł się śmiechem, a ja zacząłem się zastanawiać nad jego słowami. - Po pierwsze Daddy- wyliczał na palcach. - Od kiedy się znamy, nigdy nie spojrzałeś na żadną dziewczynę tak, jak dziś na tą uroczą niewiastę. Nawet na Danielle.
Kochałem Danielle, ale ciągle czułem pustkę po przyjaciółce i nie mogłem jej oszukiwać, że jest jedyną dziewczyną w moim sercu.
- Po drugie: wystarczyło posłuchać jak o niej mówisz - posłał mi jeden z swych firmowych uśmiechów. - Cały czas w oczach świeciły Ci iskierki. Po trzecie...
- Dobrze Lou, wystarczy - przerwałem mu, bo znając go, to mógłby tak długo wymieniać. - Chyba masz rację, kocham ją i muszę odzyskać.
- No to, to na pewno. Wujcio Lou ma już pewien chytry plan, który nie może zawieść - zaśmiał się złowieszczo, co wywołało, że atmosfera panująca w pomieszczenie rozluźniła się.

Chwilę potem znów wszystko wróciło do normy i zaczęliśmy się wygłupiać, czemu towarzyszyły śmiechy z naszej strony. Tommo przyłożył mi stopy do twarzy, a jak zwykle nie miał założonych skarpetek, więc zareagowałem głośnym "Fuuuj" i zwaliłem go z łóżka. Louis nie chcąc pozostawać mi dłużnym pociągnął mnie za nogę, co spowodowało, że upadłem prosto na Króla marchewek. Nagle do pokoju wpadła pozostała trójka dzikusów rzucając się na nas. Później wyjaśniłem im kim jest tajemnicza dziewczyna sprzed trzech już godzin, a Louis przedstawił nam swój genialny według niego plan.

*Rachel*
Włącz: <KLIK>

Gdy tylko spojrzałam w JEGO oczy, poczułam jak wszystko wraca. Niechciane wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą. Słone łzy spływały obficie po policzkach. Nie przejmowałam się rozmazanym tuszem, który pozostawiał czarne ślady na twarzy. Przekręciłam kluczyk w stacyjce auta i, przecierając łzy, ruszyłam przed siebie. Chciałam... MUSIAŁAM uciec od nich, od NIEGO.
Całą drogę jechałam w ciszy, bałam się włączyć radio. Są już na tyle sławni, że z pewnością puściliby ich piosenkę, a to wcale by mi nie pomogło. Po niecałych 3 godzinach dojechałam na miejsce. Pierwsze, co zrobiłam, napisałam sms'a do mamy, gdyż wydzwaniała całą drogę. W treści wiadomości poinformowałam ją, żeby się o nic nie martwiła i że wrócę przed 22. Zaraz potem wyłączyłam telefon i wysiadłam z pojazdu. Ruszyłam na NASZĄ łąkę. Stanęłam na samym środku i okręciłam się wokół własnej osi. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Pełno kolorowych kwiatów, małe jeziorko, przy którym spędzaliśmy najpiękniejsze chwile oraz piękny, ogromny dąb. Podeszłam do drzewa, a w oczach znów zebrały się niechciane łzy. Opuszkami palców przejechałam po zniszczonym przeze mnie napisie, który ON wyrył. Pamiętam jakby to było wczoraj.

Jak co dzień po szkole wybraliśmy się na spacer w nasze magiczne miejsce. Liam całą drogę rozśmieszał mnie historyjkami ze szkoły.
- Nogi mi już odpadają - pożaliłam się układając usta w podkowę, na co chłopak zareagował swym zarażającym śmiechem. 
- Gdyby panna Knight pomyślała, to by nie zakładała butów na 15 cm obcasie. - Poruszał zalotnie brwiami, za co dostał kuksańca w ramię.
Jednak Payne dobrze wiedział, o co mi chodzi i już bez zbędnych protestów wziął mnie na barana. Miałam ubraną kremową sukienkę na cienkich ramiączkach, lecz nie przejmowałam się tym, gdyż nikt oprócz naszej dwójki nie znał tej drogi, prowadzącej przez las. Ściągnęłam czółenka z obolałych nóg, co przyniosło ulgę. Liam oczywiście musiał się zaśmiać. Niestety muszę mu przyznać rację, że nie najlepiej dobrałam buty, ale wyszło mi to na dobre, gdyż mogłam czuć jego ciepły dotyk, który zawsze powodował miłe wibracje w moim ciele.
- To co Li, czym mnie dziś zaskoczysz?
- Mam pewien pomysł, ale musisz być grzeczna - pogroził mi palcem przed oczyma starając się udawać poważnego.
- No ale no... Ugh... dobra.
Zgodziłam się, ale strasznie mnie korciło, żeby coś zmajstrować. Ten Liam to serca nie ma. Gdy w końcu stanęliśmy na łące upuściłam buty i zeskoczyłam z chłopaka. Złapałam go za ręce i popłynęliśmy w tańcu. Chichraliśmy się na całego, zapominając o całym otaczającym nas świecie. Liczyliśmy się tylko my i nasze magiczne miejsce.
- A teraz czas na... Niespodziankę ! - Uradowałam się jak małe dziecko na widok lizaka.
Liam wyciągnął z kieszeni spodni scyzoryk, który służył jako podręczny nożyk. 
- Eee... Liam?
- Tak, Rachel? - Chłopak ukazał białe, równe zęby.
- Chyba nie chcesz mi nic zrobić? - Ufałam mu jak nikomu innemu, ale mimo to przeszył mnie strach.- Bo wiesz, jak coś, to rozpowiem wszystkim twoim kolegom, że płaczesz podczas oglądania "Toy Story" - wystawiłam mu język.
- Ehh... A już się cieszyłem.
- Wiedziałam ! - Wskoczyłam mu na plecy udając, że go przyduszam za karę.
- Dobra, a teraz daj odpocząć moim plecom i chodź.
Posłusznie wykonałam polecenie przyjaciela, a on podprowadził mnie pod stary dąb, pod którego koroną przesiadywaliśmy godzinami. Liam uniósł rękę z metalowym przedmiotem i rozpoczął pracę na jego korze. Przyglądałam się jak starannie wyrył napis R.K. L.P PRZYJACIELE NA ZAWSZE. Jednak pod koniec ta moja sierotka musiała się przeciąć i stróżka krwi spłynęła po jego wewnętrznej części dłoni.
- O... Słodki jesteś - śmiejąc się złożyłam soczystego buziaka na jego policzku.
- No to jest oczywiste - po raz kolejny tego dnia zaprezentował ten piękny uśmiech.

Ach.. Wspaniałe wspomnienia. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, ale chwilę później zdałam sobie sprawę, że to już należy do przeszłości... Zabolało. Łezka, która chwilę temu zakręciła się w moim oku, zamieniła się w potok łez. Chciałam, aby było jak dawniej. By był ze mną, gdy tego potrzebowałam. Teraz to jest już niemożliwe. Ma nowych przyjaciół, dla których mnie zostawił, a ja muszę sobie radzić sama.
Posiedziałam jeszcze trochę nad jeziorkiem, a gdy zaczęło się ściemniać, udałam się w drogę powrotną do domu.

piątek, 19 października 2012

Rozdział 1



Stałam w rzędzie wraz z całą moją nową klasą. Właśnie miało nastąpić uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego. Czułam się tutaj strasznie. Zero przyjaciół, ale w sumie tam, gdzie wcześniej mieszkałam też nie miałam nikogo kogo mogłam nazwać 'przyjacielem'. Kiedyś miałam, ale nie chcę już o nim myśleć.
I zaczęło się to gadanie dyrektora i innych nauczycieli. Nie miałam pojęcia o czym mówią, bo myślałam o nim. Jak będzie wyglądać nasze spotkanie? Czy uda mi się nie rozpłakać? A może nie rozpozna mnie? Tak bardzo się tego bałam. Do rodziców dalej miałam ogromy żal, ale oni twierdzą, że kiedyś im za to podziękuję.

- To wszystko. Rozejdźcie się do klas.- Dyrektor wypowiedział ostatnie słowa, a uczniowie opuścili aule.
Podążałam za moją wychowawczynią i resztą klasy. Nie łatwo być jedyną nową w swoim roczniku. Wszyscy się już znają. Nie miałam co robić, więc podsłuchiwałam rozmowy jakiś dwóch dziewczyn.
- Dzisiaj wracają. Może ich spotkamy. - Mówiła jedna z nich rozmarzonym głosem.
- Lubisz One Direction? - Ta druga prawdopodobnie zauważyła, że podsłuchuję i dlatego zadała mi to pytanie
- Nie - mówiłam oschłym głosem. Na samo wypowiedzenie nazwy tego zespołu miałam ochotę wziąć żyletkę do ręki.
- Czemu? - Wywaliła oczy z nie do wierzenia blondyna w przykrótkiej spódniczce.
- Nie wasza sprawa!

W taki sposób na pewno nie będę miała nowych znajomych, ale nie potrafię inaczej reagować. Czwórka idiotów zabrała mi mojego jedynego przyjaciela, którego tak strasznie kochałam.
Gdy tylko doszliśmy do sali skierowałam się do ostatniej ławki, w rzędzie przy oknach. Od razu usiadłam i patrzyłam co dzieje się na ruchliwych ulicach Londynu.

- Może wstaniesz i przedstawisz się? -Zapytała nie miłym głosem kobieta
Zrozumiałam że to pytanie było do mnie. Cała klasa patrzyła na mnie z uśmiechami na twarzy.
- Po co? - Zapytałam wstając i opierając się lewą dłonią o parapet.
Już gdy się przeprowadziliśmy postanowiłam, że w szkole będę chamska. Chcę jak najbardziej zdenerwować rodziców.
- Może grzeczniej? Powiedz nam jak się nazywasz i jakie jest twoje hobby. - Nauczycielka nie dawała za wygraną.
- Nazywam się Rachel Knight. A moje hobby to moja sprawa. Coś jeszcze?

Kobieta pokiwała bezradnie głową po czym kazała nam usiąść. I znowu zaczęło się gadanie jak to dobrze widzieć klasę po wakacjach i takie tam. Rozdała plany lekcji po czym usiadła na biurku, żeby dalej rozmawiać z klasą. Podniosłam rękę do góry.

- Tak?
Cała klasa patrzyła na mnie z zaciekawieniem, a ja wstałam jak gdyby nigdy nic i zaczęłam mówić z słodkim uśmieszkiem.
- Chodzi o to, że bardzo się śpieszę i muszę już iść. Naprawdę mi przykro, że nie mogę dużej zostać, ale wie Pani, obowiązki wzywają.
Nie wiem czemu, ale cała klasa zaczęła się śmiać. To nie miało być śmieszne, więc trochę nie ogarniam.
- Tak? - Kobieta podniosła brew. - A jakie to obowiązki?
- Hmm... Tak szczerze to trochę pani przynudza, a mi się nie chce tego słuchać - powiedziałam z grymasem na twarzy czym jeszcze bardziej rozśmieszyłam klasę.
- Masz szczęście, że jesteś nowa. Gdyby powiedziała to Vanessa, to by od razu poszła do dyrektora.
- Czemu akurat ja!? - Zapytała wstając jakaś dziewczyna.
- Bo to Ty masz zawsze takie teksty.
- Wal się - powiedziała niby cicho, ale i tak cała klasa to usłyszała.
- Hahahaha. Już cię lubię! - Krzyknęłam do niej.
- Vanessa pójdziesz wraz z... - popatrzyła na biurko. - Rachel do dyrektora. Natychmiast!

Fajne ma. Co ja takiego znowu powiedziałam? Ta baba jest jakaś nie normalna. Rozpoczęcie roku i niby już mam iść do dyrektora. Pff..
Zabrałam moje rzeczy i wraz z tą drugą dziewczyną wyszłam z sali.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę do domu - powiedziałam na start.
- Ja też.

Wyszłyśmy ze szkoły w ciszy. Żadna z nas nie zamierzała się odezwać. Ja wsiadłam do swojego samochodu, a dziewczyna do swojego. Nawet nie pożegnałyśmy się tylko odjechałyśmy.
Gdy dojechałam pod ten dom zobaczyłam sporo osób kręcących się tam.
- One Direction - powiedziałam pod nosem.

Fanek to było chyba z dwadzieścia plus jakiś trzech ochroniarzy. Wszyscy patrzyli z oczekiwaniem na drogę. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam iść do domu. Usłyszałam głośne piski i odwróciłam się. Po drodze jechał duży czary van. Wkurzona przywaliłam ręką w ścianę i zaczęłam jak najszybciej szukać kluczy. Nie były mi jednak potrzebne, bo drzwi same się przede mną otworzyły.

- Już są - powiedziała mama ciągnąć mnie za rękę.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam wkurzona i wbiegłam do środka.
Nie chciałam, żeby przyjeżdżali. Obawiałam się tego dnia od dwóch tygodni, aż w końcu nastąpił...

*JEGO oczami*

Gdy podjeżdżaliśmy pod dom wspomnienia wróciły. Ten sam samochód. Był identyczny. Zawsze stał obok mojego domu w Wolverhampton. Teraz też stoi obok mojego domu w Londynie.
Wysiedliśmy z samochodu. Jak zwykle masa fanek i ochroniarze. Złożyliśmy podpisy, a fanki odeszły. Kawałek dalej zobaczyłem dwie osoby. Zbliżyli się kilka kroków do mnie, a ja do nich. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Chłopcy pytali kto to, ale nie odpowiadałem. Gdy byłem już pewny, że to oni podbiegłem do nich.
- Liam! - Krzyknęła kobieta i przytuliła mnie.
- Ona tu jest? - Zapytałem z nadzieją w oczach.

Tak bardzo chciałem, żeby wszystko było jak dawniej. Wiem, że wszystko spieprzyłem. Po pewnym czasie, gdy byliśmy już popularni musiałem zmienić telefon, bo dawni znajomi rozesłali mój numer. Błędem było to, że nie zapisałem jej numeru. Od dwóch lat jej nie widziałem.

- Liam.. - zaczął ojciec. - Ona.. Od czasu kiedy ją zostawiłeś, jest z nią naprawdę źle. Przeprowadziliśmy się tu, żebyście odnowili przyjaźń. Problem w tym, że ona Cię... nienawidzi - powiedział bardzo cicho.
Poczułem, jak moje oczy stają się mokre. Jak to "nienawidzi"? Przecież, ja ją kocham.
- Co jest? - Poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu.
Odwróciłem się i zobaczyłem Louis'a.
- Czy Ty... płaczesz ? - Zapytał przytulając mnie.
- Rachel.. - tylko tyle zdołałem powiedzieć.
- Kto to?

Nigdy im o niej nie opowiadałem, co nie było sensowne. Są moimi przyjaciółmi...
Usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Popatrzyłem tam. Z domu wyszła dziewczyna w dżinsowych spodniach i białej bluzie. Na głowie miała kaptur, więc nie widziałem jej twarzy. Mimo tego bardzo dobrze wiedziałem kto to jest. Myślałem, że wsiądzie do samochodu i gdzieś pojedzie, jednak ta podeszła do rodziców. W tym czasie reszta chłopców stanęła obok mnie.

- Rachel... - wyszeptałem.
- Co? - Odpowiedziała złowrogo. Nie wiedziałem co powiedzieć. - Przyszłam tu tylko po to, by powiedzieć Tobie, a właściwie to wam, że was nienawidzę! - Podeszła bliżej.
- O co chodzi? - Zapytał rozkojarzony Niall.
- Nienawidzę was! - Podeszła bliżej - Odebraliście mi przyjaciela! Jedynego przyjaciela! Wiecie jak to jest , gdy twój przyjaciel nie odbiera telefonu od Ciebie, bo wygłupia się z nowymi znajomymi?! To ja Cię namówiłam, żebyś tam jechał! Po co?! Nienawidzę Was! Chcę żebyście poczuli kiedyś to co ja! Taki ogromny ból! - Płakała coraz bardziej tak samo, jak ja.
Te słowa mnie tak strasznie raniły. Czułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
- Powie ktoś w końcu o co chodzi?! Kim ona jest?! - Krzyczał teraz Harry.
- Świetny z Ciebie przyjaciel! Nawet się do mnie nie przyznałeś! Pierdolcie się wszyscy!

Zaczęła uciekać. Mimo prób jej zatrzymania przez chłopców i rodziców, ona wsiadła do samochodu i z piskiem opon odjechała...

środa, 17 października 2012

Prolog



Dlaczego oni to zrobili? Wiedzą jak go nienawidzę. Nienawiść, to podobno uczucie, którego nikt nie powinien doświadczyć. Pierwszy raz w życiu kogoś naprawdę znienawidziłam. Kiedyś mówiłam "Nienawidzę szkoły, nauczycieli, fałszywych przyjaciół". Jednak teraz wiem, że nienawiść, to za dużo powiedziane. Tego po prostu nie lubiłam. A kogo nienawidzę? Mojego dawnego, najlepszego przyjaciela.
Kiedyś wygrawerowaliśmy na drzewie nasze inicjały. Rok temu je zdrapałam. Miałam depresję przez długi czas. Gdy już się pozbierałam, rodzice wszystko zniszczyli. Pewnie nikt nie wie o co chodzi, więc wyjaśnię Wam.

2005 r.
Miałam dziesięć lat. Znajomych mi nie brakowało, ale prawdziwego przyjaciela nie miałam. Właśnie patrzyłam przez okno, jak ktoś wprowadza się do domu obok. Jakiś mężczyzna, kobieta, dwie dziewczyny i chłopak. Wtedy nie sądziłam że będę go nienawidzić.

Pół roku później
Szłam do domu, gdy nagle potknęłam się i upadłam na ziemię. Z mojego kolana momentalnie popłynęła krew. Zaciskałam zęby z bólu, a na dodatek nie było żadnych szans, żebym się podniosła z chodnika.

- Jezu! Wszystko w porządku? - Wtedy pierwszy raz usłyszałam ten piękny głos.
Około trzynastoletni, spanikowany chłopak klęczał nade mną.
- Jest ok. Pomożesz mi wstać? - Wypowiedziałam z uśmiechem.
Jak na dziesięciolatkę potrafiłam dobrze udawać.
- Jasne.
Chłopak zrobił to, o co go poprosiłam, wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Nie sądziłam, że taka młoda osoba, może być aż tak pomocna.
Gdy moi rodzice nas zobaczyli przerazili się. Mama zaczęła opatrywać ranę, a tata rozmawiał z chłopcem.
- Bardzo dziękujemy za Twą pomoc.
- Nie ma za co - uśmiechnął się ciepło. - Jeśli nie mają państwo nic przeciwko, wpadłbym później zobaczyć, jak z nogą.
- Oczywiście że nie.
Kilka godzin później drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a ja ujrzałam owego chłopaka.
- Cześć, nie przeszkadzam?
- Jasne, że nie. Jeszcze raz Ci dziękuję.
- Nie ma za co dziękować.

Przedstawiliśmy się sobie i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo.
Od tego czasu byliśmy nierozłączni. Rodzice też się poznali i polubili. Zawsze śmiali się z tego, że wszystko robimy razem. Najpierw myśleli, że to tyko dziecięce przyjaźnie i za jakiś czas będziemy zwykłymi znajomymi.

2008 r.
- Na zawsze przyjaciele.
- Na zawsze - potwierdziłam.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz.
- Obiecuję.
Tylko dlaczego JA go wtedy nie poprosiłam, żeby on też mi to obiecał?

2010 r.
- Nie chcę tam jechać bez Ciebie - mówił smutny.
- Jedź! Są telefony. Będziemy rozmawiać codziennie. Zrób to dla mnie, proszę.
- Dla Ciebie wszystko - przytulił mnie i wsiadł do samochodu.

Jakiś czas później.
Na początku rozmawialiśmy cały czas. Byłam z niego tak cholernie dumna. Doszedł tak daleko... Tak daleko, że pokochał fanów i swoich przyjaciół bardziej ode mnie. Po jednym z występów zadzwoniłam, żeby jak zwykle mu pogratulować. Nie odebrał. Wtedy i już nigdy później. Napisałam sms-a. Nie odpisał. Wtedy i już nigdy później. Gdy oglądałam filmiki na Youtube z jego udziałem, byłam załamana. Płakałam na każdym, gdy tylko widziałam, jak wygłupia się z nowymi przyjaciółmi. "Za kim najbardziej tęsknicie?" - Zapytał prezenter na jednym z nagrań.
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie - odpowiedział ON.
Znienawidziłam go.

2012 r. styczeń
Pieprzone gwiazdy. Przyjechał na odwiedziny z tym swoim zespolikiem. Znowu. A ja co zrobiłam? Jak zwykle pojechałam na ten czas do babci. Nie chcę go już nigdy widzieć.

2012. 09. 04 (teraźniejszość)
Tak właśnie wyglądała moja historia. A teraz o tym, co się stało. Rodzice stwierdzili, że od czasu kiedy przestałam z nim utrzymywać kontakt, jestem jak duch. Może i tak jest, ale to moja sprawa. Tylko oni nie potrafią tego uszanować.
Od dwóch tygodni mieszkamy tutaj. W Londynie. W domu obok NIEGO. Obok NICH. Ale ON o tym nie wie. Dowie się dzisiaj, gdy wrócą z trasy.